Info

avatar Blog rowerowy prowadzi Keto z miasteczka Bydgoszcz. Mam przejechane 169749.72 km Jeżdżę z prędkością średnią 25.73 km/h Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Maratony

Dystans całkowity:18022.19 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:700:43
Średnia prędkość:25.72 km/h
Maksymalna prędkość:78.94 km/h
Suma podjazdów:105310 m
Maks. tętno maksymalne:200 (109 %)
Maks. tętno średnie:148 (81 %)
Suma kalorii:391443 kcal
Liczba aktywności:35
Średnio na aktywność:514.92 km i 20h 01m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
547.23 km
23:41 h 23.11 km/h:
Maks. pr.:78.94 km/h
Temperatura:30.0
HR max:186 (102%)
HR avg:129 ( 70%)
Podjazdy:7280 m
Kalorie:16194 kcal

Maraton Podróżnika 2015

Sobota, 13 czerwca 2015 · dodano: 16.06.2015 | Komentarze 5

Trasa: Dolina Będkowska - Więckowice - Zielona Duża - Zabierzów - Kryspinów - Kraków - Gdów - Łapanów - Limanowa - Kamienica - Zabrzeż - Tylmanowa - Krościenko nad Dunajcem - Niedzica - Łapszne Niżne - Jurgów - granica polsko/słowacka - Zdiar - Stary Smokovec - Liptowsky Mikulas - Tvrdosin - Rabca - granica słowacko/polska Glinne - Korbielów -Jeleśnia - Lachowice - Zawoja - Maków Podhalański - Kalwaria Zebrzydowska - Marcyporęba - Nawojowa Góra - Dolina Będkowska

HZ - 45%
FZ - 36%
PZ - 19%
cad - 80

Maratonowe fotki

Wstaję o godzinie szóstej rano. Zaczynam ostatnie, a zarazem chyba najważniejsze przygotowania przed Maratonem Podróżnika – muszę się dobrze posilić przed drogą. Wręcz na siłę wpycham w siebie pół paczki makaronu i do tego cztery bułki z serem, szynką i pomidorami. Do startu około dwie godziny to spokojnie odpocznę od tego sytego śniadania.

Startuję zaraz w pierwszej grupie z numerem 2. Wraz ze mną w całej ekipie są sami uczestnicy ubiegłoroczneg
o BBTour i kolega Gavek, z którym jechałem Maraton Podróżnika w 2014 roku. Od Brandysówki do granic Krakowa przebijamy się spokojnym tempem całą grupą. Dojeżdżamy do Wieliczki, gdzie przez chwilę czekamy na dwie kolejne grupy kolarzy. Stąd następuje tzw. start ostry ustalonymi grupami co 5 minut.

Temperatura odczuwalnie jest bardzo wysoka (ponad 30 st. C w cieniu), dla mnie za wysoka jak na taki dystans. Ale nie ma co narzekać, jadę. Już od początku grupa narzuciła ostre tempo i po kilkunastu kilometrach zostaję z Turystą i dwoma kolegami. Jadę swoim tempem, ale zaczęły się porządne podjazdy i już na kolejnym z nich nieznacznie odstaję. Znowu na prostych odcinkach i szybkich zjazdach łatwo dochodzę kolegów. Tutaj widoczną przewagę dają lekkie koła z wysokim stożkiem, które tak naprawdę niezbyt nadają się w wysokie góry, ale spokojnie daję na nich radę.

Wiele kilometrów jadę na czole grupy i w pewnym momencie gubi mnie rutyna. Nie patrząc na mapę w Garminie mylę drogę, ale nawigacja już po chwili mnie poprawia, za to powrót na właściwą drogę i pogoń za kolegami trwa już długo. Dochodzę swoich, ale płacę za to dużym zmęczeniem na kolejnych bardzo wymagających podjazdach. Zostaje sam.

Upał daje mi się mocno we znaki i wypijam bidon za bidonem, pilnując aby co drugi był z izotonikiem. Na szybkich zjazdach bardzo często rozpędzam się do 60-70 km/h. Szczególnie na krętych zjazdach najzwyczajniej boję się szybko zjeżdżać, w końcu mieszkam na nizinach i obce mi są taki drogi. Po dłuższej jeździe powoli się przyzwyczajam, ale nadal zjeżdżam ostrożnie.

W okolicy Limanowej dochodzi do mnie Transatlantyk, z którym będę jechał przez dłuższy czas. Gubię Marka dopiero na ostrych podjazdach pod przełęcz Ostrą (800 m). Kolejny długi odcinek jadę samotnie, do tego prosto pod wiejący w twarz wiatr. Same przeciwności; jak nie upał to podjazdy albo wiatr; taki los maratończyka.

W końcu docieram po pierwszego punktu kontrolnego (PK1) w Łapsze Niżne, do Restauracji u Nowaków, gdzie zjadam obfity obiad. Po prawie godzinnym postoju wyruszamy stąd całą grupką (Turysta, Transatlantyk, Monika, Przemielony i dwóch kolegów) dalej na trasę ku słowackim górom.

Do granicy grupa się rozrywa i w okolicy Jurgowa dojeżdża do mnie Transatlantyk. Chwila postoju w sklepie już po stronie słowackiej i dogania nas Turysta. Przed nami roztaczają się piękne widoki na wysokie Tatry i rozpoczynają się słowackie bardzo długie podjazdy i zjazdy. Ich charakterystyka bardziej mi pasuje niż odcinki w polskich górach. Do Starego Smokovca docieram tylko z Markiem, gdzieś po drodze gubi nam się Jacek – Turysta. Dalej trasa wiedzie przed Strbskie Pleso do kolejnego, drugiego punktu kontrolnego (PK2).

Punkt wyśmienicie zaopatrzony i przygotowany prze Vooy Macieja z naszego forum. Najadłem się i napiłem za wszystkie czasy, aż nie chciało się ruszać w dalszą drogę. Jednak droga ciągnie i wielką grupą ruszamy na trasę maratonu. W Liptowskim Mikulaszu około godziny 22.30 łapie gumę w tylnym kole. Informuje Turystę i zostaję sam wymienić dętkę. Po kilku minutach dojeżdża kolega z Opola i z pomocną dłonią sprawnie naprawiamy awarię. Zaraz też dostaję sms-a, że kilka kilometrów dalej czeka na nas zasadnicza grupa – bardzo to miłe i dodające sił, że poczekali (a wcale nie musieli, w końcu to ściganie).

Nocą całą grupą zaliczamy kolejne masakryczne podjazdy słowackiej strony Tatr. Gdzieś w oddali czai się burza z groźnymi błyskawicami, ale szczęśliwie wszystko nas omija. Noc jest ciepła, ale na szybkich zjazdach jest zimno i ubieramy się przed nimi już cieplej.

W końcu docieramy na przełęcz Glinne (809 m) koło Korbielowa (PK3). Jesteśmy już po polskiej stronie Tatr. Zaczyna się wczesny poranek i robi się coraz jaśniej, a mnie zaczyna mocno zamulać sen. Jakoś przetrzymuję kryzys, ale zaczyna się to odbijać na kolejnych podjazdach, gdzie wyraźnie zostaję za grupą. Na kolejnych dwóch nachylenie dochodzi do 14-15% i kompletnie zaczyna mi brakować przełożeń. Końcówki do szczytów pokonuję z buta. Ledwo się wlokę pieszo a co dopiero rowerem. Widząc podjeżdżających kolegów i Monikę jestem dla nich pełen szacunku, ale widzę, że też męczą się niemiłosiernie.

Bardzo zmęczony dojeżdżam pod przełęcz Krowiarki, gdzie zlokalizowany jest czwarty punkt kontrolny (PK4). Wszyscy mnie straszyli tym podjazdem a o dziwo wjeżdżało mi się tu całkiem dobrze, zwłaszcza kiedy nie patrzyłem na procent nachylenia jaki pokazywał Garmin.

Na niektórych bardzo krętych zjazdach jest wręcz niebezpiecznie i dłuższa jazda w dolnym chwycie z zaciśniętymi klamkami hamulcowymi odbija się na obręczach. Szczególnie widać to po 20% zjeździe w Makowie Podhalańskim, gdzie na końcu zjazdu łapiąc przednią obręcz dosłownie parzę sobie palce u ręki !!! Jadący za mną Gavek tak rozgrzewa obręcze, że pęka mu nypel i urywa szprychę. Po dłuższej naprawie, którą realizuje Wigor (Daniel Śmieja) powolnym tempem jedziemy dalej.

Przebijamy się przez Kalwarię Zebrzydowską w kierunku Rybnej i Nawojowej Góry. Cały czas droga wiedzie góra-dół, góra-dół, prawie bez płaskich odcinków. Na trasie spotykamy Kota (Marzenę), która samotnie zmierzała przez całą trasę do mety. Im bliżej mety tym czułem większe zmęczenie by na kilka kilometrów przed metą zaliczyć (końcówka pieszo) bardzo stromy podjazd na tzw. dobicie.

Na mecie byłem kompletnie wyczerpany, nie miałem nawet ochoty rozmawiać, marzyłem tylko o śnie.

Maraton pomimo, że dla mnie bardzo trudny ze względu na dużą sumę przewyższeń i masakrujący upał uważam za bardzo udany.




Kategoria > 200 km, Canyon, Maratony


Dane wyjazdu:
195.95 km
06:18 h 31.10 km/h:
Maks. pr.:55.26 km/h
Temperatura:15.0
HR max:170 ( 93%)
HR avg:139 ( 76%)
Podjazdy:1371 m
Kalorie: 4646 kcal

Kaszebe Runda 2015

Niedziela, 31 maja 2015 · dodano: 31.05.2015 | Komentarze 2

Trasa: Kościerzyna - Olpuch - Borsk - Wiele - Lubnia - Leśno - Laska - Drzewicz - Swornegacie - Lipnica - Rekowo - Udorpie - Ugoszcz - Studzienice - Półczno - Sulęczyno - Klukowa Huta - Stężyca - Koscierzyna

HZ - 20%
FZ - 43%
PZ - 37%
cad - 86

Fotki z Kaszebe Runda



Dzień przed startem dowiaduję się, że z powodu niedokończenia remontu nawierzchni w miejscowości Charzykowy zmianie ulega południowy fragment trasy. Obecny stan jezdni (brak asfaltu) uniemożliwia przejazd zaplanowaną drogą. Dlatego po korekcie trasy długość maratonu uległa skróceniu z 225 km do „tylko” 195 km. Wielka szkoda.

Na starcie ustawiamy się wcześniej ustaloną grupą kolegów: Adam, MarcinAlex, Gustaw, kolega z BBTouru, ja i kilku kolegów, których imion niestety nie znam. Startujemy punktualnie o godz. 7. Jest dość chłodno, początkowo poniżej 10 stopni Celsjusza. Dlatego aby się szybko rozgrzać od samego początku ruszamy ostrym tempem. Przez wiele kilometrów prędkość oscyluje nawet w granicach 40 km/h, a poniżej 30-tki właściwie nie schodzimy w ogóle. Na pierwszych, jeszcze niewielkich podjazdach, nasza grupka dzieli się. Część szybko odjeżdża (Adam), niektórzy odpadają a „my” solidnym tempem kręcimy razem.

Po drodze mijamy pierwszy bufet Borsku, ale nawet nie mamy zamiaru się zatrzymywać. Na to jest jeszcze za wcześnie. W drodze gdzieś gubi nam się Alex i w takim okrojonym składzie dojeżdżamy do punktu żywieniowego w Leśnie. Na miejscu prawdziwa uczta dla kolarzy: drożdżówki, rogaliki, paszteciki, chleb ze smalcem, pastą rybną, kawa, herbata, napoje. Zjadam ile tylko się da w tak krótkim czasie i dosłownie po 5 minutach ruszamy na trasę. Alex, który też po chwili dojechał do nas, zabawił na postoju trochę dłużej i później próbował nas dogonić na trasie, ale samotna walka z wiatrem skutecznie go ograniczyła.

Przez Bory Tucholskie jedziemy przez malownicze trasy położone pośród gęstych lasów. Dzięki temu w ogóle nie odczuwaliśmy wiejącego wiatru. Dobra jakościowo nawierzchnia zachęca do szybkiej jazdy, więc lecimy. Przejeżdżam przez Swornegacie, gdzie miesiąc temu na W(y)prawce Kaszubskiej spałem chwilowo na przystanku i wspomnienia zmęczenia momentalnie powróciły.

Przed Konarzynkami skręcamy w prawo i wjeżdżamy na drogę nr 212, w kierunku Bytowa. Od tego momentu wiatr mamy w plecy i wtedy dopiero rozpędzamy nasze rowery. Jedziemy ze zmianami i pomimo licznych, długich podjazdów bardzo szybko dojeżdżamy na punkt w Lipnicy. Tutaj zjadamy makaron z mięsem i rogaliki oraz uzupełniamy bidony. Dopiero tutaj spotykamy Adama, który odjechał nam zaraz na samym początku maratonu. Od tej pory ponownie jedziemy już razem całą grupką.

W Udorpiu ponownie odbijamy w prawo i zaczyna się cała seria „mocnych” podjazdów. Intensywne tempo, także na podjazdach, selekcjonuje grupkę. Po chwili w tyle zostaje Marcin i Adam. Na szczycie jednego z podjazdów dopinguje nas grająca lokalna kapela ludowa.

Docieramy do punktu bufetowego w Półcznie i po dłuższym czasie dojeżdża także Marcin z Adamem. Uzupełniamy stracone kalorie, zajadając się m.in. lodami, bananami, rogalami i drożdżówkami. Dalej w trasę ruszamy ponownie wspólnie. Po raz kolejny tego dnia narzucamy stałe, mocne tempo. Skutkuje to ponownie rozdzieleniem naszej grupki. Przez ostatnie około 20 km jedziemy we trójkę: Alex, Gustaw i ja. Dosłownie kilka kilometrów przed metą odpada Gustaw i do samej mety ostro ciągniemy z Alexem. Na ostry finisz wpadamy praktycznie razem.

Na zakończenie maratonu zostajemy uhonorowanie dyplomem i pamiątkowym medalem.
Wielkie podziękowania dla chłopaków z „naszej” paczki za wspólną jazdę !

Zapraszam także na ciekawą lekturę autorstwa Alexa z którym finiszowaliśmy na maratonie.





Dane wyjazdu:
531.69 km
24:55 h 21.34 km/h:
Maks. pr.:71.96 km/h
Temperatura:22.0
HR max:179 ( 98%)
HR avg:131 ( 71%)
Podjazdy:4418 m
Kalorie:13610 kcal

W(y)prawka Kaszubska

Poniedziałek, 27 kwietnia 2015 · dodano: 27.04.2015 | Komentarze 11

Trasa: Izbica - Główczyce - Wicko - Ulinie - Gniewino - Minkowice - Puck - Połczyno - Wejherowo - Warzeńska Huta - Pomieczyńska Huta - Bącz - Sierakowice - Brodnica Górna - Egiertowo - Przywidz - Wielki Klincz - Olpuch - Wiele - Leśna - Laska - Swornegacie - Przechlewo - Miastko - Słupsk - Murowaniec - Główczyce - Izbica

HZ - 39%
FZ - 45%
PZ - 16%
cad - 79


Na trasie maratonu


Kryzys na setce zaraz za Puckiem.

Fotki z maratonu

Po krótkiej i słabo przespanej nocy staję na starcie. Od rana jest dość chłodno więc ubieram się cieplej i jak się później okazuje robię pierwszy błąd.
Po grupowym zdjęciu ruszamy na trasę w dość szybkim tempem. Po około 10 km temperatura szybko rośnie i zatrzymujemy się aby się przebrać. Większość grupy szybko odjeżdża a ja mozolnie się przebierając zastaję wraz z Księgowym, Agnieszką i kolegą z spoza forum.
Postanawiamy dogonić czołówkę ale już po pierwszych kilometrach Księgowy z Agnieszką zostają daleko w tyle. Wraz z kolegą dajemy sobie mocne zmiany i jedziemy silnym, szybkim tempem w okolicach 35-37 km/h. Po drodze dochodzimy kolejne osoby i przez długi czas jedziemy wspólnie.
Po dłuższej jeździe z peletonu zostaje tylko nasza dwójka i za Żarnowcem w końcu dochodzimy do czołówki maratonu, która na chwilę stanęła na poboczu. Do Pucka jedziemy strasznie mocnym tempem i tutaj popełniłem drugi błąd, trzymając takie tempo, bo po kilkunastu kilometrach odcięło mi kompletnie prąd. Jako ciekawostka po dłuższym czasie na postoju tętno miałem wyższe niż przy jakimkolwiek maratonie w trakcie jazdy bo aż 156 ud./min.
Za Darżlubiem wjeżdżamy w zalesioną część trasy, gdzie wreszcie jesteśmy osłonięci przed silnym, czołowym wiatrem. Na tym odcinku wręcz odpoczywam i dochodzę wreszcie do siebie. We trójkę (Olo, 4gotten i ja) jedziemy tzw. moim tempem w okolicach 27-29 km/h.
Za Wejherowem wjeżdżamy w bardzo mocno pofałdowaną część Kaszub. Interwałowe górki mocno dają się we znaki. Większość podjazdów jest krótka ale dość stroma w granicach 5-7%, ale nie brakuje też odcinków 10%.
Na tym odcinku doganiamy Księgowego, który jak się okazało pomylił trasę i mocno sobie ją skrócił o dobre 30 km. Po krótkim postoju ruszamy dalej i gdzieś gubi się Księgowy, i już więcej go nie będę widział.
We trójkę sprawnie pokonujemy kolejne podjazdy. Około 17.30 docieramy w okolice góry Wieżyca, gdzie już czeka na nas Cinek wraz z całą rodziną. Tam zostajemy ugoszczeni pysznym makaronem z sosem, drożdżówką żony Cinka – Jowity i wszelkiego rodzaju piciem, z kawą włącznie. Odpoczywam dobre 40 minut i w dalszą trasę jadę już sam. Koledzy z mojej trójki jadą „tylko” 300-tkę i kończą pętlę znacznie wcześniej. Od tego momentu do końca trasy maratonu jadę sam przez około 280 km.
Jazda idzie mi bardzo sprawnie, na drogach minimalny ruch. Zmrok łapie mnie w okolicach Starej Kiszewy, zahaczając o Kociewie. Zjeżdżam w Bory Tucholskie i jadę już tylko pod osłoną nocy. Co jakiś czas przez drogę przebiegają mi wyłącznie dzicy mieszkańcy lasu. Około 2 w nocy narasta zmęczenie i znużenie trasą oraz brakiem snu. Po raz pierwszy przysypiam na rowerze i bojąc się o wypadek zatrzymuję się na przestanku w Sworychgaciach, gdzie śpię 20 minut na ławce. Ze snu budzi mnie ustawiony budzik i ruszam dalej. Początkowo jest mi bardzo zimno ale szybko się rozgrzewam i jazda przez kolejną godzinę idzie bardzo sprawnie. Optymizm jednak dość szybko mija a otuchy dodają wyłącznie pozytywnej treści sms-y. Mam wrażenie, że jadę już tylko siłą woli.
Po raz kolejny przysypiam w trakcie jazdy, aż mnie znosi na pobocze. Zaczynam mieć jakieś zwidy i halucynacje, widzę kształty i obiekty, który w rzeczywistości nie było. Zatrzymuję się na kolejną 20 minutowa drzemkę w Dretyniu. Pobudka stawia mnie na nogi i dzięki temu odcinek do Słupska pokonuję dość sprawnie. Poranna kawa, cola i drożdżówki na stacji benzynowej w Słupsku mocno mnie ładują energetycznie. Ostatnie 50 km trasy jadę prawie bez większego zmęczenia niesiony wizją mety.
Na metę do Izbicy dojeżdżam jako czwarty z grupki 500 km. Wynik pod względem czasu co prawda nie był zbyt imponujący, ale cieszę się, że przezwyciężyłem swoje trudności i ukończyłem trasę.


Kategoria > 200 km, Canyon, Maratony


Dane wyjazdu:
180.12 km
05:50 h 30.88 km/h:
Maks. pr.:49.83 km/h
Temperatura:18.0
HR max:177 ( 97%)
HR avg:134 ( 73%)
Podjazdy:615 m
Kalorie: 3877 kcal

Kociewie Kołem 2014

Niedziela, 21 września 2014 · dodano: 21.09.2014 | Komentarze 2

Trasa: Starogard Gdański - Koteże - Lipinki Królewskie - Zielona Góra - Zelgoszcz - Wielki Bukowiec - Skórcz - Mirotki - Kopytkowo - Jaszczerek - Przewodnik - Lipinki - Osie - Tleń - Trzebciny - Lińsk - Śliwice - Szlachta - Osieczna - Ocypel - Lubichowo - Borzechowo - Zblewo - Pinczyn - Czarnocin - Linowiec - Starogard Gdański

Cała trasa przejechana wspólnie z Olo.

HZ - 26%
FZ - 56%
PZ - 18%
cad - 82




Punkt bufetowy w Ocyplu


Medal za ukończenie Kociewie Kołem



Dane wyjazdu:
165.00 km
05:20 h 30.94 km/h:
Maks. pr.:48.67 km/h
Temperatura:27.0
HR max:170 ( 93%)
HR avg:138 ( 75%)
Podjazdy:515 m
Kalorie: 3581 kcal

Żuławy Wkoło - 2014

Niedziela, 14 września 2014 · dodano: 14.09.2014 | Komentarze 1

Trasa: Ostaszewo - Dworek - Żuławki - Mikoszewo - Jantar - Stegna - Rybina - Tujsk - Nowy Dwór Gdański - Lubiszewo - Nowy Staw - Malbork - Gościszewo - Sztum - Janowo - Rudniki - Piekło - Miłoradz - Stara Wisła - Lisewo Malborskie - Lichnowy - Gniazdowo

HZ - 15%
FZ - 63%
PZ - 22%
cad - 84









Dane wyjazdu:
1042.70 km
40:43 h 25.61 km/h:
Maks. pr.:69.80 km/h
Temperatura:17.0
HR max:179 ( 98%)
HR avg:121 ( 66%)
Podjazdy:5758 m
Kalorie:26025 kcal

BBTour 2014

Sobota, 23 sierpnia 2014 · dodano: 29.08.2014 | Komentarze 13

Trasa: Świnoujście - Płoty - Drawsko Pomorskie - Piła - Kruszyn - Toruń - Włocławek - Gąbin - Żyrardów - Białobrzegi - Iłża - Nowa Dęba - Rzeszów - Brzozów - Ustrzyki Dolne - Ustrzyki Górne

HZ - 60%
FZ - 36%
PZ - 4%
cad - 79

Czas netto - 40:43
Czas brutto (z postojami) - 54:11
650 km w 24 godz. (rekord dobowy)
730 km w 28 godz. (rekord jazdy bez snu)

Fotki z BBTouru

Do startu w ultramaratonie kolarskim Bałtyk – Bieszczady Tour przymierzałem się już dwa lata temu. Jednak wtedy było już za późno, aby zrobić kwalifikację do tego maratonu. Miałem dużo czasu na przygotowanie do kolejnej edycji, które od tej pory będą obywać się regularnie co dwa lata.

Oto w dwa lata i po uzyskaniu wymaganej kwalifikacji stoję na starcie długo oczekiwanej imprezy.

Startuję wraz ze swoją grupą 6-cio osobową z promu Bielik o godz. 9. Dźwięk dzwonka pokładowego daje sygnał do startu. Już na wylocie ze Świnoujścia tempo zaczyna niepokojąco wzrastać. Z licznika praktycznie nie schodzi poniżej 35km/h. Trochę spanikowałem, że zostanę sam od początku i dzielnie trzymam wysokie tempo. Po raz kolejny emocje wzięły górę nad rozsądkiem. Odczułem to szybko niezłym zmęczeniem już na pierwszym punkcie kontrolnym w Płotach, na 76 km trasy.

Dalej już postanowiłem jechać taktycznie (zmotywował mnie do tego także sms Alexa). Grupki startowe już zaczęły się mieszać; silniejsi poszli do przodu, a słabsi pozostawali. Dołączyłem do kolarzy z tyłu stawki i wspólnie równym tempem jechaliśmy swoje. Trasę dobrze znałem od samego początku aż do Żyrardowa, mając już trochę zjeżdżone te okolice.

Szybko i sprawnie poszło zaliczenie kolejnych punktów kontrolnych w Drawsku Pomorskim oraz Pile. W drodze na punkt w Kruszynie spotykam swoich wiernych kibiców – rodzinę. Oczekiwali na mnie w Nieżychowie z transparentami i trąbkami, a okrzykami zagrzewali mnie do dalszej jazdy. Dało mi to niesamowitego kopa do kręcenia. Po raz drugi i nadal nie ostatni rodzina dopinguje mnie na 10% podjeździe w Rudzie. Chłopaki z mojej grupki nie kryli zdziwienia i zadowolenia z sytuacji.

Na obwodnicy Nakła wyjechali mi naprzeciw koledzy rowerzyści z Bydgoszczy: Alex 1976jazz. Jadą ze mną na zmianach i tak wspólnie już po zmroku docieramy do dużego punktu kontrolnego (DPK) w Kruszynie. Na wjeździe po raz kolejny miłe spotkanie z rodziną i znajomymi. Zjadam ciepły rosół i wielkiego schabowego z ziemniakami. Szybko ubieram się cieplej do nocnej jazdy i po pożegnaniach z kibicami ruszam na trasę do Torunia. Kawałek trasy odprowadzają nas Alex 1976jazz – wielkie dzięki koledzy za kibicowanie i za to że byliście.

Nocny ruch jest wręcz minimalny co znacznie ułatwia jazdę. Na punkcie w Toruniu melduję się pół godziny przed północą. Od Torunia do Włocławka jadę samotnie. Po drodze mija mnie jedynie samochód sędziowski kontrolujący trasę.

Na punkcie we Włocławku jestem krótko po godz. 2 w nocy. Miejsce jest świetnie zaopatrzone w jedzenie, a na łóżkach polowych śpią już pierwsi kolarze. Widok łóżka kusi, ale rower bierze górę.

Z Włocławka do Gąbina jadę z kolegą Piotrem Harkawikiem (nr 321) i przepisowo trzymamy się za zawodnikiem jadącym w kategorii Solo – Stanisławem Piórkowskim (nr 27) z Sierpca. Jedziemy boczną, zalesioną trasą wzdłuż Wisły, odbijając z niej dopiero w Soczewce w kierunku na Gąbin. Zawodnik przed nami trzyma równe, ale solidne tempo i dzięki niemu sprawnie, bez kluczenia docieramy na kolejny punkt kontrolny w Gąbinie o godz. 5.07. Ledwie zdążyłem coś zjeść, a tu hasło Stanisława do dalszej drogi. Szybko zabieram jedzenie na trasę, które zjem w drodze i z kolegą gonimy BBTourowca jadąc w kierunku Sochaczewa.

Na wjeździe do miasta Piotr ma pechowa awarię – zrywa łańcuch, uszkadzając przy okazji przerzutkę. Demontujemy ją, skracamy łańcuch i skuwamy go na ostro, ale jechać się nie daje bo pokrzywiony łańcuch stale spada. Kolega podejmuje ciężką decyzję o wycofaniu się z wyścigu. Muszę jechać daje.

Podczepiam się pod nadjeżdżającą grupkę i wspólnie jedziemy dalej. Przed Żyrardowem zaczyna padać deszcz, który z przerwami będzie mi towarzyszył praktycznie do końca dnia. Panie z obsługi na punkcie kontrolnym widząc przemoczonych i zziębniętych kolarzy same napełniały nam bidony i podawały ciepłe posiłki nie zadając zbędnych pytań.

Po drodze w okolicach Mszczonowa dużo błądzimy pomimo posiadania nawigacji, poszukując drogi serwisowej, stanowiącej objazd ekspresówki z zakazem jazdy rowerów. Według regulaminu za przejazd taką drogą grozi doliczenie kary 12 godzin. Na skutek różnicy zdań straciłem tam 45 minut, a w efekcie okazało się, że droga ta nie miała statusu eSki i można było spokojnie nią jechać.

Na dużym punkcie kontrolnym w Iłży biorę prysznic, przebieram się w suche rzeczy i po zjedzeniu dwudaniowego obiadu wraz z kolegami z Włocławka: Sławkiem i Tomkiem oraz kilkoma innym zawodnikami ruszam na trasę. Planuję dojazd na kolejny punkt z zamiarem przespania się. Na pierwszych podjazdach grupka dzieli się i zostaje z tyłu.

Nocą docieramy na punkt w Nowej Dębie, gdzie jestem o godz. 0.44. Pobiłem tym samym swoje dwa rekordy:
1 – 650 km jazdy w ciągu 24 godz.
2 – 730 km jazdy bez snu w ciągu 28 godz.

Na punkcie śpię 3 godz. i z trójką kolarzy ruszam na dalsza trasę. Jest bardzo zimno, około 6 st. C. Po dłuższej chwili zostaję sam, a koledzy nie wytrzymują mojego tempa. Samotnie jadę w kierunku Rzeszowa. Tuż przed miastem dojeżdżam do zawodnika … ku mojemu zdziwieniu Piotra Harkawika, który wycofał się po poważnej awarii w Sochaczewie. Jak się okazało, za zgodą sędziego zawodów, żona podstawiła kolarzowi zapasowy rower i jadąc cały czas non stop wyprzedził mnie. Jednak limit pecha nie został wyczerpany i po drodze kolega zaliczył wywrotkę, ponownie zrywając łańcuch i krzywiąc hak przerzutki. Po skutecznym skuciu łańcucha pojechał dalej, ale problematycznym jest fakt czy poradzi sobie bez dodatkowych biegów w górach.

Docieram samotnie do punktu za Rzeszowem na 860 km trasy. Tutaj zaczynają się pierwsze większe podjazdy. Wiele ścianek jest krótkich, ale stromych. Robi się ciepło i już mogę jechać na krótko. Mijam kolejnych zawodników i sam jestem zdziwiony, że tak lekko mi się jedzie.

Docieram na punkt kontrolny w Brzozowie, prowadzony przez panie z koła gospodyń wiejskich. Obsługa była bardzo miła, a jedzenie wręcz wyśmienite, aż nie chciało się dalej jechać.

Pokonuje wiele podjazdów, a na stromych zjazdach rozpędzam się niejednokrotnie do prawie 70 km/h. Z ulgą docieram do Ustrzyk Dolnych. Tutaj obsługa punktu pozytywnie mnie nastraja na pokonanie ostatniego około 40 km odcinka do Ustrzyk Górnych. Pokonuję dwa podjazdy o maksymalnym nachyleniu 9% i długości około 2,5 km każdy. Jedzie się ciężko dla kogoś, kto mieszka na nizinach. Ostatnie kilometry ciągną się niemiłosiernie długo. Co chwile otrzymuję dopingujące sms-y i to między innymi chyba one dają energię do końcówki na mecie. Widząc flagi BBTouru kolejno odliczam: 5 km, 2 km i wreszcie upragniona META !

Zrobiłem to o czym od dawna marzyłem.

Kolejne marzenie rowerowe się spełniło.

Podziękowania dla wszystkich którzy mnie wspierali.





Dane wyjazdu:
480.23 km
17:33 h 27.36 km/h:
Maks. pr.:54.29 km/h
Temperatura:16.0
HR max:165 ( 90%)
HR avg:128 ( 70%)
Podjazdy:2682 m
Kalorie:11136 kcal

Maraton we Włocławku

Niedziela, 22 czerwca 2014 · dodano: 22.06.2014 | Komentarze 4

Trasa: Włocławek - Fabianki - Popowo - Lipno - Kikół - Sitno - Golub-Dobrzyń - Lipnica - Wąbrzeźno - Radzyń Chełmiński - Okonin - Grudziądz - Dusocin - Gardeja - Kwidzyn - Brachlewo - Sztum - Gościszewo - Malbork - Martąg - Nowy Dwór Gdański - Tujsk - Stegna - powrót tą samą trasą.

HZ - 38%
FZ - 56%
PZ - 6%
cad - 81

Fotki z maratonu

Maraton we Włocławku - kolejna z kwalifikacji do ultramaratonu Bałtyk – Bieszczady Tour, tym razem organizowana przez Włocławskie Towarzystwo Rowerowe (WTR) we Włocławku.
Po krótkiej odprawie zawodników i losowaniu nagród rzeczowych ustawiamy się do startu maratonu w ustalonych wcześniej grupkach. Ja startuję w trzeciej grupie razem w dwoma kolegami, w charakterystycznych storach BBTouru.
Już od dłuższego czasu bardzo mocno się chmurzy i tuż przed samym startem przechodzi ulewa. Jeszcze nie jesteśmy tego świadomi, że od tego momentu będzie padało równo przez 210 km z niewielkimi przerwami.
Z Włocławka sprawnie wyprowadzają nas kolarze z BBtoru i już w ciemnościach zaczynamy pokonywać trasę maratonu. Za tamą na Wiśle we Włocławku podjeżdżam pierwszy stromy podjazd, których na trasie będzie mnóstwo. Zwłaszcza odcinek od miejscowości Kikół do Grudziądza będzie w nie obfitował. Nocą pokonujemy też szybkie zjazdy, ale boczne, puste o tej porze drogi są dosyć bezpieczne. Nawierzchnia do szybkiej, nocnej jazdy mogłaby być lepsza, ale nie ma co narzekać.
Zaraz za Włocławkiem odjeżdżam swojej grupce i po drodze podłączam się do części chłopaków z drugiej grupy. Przed Lipnem zostaję już tylko z Bożeną (jedną z dwóch kobiet na maratonie) i jedziemy wspólnie aż do Golubia-Dobrzynia. Ja staję po jedzenie i wodę na dalszą trasę a koleżanka jedzie dalej. Po chwili ruszam z grupą kilku kolarzy i takim składem, niewiele się zmieniającym będziemy jechać prawie aż do Sztumu. Na odcinku ze Sztumu do Malborka moi współtowarzysze gdzieś zostali z tyłu, jeden kolega mocno wyrwał do przodu a ja pojechałem dalej swoim tempem.
W Malborku jestem sam o godz. 5 rano i staję na krótki postój. Po chwili mija mnie Bożena, do której się podłączam. Okazuje się, że koleżanka złapała gumę w nocy na trasie przed Wąbrzeźnem i jej morale po nocnej i cały czas deszczowej jeździe wyraźnie spadły do zera. Podciągam koleżankę aż do punktu kontrolnego w Stegnie, który jest zlokalizowany w połowie dystansu maratonu, na 240 km.
Na punkcie przebieram się w suche rzeczy, jem obiad, uzupełniam zapasy jedzenia na trasę i chcę odpocząć dłużej, ale widzę jak wszyscy szybko się zbierają do odjazdu. Chciałem godzinę odpocząć, a tu po 20 min. lecę na trasę. Popełniłem błąd bo zamiast jechać w grupce kolarzy pojechałem sam. Na tym odcinku pobiłem mój rekord jazdy samotnie pod wiatr – 210 km !!! Wiatr wiał w twarz aż do mety, nie licząc odcinków ochronnych przy jeździe przez miasta.
Średnia bardzo spadła i powoli toczyłem się po trasie. Przynajmniej przestał padać deszcz. Przed Kwidzynem dogonił mnie kolarz spoza grona zawodników maratonu. Po krótkiej rozmowie zaproponował sprawne nawigowanie przez Kwidzyn, z czego bardzo chętnie skorzystałem. Wielkie dzięki dla kolegi Denisa-Contadora.
Postój robię zaraz za Grudziądzem, gdzie spotykam dwóch kolegów z Włocławka. W takim składzie jedziemy już do samej mety we Włocławku.
Na mecie otrzymuję pamiątkowy medal wraz z dyplomem potwierdzającym uzyskanie kwalifikacji w ultramaratonu Bałtyk – Bieszczady Tour w 2014 r.



Kategoria > 200 km, Canyon, Maratony


Dane wyjazdu:
532.68 km
18:37 h 28.61 km/h:
Maks. pr.:57.97 km/h
Temperatura:26.0
HR max:175 ( 96%)
HR avg:126 ( 69%)
Podjazdy:2495 m
Kalorie:12598 kcal

Maraton Podróżnika - kwalifikacja do BBTour

Sobota, 7 czerwca 2014 · dodano: 08.06.2014 | Komentarze 12

Trasa: Skrzeszew - Ostrowiec - Trębice Stare - Paprosna - Mordy - Wyczółki - Zbuczyn - Krynka - Łuków - Wojcieszków - Serokomla - Firlej - Kamionka - Kawka - Lublin - Niedrzwica Duża - Bychawa - Wysokie - Radecznica - Teodorówka - Szczebrzeszyn - Kolonia Emska - Żółkiewka - Pilaszkowo Drugie - Piaski - Milejów - Łęczna - Ostrów Lubelski - Parczew - Komarówka - Międzyrzec Podlaski - Łosice - Szczeglacin - Skrzeszew

HZ - 58%
FZ - 34%
PZ - 8%
cad - 80

Fotki z maratonu

Kwalifikacja do BBTour zaliczona.

Z kwatery koło Drohiczyna ruszam w kierunku startu maratonu – do Skrzeszewa. Zbiórka na placu przed kościołem, gdzie ustalamy podział na grupy startowe. Jestem w grupie Waxmunda i już w myślach wiem, że może nie być lekko.
Wyruszamy spokojnym tempem. Już po kilku przejechanych kilometrach poluzowało mi się mocowanie Garmina. Oczywiście imbusy zamiast w torebce na ramie są głęboko schowane w podsiodłówce – mój błąd. Po drodze pytam kolegów o klucze, aby całość dokręcić w trakcie jazdy, ale każdy klucze także ma pochowane. Zatrzymuję się przy drodze i muszę całkowicie opróżnić torbę. Mija mnie grupa Transatlantyka z pytaniami czy mi pomóc. Sprawnie poprawiam mocowanie, następnie pakowanie i w drogę. Kilka minut postoju a wszystkie grupy już mi daleko odjechały. Dużo wysiłku kosztowało dojście do grupy Transatlantyka i nawet nie próbowałem przebijać się do mojej grupy startowej. Dłuższy czas odpoczywałem na kole. Cały czas trzymamy spokojne tempo, około 27-28 km/h.
Kilometry upływają na poznawaniu kolegów z forum Podróże Rowerowe w realu. Rozmowy dotyczą sprzętu, odbytych i planowanych wypraw. Po pewnym czasie tempo jakoś samo wzrosło i dogoniliśmy poprzedzającą nas grupę Waxmunda. Towarzystwo się wymieszało i co bardziej znudzeniu równym tempem skoczyli do przodu. Zabrałem się w ucieczkę i pognaliśmy mocno jadąc ze zmianami. Początkowo koła dotrzymywał mi Księgowy, Transatlantyk, Aaard, Hipek z Hipcią, Kurier i kilka innych osób.
W miarę kilometrów grupka topniała, ale dołączały się też inne osoby. Tempo wzrosło znacznie powyżej 30 km/h. Jechało się bardzo dobrze. Krótkie zaplanowane postoje pozwalały na szybką regenerację. W trakcie jazdy robie pojedyncze fotki, ale generalnie skupiam się na jeździe. Obawiałem się przejazdu przez Lublin, a zwłaszcza nawigowania po mieście, ale przejazd poszedł wyjątkowo sprawnie.
Lubelszczyzna wiadomo płaska nie jest, więc i minęła monotonna jazda. Po kolejnym postoju wyruszam sam z Danielem i spokojnie odjeżdżamy z grupy. Zaczyna się odcinek z remontowaną nawierzchnią i ruchem wahadłowym. Wszędzie lecimy na czerwonych światłach. Po drodze dogania nas grupa z Wilkiem, Kurierem, Waxmundem i Gabrielem. Lecą grubo 38-40 km/h. Na dłuższą metę dla mnie tempo za wysokie i momentalnie nas odstawiają. Długi czas jedziemy we dwójkę z Danielem, który także mocno ciągnie tempo. Niedługo później doganiamy Gabriela, który nie wytrzymał tempa swojej grupki i dalej jedziemy we trójkę.
W Radecznicy mijamy odpoczywającego Kuriera z Waxmundem i Wilka robiącego zdjęcia. Wjeżdżamy na dwa 9%, najcięższe podjazdy tego maratonu. Na podjazdach słabnę, ale daję radę. Na dłuższy postój godzinny stajemy w zajeździe w Szczebrzeszynie. Wielki, sycący obiad dodaje sił. Czas szybko mija i ruszamy w drogę w komplecie z Wilkiem, Danielem, Aardem, Nizinnym Góralem i paroma innymi zawodnikami. Na odpalonych lampkach rozpoczynamy nocną część jazdy. Pomimo, że lampki mam dobre to przy dużych prędkościach na zjazdach i przy kiepskiej nawierzchni przednia Sigma Pava okazuje się mało wystarczająca. Momentami robi się wręcz niebezpiecznie. Gdzieś na trasie dogania nas Kurier z kilkoma osobami i strasznie narzuca wysokie tempo jazdy. Na liczniku przez dobre kilkadziesiąt kilometrów nie schodzi poniżej 30 km/h.
Nocny postów przy ulicy koło parku dinozaurów w Łęcznej przyjmuję ze zbawieniem. Ubieram się cieplej i zjadam co tylko jestem w stanie pochłonąć aby nie zabrakło mi na trasie energii. Dalsza jazda nocą idzie sprawnie i szybko. Wraz z nastaniem świtu kończą się baterie w Pavie, ale już ich nie zmieniam. Za to strasznie zaczyna mnie mulić sen. Jadę i stale ziewam. Widząc Wilka i jego grupkę na przystanku zatrzymuję się na siku stop. Po chwili grupa rusza i zostaję tylko z Wilkiem. Chwila rozmowy i ruszamy we dwójkę. Po drodze dołączamy do Gabriela i trochę czekamy na Kotów. Po kilku kilometrach doganiamy Górala Nizinnego i w takim składzie jedziemy ostatnie kilkadziesiąt kilometrów do mety.
Uczucie braku snu nie odpuszcza mi do samego końca. Z ulgą wjeżdżam na metę, gdzie robimy sobie pamiątkową fotkę. Okazało się, że przed nami dojechał tylko Turysta i jesteśmy pierwsi z grupy.

Podsumowanie:
  • Przez pierwsze 400 km jechało mi się bardzo dobrze i znakomicie się czułem.
  • Ostanie około 100 km bolał mnie tyłek i mulił sen.
  • Sprzęt sprawdził się w 100%.
  • Na mecie oprócz braku wyspania czułem się fizycznie bardzo dobrze.
  • Zaliczyłem 35 nowych gmin.
  • Jazda tempem wybitnie turystyczny wzięła w łeb, ale z namiastki ścigania jestem zadowolony.





Kategoria Canyon, > 200 km, Maratony


Dane wyjazdu:
222.02 km
07:13 h 30.76 km/h:
Maks. pr.:60.69 km/h
Temperatura:26.0
HR max:165 ( 90%)
HR avg:134 ( 73%)
Podjazdy:1388 m
Kalorie: 4268 kcal

Kaszebe Runda 2014

Niedziela, 25 maja 2014 · dodano: 25.05.2014 | Komentarze 2

Trasa: Kościerzyna - Sycowa Huta - Wąglikowice - Wdzydze - Olpuch - Wdzydze Tucholskie - Borsk - Kliczkowy - Wiele - Lubnia - Leśno - Parzyn - Laska - Asmus - Swornegacie - Chocimski Młyn - Małe Swornegacie - Stary Młyn - Charzykowy - Pomoc - Babilon - Ciecholewy - Zielona Huta - Warszawa - Lipnica - Udorpie - Ugoszcz - Studzienice - Półczno - Gołczewo - Parchowo - Węsiory Stężyca - Skórzewo - Kościerzyna

HZ - 28%
FZ - 56%
PZ - 14%
cad - 83

Historia wyjazdu była krótka. Ogień szedł od samego początku, aż do końca. Tak szybko dawno już nie jeździłem. Było super.

Fotki z maratonu



Kategoria Maratony, > 200 km, Focus


Dane wyjazdu:
164.57 km
05:25 h 30.38 km/h:
Maks. pr.:47.70 km/h
Temperatura:12.0
HR max:173 ( 95%)
HR avg:143 ( 78%)
Podjazdy:533 m
Kalorie: 4374 kcal

Żuławy Wkoło - 2013

Niedziela, 29 września 2013 · dodano: 29.09.2013 | Komentarze 5

Trasa: Ostaszewo - Dworek - Żuławki - Mikoszewo - Jantar - Stegna - Rybina - Tujsk - Nowy Dwór Gdański - Lubiszewo - Nowy Staw - Malbork - Gościszewo - Sztum - Janowo - Rudniki - Piekło - Miłoradz - Stara Wisła - Lisewo Malborskie - Lichnowy - Gniazdowo

HZ - 16%
FZ - 26%
PZ - 58%
cad - 89

Dziś uczestniczę w ostatnim w tym roku maratonie organizowanym przez Stowarzyszenie Rower Over.
Na około pół godziny przed startem w Ostaszewie przechodzi ulewa no i oczywiście jestem kompletnie przemoczony. Na sygnał startu nawet deszcz przestaje padać i ruszam na trasę w trzeciej grupie startowej. Jak to zwykle na takich imprezach bywa tempo bardzo mocne od samego początku. Przez długie kilometry nie schodzi poniżej 40 km/h. Oczywiście pomaga w tym wiatr i jazda w grupie.
Sprawnie lecę przez dobrze mi znane tereny. W Stegnie robimy odwrót i dalej już będzie tylko pod wiatr. Najmocniejsi z grupy dalej mocno kręcą i szybko odjeżdżają pozostałym. Po kilku kilometrach odpadam z dwójką innych kolarzy i kręcimy wspólnie przez kilkanaście kilometrów. Dla mnie tempo okazuje się za mocne i zostaję z tyłu. Jadę swoim tempem i staję na jedyny postój bufetowy w Nowym Stawie. Po szybkim posiłku jadę dalej w kolegą i wspólnie kręcimy przez Malbork, Szum aż do Ryjewa. Tu się rozdzielamy, kolega zjeżdża do bufetu a ja samotnie jadę dalej. Tempo nadal dobre 33 km/h na odcinku 105 km. Jednak dalej jedzie się ciężko, nie ma co osłaniać od wiatru no i brakuje kolegów do dawania zmian. Na odcinku do Miłoradza mocno się zjechałem a do tego kiepska nawierzchnia bardzo wybiła mnie z rytmu jazdy. Końcówkę do mety w Gniazdowie jadę na oparach sił. Wiatr nieźle mnie wymęczył.

Bufet na mecie w Gniazdowie © ketoketo


Dożynkowy ciągnik jak na trasie Tour de France © ketoketo


Wyborne lokalne specjały zaspokoiły głód po maratonie © ketoketo