Info

avatar Blog rowerowy prowadzi Keto z miasteczka Bydgoszcz. Mam przejechane 175617.72 km Jeżdżę z prędkością średnią 25.79 km/h Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

> 200 km

Dystans całkowity:21474.06 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:850:18
Średnia prędkość:25.25 km/h
Maksymalna prędkość:78.94 km/h
Suma podjazdów:112983 m
Maks. tętno maksymalne:186 (102 %)
Maks. tętno średnie:135 (77 %)
Suma kalorii:450944 kcal
Liczba aktywności:48
Średnio na aktywność:447.38 km i 17h 42m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
225.40 km
07:45 h 29.08 km/h:
Maks. pr.:53.75 km/h
Temperatura:11.0
HR max:164 ( 90%)
HR avg:131 ( 71%)
Podjazdy:1387 m
Kalorie: 4708 kcal

Kaszebe Runda - 2013

Niedziela, 26 maja 2013 · dodano: 26.05.2013 | Komentarze 6

Trasa: Kościerzyna - Grzybowo - Wąglikowice - Wdzydze - Olpuch - Borsk - Wiele - Leśno - Laska - Drzewicz - Chociński Młyn - Małe Swornegacie - Funka - Charzykowy - Babilon - Zielona Huta - Zielona Chocina - Lipnica - Rekowo - Udorpie - Studzienice - Półczno - Gołczewo - Węsiory - Klukowa Huta - Stężyca - Koscierzyna

HZ - 39%
FZ - 51%
PZ - 10%
cad - 84

Startuję o 7.40 spod Urzędu Miasta w Kościerzynie. Niestety pogoda nie rozpieszcza, jest chłodno, tylko 8-9 stopni Celsjusza i pada drobna mżawka. Ruszam wraz z dużą grupa kolarzy. Przez miasto tempo jest spokojne, ale zaraz na wylocie Kościerzyny czołówka grupy nadaje duże tempo. Przez dobre kilkanaście kilometrów kręcimy około 30-37 km/h. Moja grupa zaczyna się rozpraszać. Większość zostaje z tyłu, a ja trzymam koło kolarzy w czołówce. Deszcz nie przestaje padać, ale przynajmniej dobrze się rozgrzałem i nie czuję chłodu. Mijamy pierwsze miejsca bufetowe na trasie, ale nikt nie zatrzymuje się, tylko jedziemy dalej. Pierwszy, i jedyny postój robię na 120 km w Charzykowach, gdzie zjadam lekki żurek z pieczywem na obiad. Uzupełniam izotonik w bidonach i w momencie wyjazdu orientuję się, że gdzieś zgubiłem jedną rękawiczkę. Chwilę szukam zguby, ale nic z tego. Czas nagli więc odpuszczam sobie dalsze poszukiwania i jadę tylko w jednej rękawiczce. Po krótkim postoju, kiedy ruszam na trasę, dosłownie mnie przewiewa od chłodu. Po kilku kilometrach w prawą dłoń (tej bez rękawiczki) jest mi tak zimno, że aż trudno zmienia mi się przełożenia. Przez dobre 40 km jadę sam, czasami wyprzedzając kolejnych kolarzy. Przed Bytowem dochodzi do mnie kolega z Katowic, z którym rozmawiając łatwiej pokonuje się liczne podjazdy na tym odcinku. Jedziemy ze zmianami, ale po pewnym czasie gubię kolegę i od tego momentu, aż do mety w Kościerzynie jadę samotnie. Generalnie jedzie mi się bardzo dobrze. Kondycyjnie nie mam żadnych problemów, jedynie pod koniec trasy daje znać o sobie tyłek, który walczy z nowym siodełkiem. Ostatnie 15 km do mety jadę pod czołowy wiatr, który wyraźnie spowalnia. Na metę wpadam jak na lotnym finiszu i chwilę później odbieram pamiątkowy medal za ukończenie dzisiejszego maratonu.

Przed startem do Kaszebe Runda 2013 r © ketoketo


Nagroda za ukończenie maratonu © ketoketo

Kategoria > 200 km, Focus, Maratony


Dane wyjazdu:
640.66 km
26:15 h 24.41 km/h:
Maks. pr.:51.26 km/h
Temperatura:19.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2079 m
Kalorie: kcal

Hardcorowe Mazowsze

Wtorek, 11 września 2012 · dodano: 13.09.2012 | Komentarze 17

Trasa: Bydgoszcz – Górsk - Toruń – Czernikowo – Kikół - Lipno – Skępe – Sierpc – Zawidz Kościelny – Koziebrody – Raciąż – Baboszewo - Płońsk – Dobra – Nowa Biała – Płock – Łąck - Gostynin – Strzelce - Kutno – Witonia – Łęczyca – Piątek – Bielawy - Łowicz – Kozłów Nowy – Sochaczew – Sanniki – Gąbin – Płock – Soczewka – Nowy Duninów – Wistka Królewska – Włocławek – Lubanie – Raciążek – Brzoza - Toruń – Przysiek – Pędzewo – Strzyżawa – Bydgoszcz

To chyba ostatni dogodny moment na zrobienie tak długiej trasy w tym roku. Prognoza pogody jest optymistyczna, bez deszczu a temperatura w nocy nie powinna spaść poniżej 10 stopni Celsjusza i do tego bardzo słaby wiatr. Załatwiłem więc dwa dni urlopu i postanowiłem pojechać na swoją życiówkę.
Wyjeżdżam na trasę o 7 rano bo chcę uniknąć dwukrotnej jazdy po ciemku w ciągu doby. Jadę z kompletnie lajtowym ekwipunkiem. Nie zabieram jedzenia oprócz 10 szt. batonów energetycznych oraz przygotowanego izotonika w saszetkach, poporcjowanego do rozpuszczenia. Jedzenie i picie zamierzam na bieżąco kupować w trakcie trasy, a nocą korzystać wyłącznie z zaopatrzenia na dużych stacjach benzynowych.
Od początku jadę wielokrotnie przejeżdżaną trasą do Torunia. Ruch samochodów od samego rana jest dość znaczny, ale jadę wygodnym, szerokim poboczem. Niestety w Toruniu muszę przebić się przez centrum oraz odcinek remontów drogi w kierunku wylotu na Warszawę. Przez kilka kilometrów jadę drogą ekspresową oczywiście łamiąc prawo, ale dzięki temu szybko wydostaję się na krajową 10-tkę. Na odcinku z Torunia do Lipna ruch jest naprawdę duży. Pokonuję parę pierwszych, większych pagórków, ale generalnie trasa jest płaska. Po prawie 100 km robię pierwszy postój na jedzenie, w które zaopatruję się w miejscowym Lidlu. Po odpoczynku kieruję się przez Skępe do Sierpca. Ten odcinek krajówka wiedzie przez zalesione okolice, których dalej będę szukać na próżno. Na szczęście nie wieje prawie wcale, dlatego też nie jest mi potrzebna żadna leśna ochrona. Po drodze mijam modne ostatnio leśne miejsca postojowe, które buduje się dosłownie w każdym leśnym zakątku. Przez Sierpc przelatuję główną drogą i po kilkunastu kilometrach zjeżdżam z krajowej 10-tki do Złakowa Kościelnego. Zaliczam kolejne gminy do kolekcji. Zaczyna robić się bardzo ciepło, jakby ponownie wracało lato. Termometr na postoju wskazuje aż 32 stopnie Celsjusza ! Po uzupełnieniu wody i krótkim odpoczynku pedałuję bocznymi drogami do Raciąża. Na małym, zadrzewionym rynku robię zdjęcia i nawiguję w kierunku Płońska. Nawierzchnia bocznych dróg jest tutaj zaskakująco dobra, poza kilkoma niewielkimi odcinkami. Dojeżdżam do Płońska. Pora na dłuższy odpoczynek. Odnajduję po drodze pizzerię, gdzie miła obsługa pozwala mi na wprowadzenie roweru do środka. Zamawiam średnią pizzę i tak schodzi mi prawie godzina na odpoczynek. Opuszczam Płońsk i jadę bocznymi drogami przez Dobrą, na skróty do Płocka. Już w ubiegłym roku przejeżdżałem przez to miasto i ciężko się je przejeżdża rowerem. Nie sposób ominąć centrum, a na dodatek muszę przedostać się na drugą stronę Wisły. Przejazd mostem jest trochę niebezpieczny bo jadę ulicą, a nie ścieżką rowerową i trochę blokuję dwa TIR-y za mną. Jeden z nich trąbi, ale jakoś daję radę. Długą prostą wyjeżdżam z miasta i na rondzie, na obrzeżach Płocka jadę w kierunku Gostynina drogą numer 60. Po drodze mijam zabudowania pałacu w Łącku – siedzibę zarządu Stada Ogierów. Docieram do obwodnicy Gostynina, gdzie na stacji benzynowej zatrzymuję się na dłuższy postój. Wyraźnie już odczuwam przejechany dystans. W nogach mam już 300 km. Zjadam drożdżówki i pączki oraz dwa batony energetyczne, które zapijam mocną kawą z ekspresu. Trochę siedzę na stacji i wysyłam sms-y do rodzinki. Z braku apetytu jakoś nie mogę specjalnie więcej w siebie wcisnąć. Przed odjazdem zjadam jeszcze na siłę dwie kupione, gotowe kanapki i pomału zbieram się do drogi. Zrobiło się już całkiem ciemno więc zakładam przednią mocną lampkę, odpalam tylną i wyruszam w drogę. Na skutek dłuższego postoju na odpoczynek ciężko jedzie przez kilka pierwszych kilometrów, ale dalej już jakoś się rozruszałem. Drugi raz w trakcie tego wyjazdu jadę drogą ekspresową z zakazem ruchu dla rowerów. Przed samym Kutnem trafiam na nowo wybudowany most nad jeszcze świeżym odcinkiem autostrady. Kutno omijam obwodnicą miasta. Po drodze na chwilę zajeżdżam do McDonalds’a po trzy hamburgery na drogę. Zjeżdżam z głównej drogi w kierunku na Łęczycę. Tuż przed samą Łęczycą dosłownie na kilka kilometrów wjeżdżam na krajową jedynkę by zaraz odbić w lewo, w stronę Łowicza. Jadę strasznie długą na około 30 kilometrów prostą. Ciągnie się tutaj tzw. szlak romański. Odcinek do miejscowości Piątek dłuży mi się w nieskończoność. Motywacja do jazdy spada i chyba czas ma empetrójkę. W Piątku jestem krótko po północy. Odnajduję pomnik symbolizujący geometryczny środek Polski. Próbuję robić fotki komórką, ale telefon przy tym oświetleniu słabo sobie daje radę. Siedzę dłuższą chwilę na pobliskiej stacji benzynowej i wypijam kolejną kawę. Zjadam także dwa batony energetyczne i ruszam w dalszą drogę. Znowu jadę cały czas długą prostą aż do samego Łowicza. Droga przez Bielawy jest kompletnie pusta i dzięki temu jedzie się bezpiecznie, tym bardziej, że droga nie ma wydzielonego pobocza. Od dłuższego czasu przednia lampka świeci wyraźnie słabiej i jestem zmuszony zmienić baterie. Okazuje się, że mocniejszy tryb pracy (20 luxów) jest mocno prądożerny i baterie wystarczają tylko na niecałe 4 godziny jazdy. Porażka, ale czego oczekiwać od mocnej, ale za to taniej, chińskiej lampki. Jadę i stale ziewam, do tego wyraźnie czuję już przejechany dystans i brak snu. Dwa razy po drodze zatrzymuję się na postój, na którym trochę chodzę żeby się orzeźwić. Pomimo, że noc jest wyjątkowo ciepła to przy zmęczeniu odczuwam wyraźnie zimno i pod cienką kurtkę windstopperową ubieram dodatkowo cieplejszą bluzę. Nareszcie docieram do przedmieścia Łowicza, gdzie pobijam mój dotychczasowy rekord dystansu – 401 km. Nawet nie chce mi się wjeżdżać do miasta tylko od razu kieruję się na stację benzynową BP Turbo Car. Fajna nazwa, może mnie też tam turbo podładują. Wewnątrz jest ciepło, gdzie nareszcie się rozgrzałem. Ostatnie kilometry przed Łowiczem było mi wyraźnie zimno, a szczególnie w stopy, ale to pewnie efekt zmęczenia. W barze na stacji zamawiam żurek i schabowy z frytkami. W sumie spędziłem tam 1,5 godziny aż poczułem się dość wypoczęty. Przed odjazdem smaruję łańcuch, bo przez ostatnie kilometry aż głośno rzęził od suchości. Zrobiło się widno i nawet słońce próbuje przebić się przez chmury. Wrócił dzień to i pojawił się optymizm do jazdy. Jest wyraźnie chłodniej niż wczoraj, ale przy temperaturze 18 stopni Celsjusza i tak jedzie się bardzo dobrze. Jadę główną trasą do Sochaczewa, gdzie od samego rana panuje ogromny ruch. Głównie TIR-y, w znacznej większości na wschodnich tablicach rejestracyjnych. Dobrze, że jest szerokie pobocze to jakoś daję radę jechać. Docieram do Sochaczewa, ale nie wjeżdżam do miasta, które na rowerze odwiedzałem już nie raz. Skupiam się na łykaniu kilometrów i przed samym Sochaczewem odbijam w lewo, w drogę nr 50, by dalej skręcić w drogę nr 577, w kierunku Gąbina, mając nadzieję na mniejsze natężenie ruchu. Zaczynam odczuwać lekki, ale co jakiś czas powracający ból w prawym kolanie. Nie jest mocny, ale trochę przeszkadza. Boję się tylko, aby nic więcej się nie działo. Do Włocławka jadę trasą wzdłuż lewego brzegu Wisły. Droga jest fajnie poprowadzona przez wiele kilometrów przy rzece, ale brakuje pobocza, co trochę denerwuje. Jestem zmęczony i już mniej uważam na przejeżdżające samochody. W okolicznych lasach wzdłuż drogi co jakiś czas robię krótkie postoje. Do tego zaczął padać słaby deszcz, który na szczęście po kilkunastu minutach ustąpił. Jednak zrobiło się szaro i pochmurnie, a przy tym wyraźnie chłodniej. Zaczyna doskwierać mi tyłek na twardym siodełku. Wiercę się to w prawo, to w lewo i są momenty, że już nie mogę usiedzieć tak mnie zaczyna boleć. W pewnym momencie zapada w głowie decyzja, że dojeżdżam do Włocławka i dalej już pociągiem do Bydgoszczy. Mam już serdecznie dość jazdy. Doczłapuję się wręcz do Włocławka i na pierwszej stacji benzynowej przed miastem staję na długi postój. Na liczniku mam ponad 530 km i może to już wystarczy. Po drugiej stronie ulicy, naprzeciw stacji Orlenu znajduję „Bar Krystyna”, gdzie zjadam obiad, a później tradycyjne drożdżówki i kawa na wzmocnienie. Rozważam wszystkie za i przeciw dalszej jazdy. Rekord kusi, ale i obawy są o kondycję, zwłaszcza psychiczną. Postanowione, ryzykuję jadę na kołach do Bydgoszczy. Z pomocą GPS-a omijam centrum Włocławka i wylatuję na krajową jedynkę. Przez wiele kilometrów ciągnie się nowy asfalt, a miejscami cały czas trwają prace remontowe związane z budową odcinka autostrady. Jedzie mi się nawet zadziwiająco dobrze jak na niedawne zmęczenie. Mocno mnie to podbudowało i zmotywowało do dalszej jazdy. Ruch jest dość znaczny, ale jakoś się tym nie przejmuję. Na wysokości Michalina i Wiktoryna aż do okolic Ciechocinka zdarzają się odcinki z gorszą nawierzchnią. Obawiam się o złapanie gumy, ale udaje mi się uniknąć pecha. Nie wiem, czy w tym stanie dałbym radę zmianie dętkę. Za przejazdem kolejowym na wysokości Aleksandrowa Kujawskiego i Ciechocinka zaczynają się niewielkie górki, które nieźle mnie dobijają. Do tego dwa odcinki objazdów akurat też pod górkę i szybko się umęczyłem. Przed Toruniem odpoczywam przed dalszą jazdą. Teraz tylko przejazd przez miasto i bliziutko do domu. Z dużą ulgą odliczam kolejne kilometry dzielące Toruń z Bydgoszczą, które mam wrażenie, że ciągną się strasznie długo. Wjeżdżam na most w Fordonie i jestem już praktycznie w domu. Ostatnie kilka kilometrów jadę jak w transie, ale to chyba efekt zmęczenia. Na miejsce docieram późnym popołudniem. W końcówce kolano mocno już mnie bolało, ale dopóki jechałem jakoś to znosiłem. Kiedy przed domem zsiadłem z roweru kolano tak już mnie bolało, że ciężko mi było wejść po schodach. Udało się.

Fotki z trasy

Gminne dożynki w gminie Iłów © ketoketo


Kategoria > 200 km, Focus


Dane wyjazdu:
401.48 km
18:34 h 21.62 km/h:
Maks. pr.:50.49 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1988 m
Kalorie: 7655 kcal

Rekordowy Gdańsk

Sobota, 25 sierpnia 2012 · dodano: 26.08.2012 | Komentarze 7

Trasa: Bydgoszcz - Osielsko - Kotomierz - Wudzyn - Serock - Świekatowo - Ostrowite - Lniano - Mszano - Tleń - Osie - Płochocin - Jaszczerek - Głuche - Skórcz - Bobowo - Starogard Gdański - Kokoszkowy - Godziszewo - Trąbki Wielkie - Żuławka - Straszyn - Gdańsk - Pruszcz Gdański - Pszczółki - Tczew - Subkowy - Lignowy - Gniew - Pieniążkowo - Nowe - Warlubie - Dolna Grupa - Morsk - Świecie - Niewieścin - Trzeciewiec - Sienno - Kotomierz - Nekla - Borówno - Żołędowo - Osielsko - Strzelce Górne - Jarużyn - Osielsko - Bydgoszcz

Na trasę wyruszam wraz z Jarkiem o godzinie 4 rano. O tej porze ruch jest niewielki i jedzie się bardzo dobrze. Szybko przejeżdżamy przez dobrze znane mi tereny i kierujemy się do Osia. Tutaj robimy pierwszy postój na jedzenie. Dalej trasa wiedzie przez część Wdeckiego Parku Krajobrazowego zalesionych partii Borów Tucholskich aż do Warlubia. Tutaj odbijamy na północ w kierunku Skórcza. Przekraczamy granicę wojewódzką i wjeżdżamy na tereny Pomorza i Kociewia. Powoli wypogadza się i robi się ciepło. Na rynku w Skórczu, przy nietypowej fontannie robimy kolejny food point. Zaczynają się pierwsze górki na trasie, które z małymi przerwami będą się ciągnęły aż do samego Gdańska. Docieramy do Starogardu Gdańskiego, gdzie robimy fotki na ładnie odnowionym rynku. Czas nagli, więc kierujemy się do Gdańska powiatową drogą numer 222. Były to dobry wybór, ze względu na dość małe natężenie ruchu samochodów. Wjazd do Gdańska wita nas wszechobecnymi remontami dróg. Jedziemy do centrum w kierunku Starego Miasta. Tutaj robimy dłuższy postój z małym zwiedzaniem ulicy Długiej wraz z sesją fotograficzną. Przy Fontannie Neptuna przeczekujemy niewielki deszcz i chwilę później wyjeżdżamy na trasę. Jedziemy krajową jedynką w kierunku Pruszcza Gdańskiego, który mijamy nieco z boku. Na tym odcinku trasy, aż do Tczewa Jarek narzuca niesamowite tempo jazdy. Trzydziestka mało kiedy spada z licznika i dzięki temu jedzie się fantastycznie. Od miejscowości Subkowy do Nowego nad Wisłą jedziemy odkrytym odcinkiem jedynki. Pobocze jest szerokie i w dobrym stanie, dzięki czemu można bezpiecznie jechać rowerem. Zaczyna trochę wiać w północnego zachodu. Nie jest to silny wiatr, ale przez ten długi, kilkudziesięciokilometrowy odcinek wyraźnie przeszkadza w jeździe. W okolicach Nowego łapie nas zmrok i dalej jedziemy pod osłoną nocy. Wzrasta natężenie TIR-ów, ale i tak jedzie się dobrze. Ustaje wiatr i walczymy wyłącznie z dużą ilością pagórków w tych okolicach. Ostatni postój kawowy robimy na stacji benzynowej przed obwodnicą Świecia. Powolutku czas nagli, bo Jarek śpieszy się do pracy no to w drogę. Tuż przed Bydgoszczą łapie nas burza z ulewnym deszczem. Pada tak mocno, że koniecznej jest przeczekanie ulewy na przystanku. Po 45 minutowym postoju, który nieco mnie uśpił ruszamy w drogę do domu.
Zjadłem na trasie: 4 kanapki, 2 paczki orzeszków w czekoladzie, 4 batoniki, 4 pączki, 4 drożdżówki, 3 banany, 4 brzoskwinie, wypiłem: 3 l wody i 1,5 l izotonika, 2 kawy.

Zaliczone nowe gminy - 6

Gdańskie fotki

Obowiązkowy punkt programu - fotka pod zabytkową Fontanną Neptuna © ketoketo




Dane wyjazdu:
211.46 km
07:39 h 27.64 km/h:
Maks. pr.:54.36 km/h
Temperatura:24.0
HR max:156 ( 85%)
HR avg:122 ( 67%)
Podjazdy: m
Kalorie: 3601 kcal

Nieplanowana 2-setka

Poniedziałek, 30 lipca 2012 · dodano: 30.07.2012 | Komentarze 2

Trasa: Bydgoszcz - Osielsko - Niwy - (Aleksandrowo - Strzelce Górne - Jarużyn) 4x pętla - Strzelce Górne - Gądecz - Włóki - Kozielec - Trzeciewiec - Niewieścin - Pruszcz - Łowin - Świekatowo - Serock - Nowy Jasiniec - Koronowo - Samociążek - Szczutki - Wojnowo - Słupowo - Mrocza - Kosowo - Nakło nad Notecią - Występ - Gorzeń - Łochowo - Lisi Ogon - Bydgoszcz

Rano wyjechałem na spokojną setkę w formie kilku pętli po podbydgoskich okolicach. Jechało się bardzo dobrze, noga podawała, no to postanowiłem pojechać dalej na trasę w okolice Nakła. No i tak zupełnie niechcący wyszła dwusetka.

HZ - 85%
FZ - 11%
PZ - 4%
cad - 88

Postój na PowerBara w Pruszczu © ketoketo
Kategoria > 200 km, Focus


Dane wyjazdu:
226.15 km
07:42 h 29.37 km/h:
Maks. pr.:54.36 km/h
Temperatura:22.0
HR max:168 ( 92%)
HR avg:134 ( 73%)
Podjazdy:1497 m
Kalorie: 5121 kcal

Kaszebe Runda

Sobota, 26 maja 2012 · dodano: 27.05.2012 | Komentarze 8

Trasa: Kościerzyna - Sycowa Huta - Wąglikowice - Wdzydze Kiszewskie - Gołuń - Olpuch - Wdzydze Tucholskie - Borsk - Wiele - Lubnia - Lesno - Parzyn - Laska - Asmus - Drzewicz - Chocimski Młyn - Małe Swornegacie - Funka - Charzykowy - Wolność - Pomoc - Babilon - Zielona Chocina - Lipnica - Rekowo - Udorpie - Studzienice - Połczno - Gołczewo - Sulęczyno - Węsiory - Klukowa Huta - Stężyca - Skorzewo - Kościerzyna

Wraz z grupką kolarzy oczekuję na start na placu przed urzędem miasta Kościerzyny. Przez dłuższe oczekiwanie robi się trochę nerwowo. Widząc wkoło w pełni karbonowe maszyny szosowe czuję się trochę nieswojo. Wreszcie nadchodzi 7.45 i rozpoczynamy maraton przejazdem przez bramki pomiaru czasu. Na początku przez miasto wyprowadza nas policyjny motocykl i dopiero poza Kościerzyną zaczyna się ściganie. Kolarze od samego początku narzucili ostre tempo. Przez pierwsze około 10 km trzymamy tempo w okolicach 35-37 km/h. Dla mnie to stanowczo za dużo. Odpuszczam więc koło i zostaję w tyle. W takim tempie od samego początku raczej nie dojechałbym za daleko. Jadę samotnie swoim rytmem i tak ciągnę aż do około 130 km. Dużo motywacji dodaje na trasie wyprzedzanie kolejnych kolarzy, a zwłaszcza tych, którzy startowali znacznie wcześniej przede mną. Znaczy to, że tempo mam dość dobre. Organizatorzy przygotowali na trasie łącznie siedem punktów bufetowych. Pierwszy food point omijam i zatrzymuję się dopiero na drugim bufecie, na 68 km w miejscowości Laska. Zawodników wita transparent „Laska wita kolarzy” w otoczeniu zaawansowanych wiekowo pań z koła gospodyń wiejskich w strojach ludowych. W szybkim tempie konsumuję drożdżówki domowego wypieku, banany i wypijam parę łyków kawy na orzeźwienie. Trasa maratonu jest malowniczo położona pośród ostępów Narodowego Parku Borów Tucholskich. Jedziemy bocznymi drogami, mijając co chwilę ukryte pośród drzew mniejsze i większe jeziora. W większości trasy nawierzchnia jest w dobrym stanie co sprzyja szybkiej jeździe. Dodatkowo drzewa osłaniają od wiejącego miejscami wiatru. Drugi, i ostatni mój postój na jedzenie robię w miejscowości Charzykowy na 105 km. Tutaj jem obiad w postaci makaronu z sosem i znowu banany, które zabieram również na drogę oraz uzupełniam bidony z izotonikiem. Wyjeżdżamy z Borów Tucholskich na otwarte przestrzenie. Czeka mnie długa na 44 km prosta aż do prawie samego Bytowa. Wiatr mam prosto w twarz, a do tego po drodze zaliczam niezliczoną ilość krótkich, ale stromych podjazdów. Na 140 km przychodzi kryzys i żele energetyczne przychodzą ze wsparciem. Pomimo dużej motywacji jedzie się ciężko. Nagle dochodzi do mnie kolarz, kolega Bartek z Gdyni. Od tego momentu jedziemy wspólnie wspomagając się wzajemnymi zmianami. Dopiero teraz doceniam jak dużą ulgę daje jazda na kole towarzysza, gdzie choć na chwilę można trochę odpocząć. Po kilkunastu kilometrach wracają siły i dalsza jazda staje się przyjemna. Przejeżdżam przez kolejny bufet, gdzie bez zatrzymywania się jeden z kolegów podaje mi bidony. Fajna sprawa, jak w prawdziwym tourze. Po kolejnych przejechanych kilometrach dochodzimy do kolejnej grupki kolarzy i jedziemy już większą grupką. Tempo trochę wzrasta, ale za to jazda jest łatwiejsza ponieważ jedziemy ze zmianami. W okolicach Sulęczyna obserwuję piękne widoki Szwajcarii Kaszubskiej. Rozległe połacie kolorowych pól w dolinach, poprzecinane znaczną ilością pagórków. Widok robi niesamowite wrażenie. Przejeżdżałem te tereny w ubiegłym roku w sakwami i miałem to samo wrażenie jakbym był w okolicach pogórza. Dojeżdżamy grupką kolarzy do Stężycy i pozostaje nam do mety około 12 km. Chłopaki zaczynają wyraźnie mocniej cisnąć i przez to grupka się selekcjonuje. Przez ostatnie 10 km z całej grupki pozostaje tylko czterech kolarzy i ciśniemy już naprawdę mocno w okolicach 37 km/h. Po drodze wyprzedzamy ostatnich kolarzy, którzy wystartowali o godzinie 10-ej na dystansie 120 km. Na 3 km przed metą mam takie tempo jak nigdy. Licznik pokazuje 42 km/h, a tętno powyżej 150 ud./min. Jedziemy szybko a chyba adrenalina powoduje to, że nawet nie czuję jakiegoś wielkiego zmęczenia. Meta jest z górki, przez którą przelatuję z ogromną prędkością. Poza metą przychodzi czas na wręczenie dyplomów i medali, i dopiero teraz odczuwam radość z ukończonego maratonu.

Myślę, że trasa była dość wymagająca, o czym świadczy chociażby ilość przewyższeń, prawie 1,5 km. Do tego miejscami mocno przeszkadzał wiejący wiatr. Zaliczyłem ostatnią brakującą gminę z tych okolic.
Do zobaczenia na trasie za rok.

HZ - 23%
FZ - 58%
PZ - 14%
cad - 89

Na mecie Kaszebe Runda (fot. B. Zarach) © ketoketo

Kategoria > 200 km, Focus, Maratony


Dane wyjazdu:
200.56 km
09:25 h 21.30 km/h:
Maks. pr.:43.31 km/h
Temperatura:28.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:691 m
Kalorie: 3791 kcal

Wielkopolskie gminobranie - 2

Sobota, 28 kwietnia 2012 · dodano: 29.04.2012 | Komentarze 1

Trasa: Jeziorki Kosztowskie - Kosztowo - Osiek nad Notecią - Smogulec - Potulin - Gołańcz - Morakowo - Czeszewo - Wapno - Damasławek - Janowiec Wielkopolski - Gołaszewo - Mieścisko - Skoki - Przysieka - Wągrowiec - Rudnicze - Brzeźno Nowe - Budzyń - Chodzież - Rataje - Adolfowo - Margonin - Szamocin - Białośliwie - Wysoka - Kijaszkowo - Czajcze - Jeziorki Kosztowskie

Po wyjątkowo ciepłej nocy jak na końcówkę kwietnia, wcześnie rano wyruszam w drogę. Kieruję się do Osieka nad Notecią, gdzie mam okazję zajrzeć do skansenu – Muzeum Kultury Ludowej. Było jeszcze zamknięte dla zwiedzających, ale dzięki uprzejmości Pana z ochrony mogę obejrzeć zabytkowe chaty pod gołym niebem, ale bez wchodzenia do środka. Oficjalne otwarcie odbędzie się dopiero w pierwszy majowy weekend. Dalej kieruję się szosą malowniczo połażoną pośród łąk w Dolinie Noteci. Mijam po drodze stawy hodowlane. Wszędzie jest płasko jak na stole. Dopiero od Gołańczy pojawiają się pierwsze większe górki. Zaczyna się robić naprawdę gorąco. Od godziny 11-ej praktycznie do późnego popołudnia jadę w pełnym słońcu, gdzie termometr wskazywał zawsze ponad 30 stopni Celsjusza w słońcu. Kilometry mijają, a gminy wpadają jedna po drugiej. Trasę zaplanowałem tak, aby zaliczyć całe dwa powiaty: wągrowiecki i chodzieski. Wybrałem boczne drogi, gdzie nie będzie ruchu ciężarówek i jadę przez tereny typowo rolnicze. Na polach obecnie jest okres prac polowych, dlatego w ciągu dnia mnóstwo ludzi na nich pracuje. Pierwszy postój robię na ładnym rynku w Janowcu Wielkopolskim. Jem obiad, drożdżówki i lody i po takie dawce energii mogę jechać dalej. Przez kawałek drogi jadę skrótem – szutrową drogą pośród lasów. Drzewa chociaż na krótko dają ulgę od panującego upału. Nie lubię specjalnie jeździć drogami nieutwardzonymi, zwłaszcza obładowany z sakwami, ale skrót oszczędza mi spory kawałek ruchliwej drogi. Dojeżdżam do granicy gminy Miastko. W miejscowości Budziejewko trafiam na osobliwe zjawisko. Mianowice drugi co do wielkości w Wielkopolsce głaz narzutowy, tzw. „Kamień Św. Wojciecha”. Źródła podają, że jego wymiary to: obwód – 20,5 m, długość – 7,5 m, szerokość - 4,7 m, wysokość – 1,3 m, głębokość w ziemi – 2,7 m. Jest to najstarszy zabytek przyrody w Polsce chroniony z woli miejscowych chłopów od 1840 r. Niestety nie dane mi było obejrzeć go w całej okazałości. Zwiedzających w postaci, chyba wycieczek szkolnych było tak dużo, że nie miałem możliwości dostać się w pobliże. Widziałem głaz tylko z daleka. To chyba oznaka konieczności powrotu kiedyż w te strony.
Dalej jadę trasa pośród gęstych lasów, aż do gminy Skoki, co na obszarze rolniczej Wielkopolski raczej jest spora osobliwością. Przed Wągrowcem mijam sakwiarza, a chwilę później pojedyncze grupki szosowców. Po wzajemnym pozdrowieniu jadę dalej. Przez duże gminy przejeżdżam szybko i sprawnie za sprawą GPS-a, dopiero w Chodzieży zatrzymują się na dłuższy postój, przy Jeziorze Chodzieskim, na którym odbywają się zawody motorowodne i regaty wioślarskie. W tej chwili na wodzie jest uruchomiony tzw. wyciąg wodny dla narciarzy i surfingowców. Niektórzy tak śmigali, że aż miło popatrzeć. Wyjeżdżam poza Chodzież i zaczynają się porządne podjazdy. Po ponad 150 km w nogach zaczynam wyraźnie je odczuwać. Zaraz za Margoninem powrotem wjeżdżam w okolice Doliny Noteci i z wielka ulgą przyjmuję płaski teren. Jest późne popołudnie, a upał niewiele zelżał. Oznacza to, że owady pojawiły się w znacznych ilościach na podmokłych łąkach. Jadę, a tu wszystko wpada mi do ust i uszy. Na szczęście mam okulary, bo nie wiem jak dałbym radę jechać dalej. Docieram do Białośliwia i mijam okolice pełne sadów, które ciągną się aż do miejscowości Wysoka. Przed godziną 21-szą docieram na miejsce, z którego rano wyjeżdżałem, po zatoczeniu dużej pętli. Udało się w zaliczyć całe dwa powiaty: wągrowiecki i chodzieski, czyli łącznie 12 gmin z województwa wielkopolskiego plus jedną gminę z powiatu żnińskiego, w województwie kujawsko-pomorskim.
Na koniec wieczorem okazało się, że jestem kompletnie spalony od słońca, a nawet dosłownie poparzony.

Fotki z gminobrania

Na trasie wielkopolskich gmin © ketoketo




Dane wyjazdu:
231.13 km
11:07 h 20.79 km/h:
Maks. pr.:36.72 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:713 m
Kalorie: 4196 kcal

Kujawskie gminobranie po raz trzeci

Sobota, 16 lipca 2011 · dodano: 16.07.2011 | Komentarze 3

Trasa: Inowrocław - Kobylniki - Kruszwica - Polanowice - Krzywe Kolano - Skulsk - Witkowice - Piotrków Kujawski - Bytoń - Osięciny - Bądkowo - Dobre - Radziejów - Pieranie - Balczewo - Szadłowice - Rojewo - Gniewkówiec - Nowa Wieś Wielka - Brzoza - Bydgoszcz

Zainspirowany trasą opracowaną przez Jarmika pojechaliśmy wspólnie „nakosić” trochę kujawskich gmin.
Wcześnie rano w Bydgoszczy pakujemy się do pociągu i wyjeżdżamy do Inowrocławia. Po ponad półgodzinnej podróży wysiadamy na dworcu w Inowrocławiu. Stąd na rowerach zaczynamy przemierzać puste ulice miasta i kierujemy się do Kruszwicy. Pojechaliśmy na własne oczy zobaczyć legendarna stolicę Polski, kolebkę Piastów - Kruszwicę. Na miejscu ukazuje się nam Mysia Wieża wraz z resztkami ruin zamku. Ceglana, gotycka wieża z XIV wieku, wysoka na 32 m góruje nad okolicznym jeziorem Gopło. Wokół jeziora utworzono rezerwat przyrody zwany „Nadgoplańskim Parkiem Tysiąclecia”. Po zrobieniu obowiązkowych fotek ruszamy dalej. Nagle, w szybkim tempie pogoda wyraźnie się pogarsza i robi się dość chłodno. Temperatura spada do 15 stopni Celsjusza i do tego wieje dość chłodny wiatr. Trasa przebiega szlakiem piastowskim, którym docieramy wzdłuż brzegu jeziora Gopło do Skulska. Tutaj zahaczamy o kawałek Wielkopolski, zaliczając przy okazji dwie gminy i dalej pedałujemy na Kujawy. Na rynku w Piotrkowie Kujawskim robimy sobie postój na śniadanie i napotykamy dwójkę sakwiarzy. Posileni możemy jechać dalej. Dopiero teraz zaczyna się rozpogadzać, wychodzi słońce i robi się coraz cieplej. Spokojnym tempem przemierzamy typowo rolnicze tereny Kujaw. Wokół same pola kukurydzy, zbóż i gdzieniegdzie warzyw, a do tego wszędzie pasące się krowy. W okolicach Radziejowa po raz kolejny mijamy na trasie grupkę rowerzystów z sakwami i po wzajemnym pozdrowieniu jedziemy dalej. Trasę powrotną realizujemy tak, aby koniecznie ominąć zarówno Kruszwicę jak i Inowrocław. Kluczymy na bocznych drogach wspomagając się GPS-em oraz mapą. Łącznie w trakcie dzisiejszej wycieczki przejechaliśmy 17 gmin.

Zaliczone nowe gminy - 10

Fotki z wyjazdu

Rowerowanie po Kujawach © ketoketo




Dane wyjazdu:
201.09 km
08:27 h 23.80 km/h:
Maks. pr.:67.34 km/h
Temperatura:28.0
HR max:163 ( 89%)
HR avg:132 ( 72%)
Podjazdy:807 m
Kalorie: 4220 kcal

No i 200 km pękło

Środa, 14 lipca 2010 · dodano: 14.07.2010 | Komentarze 5

Trasa: Bydgoszcz - Osielsko - Ostromecko - Dąbrowa Chełmińska - Unisław - Chełmża - Stolno - Chełmno - Niedźwiedź - Gruczno - Topolno - Pruszcz - Łowin - Małe Łąkie - Serock - Wudzyn - Kotomierz - Osówiec - Wojnowo - Kruszyn - Osówiec - Bydgoszcz

Nic dzisiaj nie zapowiadało takiego dystansu. Wyjechałem już o 7.00 i w miarę jak ubywało kilometrów czułem się bardzo dobrze. No to jechałem dalej i dalej. Najgorszy odcinek na jaki trafiłem to około 25 km krajowej jedynki. Mnóstwo tirów, straszny ruch. Dobrze, że jest pobocze ale za to w fatalnym stanie. Niekomu nie polecam tej drogi. Pozostała część trasy raczej drogami lokalnymi o małym natężeniu ruchu. Na 160 km miałem kryzys, ale podwójne lody i odpoczynek zrobiły swoje no i dało się jechać dalej. Ze względu na upał nie miałem ochoty na robienie większej ilości fotek. Podczas jazdy nie odczuwałem tak upału, wiaterek dość przyjemnie chłodził ciało. Generalnie po takiej trasie nie czułem się bardzo zmęczony. Fizycznie spokojnie dałem radę. Najgorsza jest psychika na takich trasach i brak motywacji. Aż się prosi o drugiego bikera motywatora - Jarmik czekam. Podczas trasy wypiłem łącznie 6,5 l płynów; i gdzie to się mieści.
Niniejszym dzisiejsza trasa jest moim nowym rekordem dziennego dystansu.

Oj ciężko będzie © ketoketo