Info

avatar Blog rowerowy prowadzi Keto z miasteczka Bydgoszcz. Mam przejechane 175617.72 km Jeżdżę z prędkością średnią 25.79 km/h Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

> 200 km

Dystans całkowity:21474.06 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:850:18
Średnia prędkość:25.25 km/h
Maksymalna prędkość:78.94 km/h
Suma podjazdów:112983 m
Maks. tętno maksymalne:186 (102 %)
Maks. tętno średnie:135 (77 %)
Suma kalorii:450944 kcal
Liczba aktywności:48
Średnio na aktywność:447.38 km i 17h 42m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
501.99 km
20:56 h 23.98 km/h:
Maks. pr.:63.99 km/h
Temperatura:18.0
HR max:166 ( 91%)
HR avg:123 ( 67%)
Podjazdy:4118 m
Kalorie:12597 kcal

Kaszubska W(y)prawka 2018

Sobota, 21 kwietnia 2018 · dodano: 23.04.2018 | Komentarze 1

Trasa: Izbica - Główczyce - Lębork - Brodnica Dolna - Szymbark - Borucino - Sulęczyno - Brusy - Czersk - Wiele - Wielki Klincz - Kartuzy - Szemud - Wejherowo - Puck - Gniewino - Poraj - Główczyce - Izbica

HZ - 58%
FZ - 34%
PZ - 8%
cad - 86

Zdjęcia maratonowe

- czas netto: 20:56
- czas brutto: 24:18
- 11 miejsce na 36 osób




Kategoria > 200 km, Canyon, Maratony


Dane wyjazdu:
992.17 km
42:23 h 23.41 km/h:
Maks. pr.:60.69 km/h
Temperatura:10.0
HR max:172 ( 94%)
HR avg:125 ( 68%)
Podjazdy:7672 m
Kalorie:20801 kcal

Maraton Północ-Południe 2017

Sobota, 16 września 2017 · dodano: 22.09.2017 | Komentarze 3

Trasa: Hel - Władysławowo - Kościerzyna - Świecie - Golub-Dobrzyń - Lipno - Płock - Łowicz - Rawa Mazowiecka - Opoczno - Włoszczowa - Koniecpol - Pilica - Niepołomice - Szyk - Tymbark - Ochotnica Dolna - Knurów - Niedzica Zamek - Łapszanka - Brzegi - Głodówka

HZ - 46%
FZ - 47%
PZ - 7%
cad - 77

Zdjęcia z ultramaratonu

- czas netto: 42 godz. 23 min.
- czas brutto: 59 godz. 20 min.
- 18 miejsce na 56 osób
- wycofało się 17 osób
- dojechało 39 osób


Zaczynają się góry.


Ukoronowanie ultramaratonu.




Dane wyjazdu:
519.18 km
18:17 h 28.40 km/h:
Maks. pr.:47.11 km/h
Temperatura:25.0
HR max:173 ( 95%)
HR avg:124 ( 68%)
Podjazdy:1486 m
Kalorie:11814 kcal

Kórnicki Maraton Turystyczny 2017

Sobota, 5 sierpnia 2017 · dodano: 08.08.2017 | Komentarze 0

Trasa: Robakowo - Kórnik - Zaniemyśl - Sulęcin - Szczodrzykowo - Żerków - Grodziec - Rychwał - Tuliszków - Władysławów - Ruszków Pierwszy - Grabów - Kutno - Łanięta - Kłodawa - Przedecz - Babiak - Sadlno - Ślesin - Orchowo - Trzemeszno - Gniezno - Pobiedziska - Kostrzyn - Robakowo

HZ - 54%
FZ - 44%
PZ - 2%
cad - 82

Zdjęcia z maratonu

Krzysztof - czas netto: 18:17, średnia 28,40 km/h
                 czas brutto: 21:05, średnia 24,62 km/h

Łukasz - czas brutto: 18:50, średnia 27,56 km/h




Łukasz w pierwszej trójce na mecie ultramaratonu.


Kategoria > 200 km, Canyon, Maratony


Dane wyjazdu:
616.22 km
24:12 h 25.46 km/h:
Maks. pr.:61.35 km/h
Temperatura:18.0
HR max:164 ( 90%)
HR avg:123 ( 67%)
Podjazdy:3461 m
Kalorie:15535 kcal

Pierścień Tysiąca Jezior 2017

Sobota, 1 lipca 2017 · dodano: 05.07.2017 | Komentarze 1

Trasa: Jeziorany - Mrągowo - Wydminy - Dowspula - Sejny - Wiżajny - Gołdap - Sztynort - Reszel - Termy Warmińskie - Świękitki

HZ - 50%
FZ - 45%
PZ - 5%
cad - 81

Zdjęcia z ultramaratonu

Startuję po raz kolejny w edycji Pierścienia Tysiąca Jezior. Dzień przed startem pogoda nie napawa optymizmem. Deszcz pada przez prawie cały dzień, a do tego wieje porywisty wiatr, przy mało komfortowej temperaturze. Nie wróży to nic dobrego na jutrzejszy start.

Sobotni poranek wita maratończyków pochmurnym niebem, ale bez opadów. Za to wiatr nie ustał, ale zanosi się, że będzie pomagał zawodnikom przez dużą część trasy.

Startuję bardzo późno, dopiero w osiemnastej grupie startowej o godzinie 9:25. Razem ze mną startują między innymi Mateusz Mika (nr 158) i Edward Radzikowski (nr 160), z którymi jak się później okaże przejadę praktycznie prawie całą trasę.

Już od samego startu rozpoczynamy jazdę spokojnym tempem w okolicach 30 km/h. Wiatr faktycznie pomaga, wieje albo w plecy lub z tyłu, po skosie, z boku. Przy takim układzie w ogóle nie czuć obciążenia wynikającego z jazdy.

Trasa tegorocznej edycji została poprowadzona w odwrotnym kierunku, w porównaniu do roku ubiegłego. Uważam, że była to dobra decyzja, bo najbardziej dziurawy i połatany odcinek trasy, z dużą liczbą przewyższeń pokonujemy na świeżo, jeszcze w pełni sił.

Sprawnie docieramy do pierwszego punktu kontrolnego w Jezioranach na 46 km i po podpisaniu listy, otrzymaniu wpisu oraz pieczątki do karty kontrolnej ruszamy dalej.

Na kolejnym, drugim punkcie kontrolnym w Mrągowie, na 102 km trafiamy na zawodników startujących w zawodach MTB, którzy zjeżdżając ostatnią prostą swojej trasy, mieszają się z uczestnikami naszego maratonu. Trochę to spowodowało problemów organizacyjnych, a zdarzały się momenty niebezpieczne, m.in. ostrego hamowania zawodników po to, aby nie wpaść na siebie.
Zrobiło się dość ciepło, tak że można było jechać na krótko. Wiatr cały czas sprzyjał, w efekcie czego prędkość na trasie wyraźnie wzrosła. W okolicach Mikołajek mijamy liczne ekipy samochodów rajdowych, wracających z tegorocznych mistrzostw 74 Rajdu Polski.

Mijamy na trasie kolejnych, pojedynczych zawodników z kategorii Solo i w końcu dochodzimy do licznej grupy około 10 zawodników. Przez wiele kilometrów jedziemy wspólnie w dobrym tempie, ale są momenty, że grupa zwalnia i przez dłuższy czas wyraźnie „zamula”. Po kolejnym takim „razie” odjeżdżamy reszcie w składzie Mateusz Mika, Edward Radzikowski, Jan Woś (nr 149) i ja. W takiej grupie jazda jest wyraźnie szybsza, bez rwanego tempa.

Jadę na pierwszej zmianie przez dłuższy czas i przy prędkości około 37 km/h nawet nie zauważyłem oznakowanego, trzeciego punktu kontrolnego w Wydminach (176 km). Gdyby nie koledzy, którzy wołali za mną, to z pewnością ominąłbym punkt. Orientujemy się też, że po drodze zgubił się nam Mateusz Mika. Później okazało się, że zerwał łańcuch i po naprawie doszedł do nas, ale dopiero na punkcie w Wiżajnach.

Jedzenie na punkcie w Wydminach, zarządzanym przez Janka Doroszkiewicza było wyśmienite. Zjadłem dwudaniowy obiad z rosołem i kurczakiem z pierogami, a do tego dodatkową porcję dużych pierogów na słodko. Rozmowy przeciągały się i ciężko było ruszyć w dalszą drogę. Ubieramy się już do nocnej jazdy i w momencie ruszania zaczął padać deszcz. Była godzina około 19-ej i od tego czasu deszcz padał z niewielkimi przerwami do poranka kolejnego dnia. Bilans pogody się wyrównał. Po 300 km bez deszczu i jazdy z wiatrem, dla odmiany jechaliśmy ponad 12 godzin i 300 km w deszczu oraz niesprzyjającym, zimnym wietrze.

Dalsza jazda przebiegała bez większej historii. Na trasie spotykaliśmy się głównie z Markiem Miłoszewskim (Memorek). Wyprzedzaliśmy go na trasie, a on doganiał nas na punktach kontrolnych. Jako, że startował w kategorii Solo to z wiadomych względów nie mógł jechać z nami.

Szybko się ściemniło i kolejne do zaliczenia poszły punkty kontrolne w Dowspudzie (240 km) i w Sejnach (305 km). Dojazd zwłaszcza do tego ostatniego strasznie mi się dłużył podczas jazdy długą, prostą krajówką, z niebezpiecznie wyprzedzającymi samochodami, szczególnie na litewskich tablicach rejestracyjnych.

Podczas jazdy nocnej wiatr zazwyczaj cichnie, ale nie tym razem. Pojawiły się mocne porywy do tego stopnia, że momentami rowerem rzucało na jezdni jak zabawką.

Do punktu w Wiżajnach (352 km) docieramy z dużą ulgą, wcześniej nieźle kombinując jak go skutecznie znaleźć. Według mnie był słabo oznakowany i przez myśl mi nie przeszło szukanie go po jeździe drogami szutrowymi. Na punkcie można było się trochę ogrzać i dobrze najeść. Część osób startujących spała na materacach, ale uważam, że w moim przypadku byłaby to zbędna strata czasu. Posiedzieliśmy dłużej niż zwykle i niechętnie ruszamy w drogę.
Pierwsze kilometry w przemoczonych ubraniach i wiejącym wietrze były bardzo zimne. Z czasem rozgrzaliśmy się i na wciąż padającym deszczu mozolnie nakręcamy kilometry do punktu w Gołdapie (400 km).

Zaczyna świtać i mam wrażenie, że robi się przeraźliwie zimno, co dodatkowo pewnie jest spotęgowane zmęczeniem i znużeniem na trasie. Gdy dojeżdżamy do punktu w Harszu (462 km) kompletnie mną telepie. Nie mogę się rozgrzać ciepłą herbatą i pierogami. W ubiegłym roku dla kontrastu punkt kontrolny w tym miejscu był zorganizowany na plaży, przy jeziorze, podczas upalnej pogody.

Do mety pozostało nam około 100 km, przez które, jak się później okaże będziemy dosłownie wlec się przez 5 godzin. Miałem wrażenie, że ta setka nigdy się nie skończy, jednak uratował mnie dodatkowy punkt kontrolny w Lidzbarku Warmińskim – Termy Warmińskie na 560 km. Tutaj trochę otuchy dodały rozmowy z obsługą i ciepła kawa.

Pozostał już tylko „sprint” do mety. Miejscami przestawało padać i niebo się przejaśniało. Zrobiło się też wyraźnie cieplej. Skutkiem tego wszystkiego morale się poprawiło i z takim nastawieniem dojechałem do długo wyczekiwanej mety.

Statystyka:
- liczba osób startujących – 191
- liczba osób, które się wycofały – 34
- zająłem 59 miejsce w generalce na 157 zawodników
- zająłem 32 miejsce w kategorii Open na 115 zawodników
- czas netto: 24:12
- czas brutto: 28:47




Medal za ukończenie ultramaratonu Pierścień Tysiąca Jezior.

Kategoria > 200 km, Canyon, Maratony


Dane wyjazdu:
498.49 km
20:08 h 24.76 km/h:
Maks. pr.:66.91 km/h
Temperatura:25.0
HR max:177 ( 97%)
HR avg:127 ( 69%)
Podjazdy:6291 m
Kalorie:15039 kcal

Maraton Podróżnika 2017

Sobota, 3 czerwca 2017 · dodano: 07.06.2017 | Komentarze 5

Trasa: Sulistrowice - Sobótka - Imbramowice - Strzegom - Jawor - Kowary - Spindlerowy Mlyn - Vrchlabi - Cerny Dul - Dolni Stare Mesto - Trutnov - Lubawka - Adrspach - Hronov - Kudowa Zdrój - Radków - Wambierzyce - Polanica Zdrój - Bystrzyca Kłodzka - Stronie Śląskie - Lądek Zdrój - Paczków - Niemcza - Sulistrowice

HZ - 51%
FZ - 31%
PZ - 18%
cad - 85

Zdjęcia z maratonu

W tegorocznej edycji Maratonu Podróżnika startuję wspólnie z synem Łukaszem, dla którego będzie to debiut na długiej, pięćsetkilometrowej, wymagającej trasie górskiej. Co prawda Łukasz jeździł już dystanse ponad 500 km, ale zawsze na trasach wybitnie płaskich i doskonale sobie na nich radził. Jednak obecna trasa będzie dla Niego dużym wyzwaniem ze względu na sporą sumę przewyższeń, na poziomie ponad 6 tysięcy metrów.

Na starcie meldujemy się około godziny 8 i spokojnie czekamy na swoją kolejkę startową. Przed nami startuje kilka grup zawodników i kiedy przychodzi czas startu naszej grupki, wspólnie ustawiamy się na linii startu. Punktualnie o godzinie 8.20 nasza grupa numer pięć wyrusza na trasę.

Tempo od samego początku jest bardzo spokojne (30-32 km/h) bez niepotrzebnego rwania. Pogoda do jazdy wręcz idealna, jest słonecznie z lekkim, prawie niewyczuwalnym wiatrem. Po przejechaniu około 20 kilometrów jadący z nami Wiesiu Jańczak zauważa bardzo wyraźne bicie przedniego koła i okazuje się, że w obręczy odkręciły się trzy szprychy i zwisają luźno w kole. Stajemy i wspólnie radzimy, co w tym przypadku zrobić. Jarek Krydziński proponuje nawet swoje zapasowe koło przednie, które ma w bazie maratonu. Jednak Wiesiu postanawia sam skręcić szprychy i wycentrować koło, a my ruszamy dalej na trasę.

Co jakiś czas jedziemy ze zmianami i mijamy kolejnych zawodników z wcześniej startujących grup startowych, w tym Jarka Mikitę. Po raz kolejny i ostatni na tym maratonie spotykamy się z Jarkiem na pierwszym postoju pod sklepem na około 100 km.

Wraz z upływającymi kilometrami rozpoczynamy pierwszy z trudnych podjazdów pod Przełęcz Rędzińską (727 m n.p.m.) o średnim nachyleniu 10% i max. 16%. Podjazd dla mnie jest trudny, przez cały czas sztywno trzyma duże nachylenie i kiedy na moment przystaję, nie mogę ponownie ruszyć i wpiąć się w bloki. Podchodzę kawałek i dopiero trochę wyżej udaje mi się ruszyć do szczytu. Łukasz wjeżdża podjazd w całości na raz. Na szczycie meldujemy się sms-owo na pierwszym punkcie kontrolnym (PK1). Tutaj też mijamy się z zawodnikami startującymi na dystansie 300 km, którzy jadą w przeciwnym kierunku. Tuż przed samym szczytem obserwuję dość kuriozalny obraz, mianowicie kolega Obis podprowadza rower pod górę w … klapkach, nie chcąc zniszczyć bloków w butach szosowych.

Kolejne kilometry upływają dość szybko. W tym czasie ustabilizował się skład naszej grupki, który praktycznie nie zmieni się do mety. Wspólnie jadę z synem Łukaszem, Pawłem Kosiorkiem i Jarkiem Krydzińskim czyli kolegami, z którymi przejechałem już nie jeden ultramaraton. Grupa dobrana jest optymalnie pod względem tempa i charakteru jazdy, no może za wyjątkiem Łukasza, który według mnie był zbyt silny do tej grupy, co skutecznie udowadniał później na całej trasie. Brak jakiejkolwiek nawigacji w wersji papierowej czy elektronicznej uniemożliwiły Łukaszowi szybszą, samotną jazdę i tym samym był „skazany” na nasze towarzystwo.

Na kolejnym punkcie kontrolnym (PK2) meldujemy się na 148 km w Podgórzynie. W miejscowym sklepie robimy zakupy na część trasy w Czechach, jest to ostatni sklep na polskim odcinku trasy. Łukaszowi blokuje się przednia przerzutka, którą poprawiamy w miejscowym warsztacie samochodowym. Na punkt dojeżdża do nas Endriu, po chwili Obis i jeszcze kilku nieznanych mi kolegów.
Droga zaczyna się piąć ostro w górę, to znak, że rozpoczynamy najtrudniejszy podjazd na całym maratonie, pod Przełęcz Karkonoską w paśmie Sudetów (1198 m n.p.m.). Podjazd jest długi (12 km), na ponad dobrą godzinę jazdy o średnim nachyleniu drugiego stromego odcinka 16% i z maksymalnym nachyleniem 26% (mój GPS pokazał 23%). Według niektórych źródeł jest to najtrudniejszy asfaltowy podjazd w Polsce. W drugiej części podjazdu na bardzo kiepskiej nawierzchni, co kawałek pojawiają się napisy motywujące kolarzy do dalszej wspinaczki. Dla mnie podjazd okazuje się zbyt trudny i podchodzę go na dwóch odcinkach. Moim towarzyszem marszu zostaje Endriu, który też odpuszcza ciężki podjazd. Łukasz po zatrzymaniu na chwilę odpoczynku wjeżdża większość podjazdu. Ostatnie 300 m podprowadza rower do szczytu.

Na szczycie Przełęczy Karkonoskiej jesteśmy już po czeskiej stronie. Ubieramy się w kurtki aby się nie wychłodzić na szybkich zjazdach. Ruszam pierwszy, asfalt jest gładki, bez dziur co daje poczucie pewności przy dużych prędkościach, a malownicze agrafki zakrętów dodają tylko uroku szybkiej jeździe.

Na czeskim odcinku maratonu kilometry mijają szybko. Przez długi czas jedziemy płaski odcinek trasy i o godzinie 19.37 meldujemy się na PK3 w Lubawce, już w Polsce, na 233 km trasy. Spotykamy tutaj Pawła Czerkawskiego, który właśnie wycofuje się z powodów zdrowotnych z udziału w maratonie.

Odliczamy kilometry do punktu żywieniowego, do którego docieramy tuż przed zmrokiem. Posilamy się ciepłym makaronem z gulaszem, drożdżówką, uzupełniamy bidony, a na drogę zabieramy batony, banany i trochę słodyczy. Na nocny odcinek ubieramy się cieplej. Po odpoczynku na trasę wyruszamy większą grupą, także z kolegami z trasy 300 km.

Na około 50 km wjeżdżamy ponownie do Czech. Na zjazdach robi się wyraźnie zimno, ale podjeżdżane co jakiś czas wzniesienia dają możliwość rozgrzania się. Ratuje to Łukasza, który słabo znosi trudy chłodnej nocy.

Docieramy do granicy czesko-polskiej w Kudowie i dokładnie w samym Parku Zdrojowym meldujemy się sms-em na PK4 (291 km). Po chwili odpoczynku, z Kudowy wyjeżdżamy długim podjazdem, położonym wśród lasów iglastych, co dodatkowo daje poczucie większego ciepła. Jako, że był podjazd, to i był długi i szybki zjazd. Niestety nawierzchnia pozostawała wiele do życzenia, nie to, co po stronie czeskiej i trzeba było bardzo uważać, zwłaszcza na zakrętach żeby zbyt szybko nie „zakończyć” maratonu. Od zaciskania klamek hamulców bolały mnie całe dłonie.

Została mniej więcej godzina do świtu a nasza grupka dociera do PK5, na 347 km w Bystrzycy Kłodzkiej. Stanęliśmy dosłownie na chwilę, na wysłanie sms-a i sikstop i dalej w drogę.

Zaliczamy po raz ostatni krótki odcinek, przejeżdżany przez Czechy i już po polskiej stronie meldujemy się na przedostatnim punkcie kontrolnym – PK6 (394 km) koło Paczkowa. Zarówno ja, jak i Łukasz dobrze znieśliśmy nocną część jazdy, ale senność powoli dawała się we znaki o świcie. Stajemy na postój kawowy na stacji Orlen. Dobra, poranna kawa stawia nas na nogi i zmotywowani ruszmy na trasę. Dzięki informacjom od kibiców wiemy, że Wiesiu Jańczak jedzie dalej w maratonie i wraz z Darkiem Urbańczykiem gonią nas zaciekle na trasie. Są momenty, że dzieli ich od nas dosłownie kilkanaście minut.

Zaliczamy ostatni punkt kontrolny na trasie – PK7 na 460 km w Niemczy. Do pokonania pozostał już tylko niewielki odcinek ponad 30 km. Zaczynam odczuwać zmęczenie, co widać zwłaszcza na podjazdach, gdzie odstaję, a Łukasz odjeżdża mi bardzo sprawnie, za nim Paweł Kosiorek. Na ostatnich podjazdach taki scenariusz będzie się powtarzał, gdzie Łukasz z Pawłem na podjeździe odjeżdżają i na resztę czekają na szczycie wzniesienia, kolejno dojeżdżam ja, a później Jarek Krydziński.

Tuż przed metą zostaje do pokonania ostatni podjazd na Przełęcz Tąpadła (384 m n.p.m.) o długości około 4 km, średnim nachyleniu 4% i max. 8%. Ten podjazd pokonuje jako ostatni, ale widok Jarka przede mną tak mnie dopinguje, że dochodzę Go tuż przed samym szczytem i mocno zostawiam w tyle na zjeździe. Łukasz z Pawłem już czekają na nas przed wjazdem na metę w Sulistrowicach i kiedy dojeżdżam ja, a po mnie Jarek, wspólnie całą grupą docieramy do mety o godzinie 10.38.

Ze startu w maratonie jestem bardzo zadowolony, zwłaszcza jako kolarz z nizin, na co dzień nie jeżdżący w górach.
Jestem pełen podziwu dla startu Łukasza. Obawiałem się nie tyle o przejechanie długiego dystansu, ale o pokonywanie wielu trudnych podjazdów. I tutaj bardzo miłe rozczarowanie z niedowierzaniem. Widząc, jak jechał i pokonywał kolejne podjazdy uważam, że powinien był startować z najlepszą grupą zawodników, a nie być skazany na jazdę z naszą grupą. Być może wtedy miałby szanse na wykręcenie bardzo dobrego czasu. Ale na maratonie siła, moc i wytrzymałość to jedno, a drugie, też kluczowe, to sprawnie obsługiwana nawigacja, której syn nie miał. Do poprawienia na przyszłość.

Wielkie podziękowania dla kolegów za wspólną jazdę. Organizatorom, za malowniczą i piękną trasę. Bardzo miłym Paniom, sprawnie obsługującym tak bardzo wyczekiwany punkt żywieniowy. Jeszcze raz wielkie dzięki.
Specjalne podziękowania dla żony oraz rodziny i znajomych za motywujące słowa na trasie.

Czas brutto - 26:18
Czas netto - 22:08
Zaliczone gminy - 23


Medal za ukończenie Maratonu Podróżnika.

Kategoria > 200 km, Canyon, Maratony


Dane wyjazdu:
525.41 km
18:54 h 27.80 km/h:
Maks. pr.:43.70 km/h
Temperatura:25.0
HR max:164 ( 90%)
HR avg:120 ( 65%)
Podjazdy:1542 m
Kalorie:12456 kcal

Sierpecki Maraton Rowerowy 24H

Sobota, 27 maja 2017 · dodano: 29.05.2017 | Komentarze 3

Trasa: Sierpc - Kwaśno - Żochowo - Dobaczewo - Choczeń - Grabówiec - Ligowo - Śniechy - Żochowo - Kwaśno - Sierpc

HZ - 50%
FZ - 41%
PZ - 9%
cad - 85

Fotki maratonowe

Startem w Maratonie Sierpeckim inauguruję tegoroczny sezon maratonów ultra. Jest to zupełnie nowy maraton w kalendarzu imprez ultra, organizowany przez Klub Rowerowy „Dynamo” z Sierpca.
Startuję po raz pierwszy w tego typu formule maratonu, polegającej na jeździe po ściśle zaplanowanych przez organizatora pętlach. Pojedyncze okrążenie jest wydzielone na dystansie 32,4 km. Limit czasowy całej imprezy to 24 godziny, liczone od sobotniego startu o godzinie 12, do niedzieli do południa. Uczestnicy maratonu sami decydują ile kilometrów przejadą, ale warunkiem zaliczenia jest przejechanie zawsze kolejnego, pełnego okrążenia. Czyli w praktyce wygrywa zawodnik, który przejedzie najwięcej okrążeń w ciągu doby. Sam do końca nie byłem pewny, czy jest to dobry wybór na właśnie taką formułę zawodów, ale chciałem to sprawdzić. Nie do końca też byłem przeświadczony, czy będę w stanie znieść stałą monotonnię kręcenia w kółko tego samego i to przez całą dobę.
W maratonie razem ze mną startuje syn Łukasz i ma to być dla nas sprawdzenie kondycji przed startem w mającym się odbyć za tydzień Maratonie Podróżnika.
Startujemy wspólnie spod Biura Zawodów, które zlokalizowane jest przy Centrum Kultury i Sztuki. Tempo zaraz po wyjeździe z miasta zaczyna gwałtownie wzrastać do tego stopnia, że z Łukaszem jadę tylko około 2 km i zostaję z tyłu. Po dłuższej chwili gubię go całkowicie z oczu i jadę sam. Jak się później okazało praktycznie cały maraton przejechałem sam a z Łukaszem widywałem się, mijając się na każdej z pętli. Wspólnie przejechaliśmy tylko ostatnie okrążenie każdego z nas: ja – szesnaste, a Łukasz – osiemnaste.
Trasa była poprowadzona przez malowniczo położone mazowieckie wsie, z niewielką liczbą podjazdów, ale zaliczając kolejne okrążenia w sumie uzbierało się ponad 1500 m podjazdów. Wystartowało 137 osób, ale znaczna część nie dotrwała do całonocnej jazdy i kończyła wcześniej imprezę. Została tylko licząca około 30 osób ekipa, w tym 7 osób z BBTouru, którzy wytrwałe ukończyli całodobową jazdę.
Generalnie można powiedzieć, że maraton był „bez historii”, tylko samo nakręcanie kilometrów i faktycznie też tak było. Ku mojemu zdziwieniu bardzo dobrze zniosłem jazdę po pętlach i wcale mnie to nie zmęczyło psychicznie, ale drugi raz chyba się nie zdecyduję na taka formę jazdy. Spróbowałem, wiem o co chodzi i na tyle wystarczy.

Liczba startujących – 137 osób

Miejsca w klasyfikacji:
Krzysztof – 16 okrążeń, 7 miejsce (525 km,czas brutto 21:50, 18:54 netto)
Łukasz – 18 okrążeń, 4 miejsce (583 km, czas brutto 21:50)

Kto się zna, ten wie o kogo chodzi, w tym gronie na IV miejscu jest Łukasz !!!

I miejsce – Tomasz Ignasiak
II miejsce - Cezary Urzyczn
III miejsce – Paweł Sekulski


Na starcie Sierpeckiego Maratonu Rowerowego 24H.


Łukasz na trasie.


Pętla o długości 32,4 km pokonana 16 razy.

Kategoria > 200 km, Canyon, Maratony


Dane wyjazdu:
1031.30 km
40:23 h 25.54 km/h:
Maks. pr.:65.19 km/h
Temperatura:23.0
HR max:167 ( 91%)
HR avg:118 ( 64%)
Podjazdy:4105 m
Kalorie:23283 kcal

BBTour 2016

Sobota, 20 sierpnia 2016 · dodano: 26.08.2016 | Komentarze 3

Trasa: Świnoujście - Płoty - Drawsko Pomorskie - Piła - Kruszyn Krajeński - Toruń - Dąb Polski - Gąbin - Żyrardów - Białobrzegi - Iłża - Majdan Królewski - Rzeszów - Brzozów - Ustrzyki Dolne - Ustrzyki Górne

HZ - 65%
FZ - 31%
PZ - 4%
cad - 80

Fotki z maratonu

Startuję z promu Bielik o godzinie 8.25 wraz z grupką kolarzy. Dźwięk dzwonka pokładowego promu daje sygnał do wyruszenia na trasę. Tuż po przejechaniu dosłownie kilkuset metrów zaczyna padać drobna mżawka. Widoczny znak, że po raz kolejny maratonu suchą nogą nie przejadę.

Opuszczamy Świnoujście i w miarę spokojnym tempem całą grupką kierujemy się do Wolina. Rzeczy zaczynają mi przemakać od mokrego asfaltu i „prysznica” wody spod kół kolarzy. Dobrze, że jest ciepło to nie ma to wielkiego znaczenia. Jedziemy sprawnie ze zmianami i droga szybko upływa do pierwszego punktu kontrolnego w Płotach (PK Płoty). Na punkt wpadamy tylko po pieczątki i podpisanie listy oraz napełniamy bidony i zabieramy po drożdżówce na drogę.

Po drodze otrzymuję wiadomość od syna Łukasza, że jestem „niewidoczny” on-line na stronie śledzenia zawodników BBTour. Prawdopodobnie coś jest nie tak z nadajnikiem GPS. Docieramy na punkt kontrolny w Drawsku Pomorskim (PK Drawsko Pomorskie) i zgłaszam fakt obsłudze technicznej maratonu. Po dwukrotnym resecie nadajnika wszystko wraca do normy i można już bez problemów śledzić moje poczynania na trasie. Na punkcie krótki posiłek i dalej grupką ruszamy w drogę.

Za Drawskiem Pomorskim zaczynają się pierwsze większe podjazdy, gdzie poszczególne grupki kolarzy zaczynają się mieszać. Doganiamy innych kolarzy i w już nieco zmienionym składzie jedziemy aż do Piły. Około 20 km przed Piłą skręcamy pod wiatr, który mocno na tym odcinku przeszkadza.

Punkt kontrolny w Pile (PK Piła) przeżywa oblężenie zawodników. Cała wielka grupa zajada się ciepłym makaronem w otoczeniu rodzinnego pikniku na skwerze. Zmieniam trochę skład grupy z którą sprawnie opuszczamy miasto i jedziemy w kierunku Wyrzyska.

Na odcinku w Nieżychowie rodzina sprawia mi wielką niespodziankę. Całą grupą kibicują mi z wielkimi transparentami i głośnymi okrzykami dopingują do dalszej jazdy. Z wielką przyjemnością zatrzymuję się na kilka chwil przy rodzinnej strefie kibica. Krótka pogawędka, parę łyków coli i ruszam w drogę, w pogoń mojej uciekającej grupki kolarzy.

Po raz drugi rodzina dopinguje mnie na szczycie 10% podjazdu w Rudzie. Nie wiedziałem, że to jeszcze nie koniec przyjemności. Kolejny raz spotykam dopingującą rodzinę w Sadkach. Dało mi to niesamowity zastrzyk energii do dalszej jazdy.

Po około godzinie jazdy melduję się na dużym punkcie kontrolnym w Kruszynie Krajeńskim (DPK Kruszyn Krajeński). Korzystam tutaj z możliwości przebrania się w czyste rzeczy. Zjadam też dwudaniowy obiad i chwilę wypoczywam. Miłą niespodziankę sprawia mi żona Sylwia, która upiekła specjalne ciasteczka rowerowe dla ultramaratończyków. Wiele osób raczyło się nimi z wielkim apetytem. Trudno było mi opuścić punkt i zostawić rodzinę, ale droga wzywała.

Ubrałem się cieplej do jazdy nocnej, zapaliłem lampki i pojechałem w kierunku Torunia. Ten odcinek trasy przejechałem samotnie, jedynie po drodze minął mnie kolega Przemek Ruda, z którym rok temu jechałem część trasy ultramaratonu Góry MRDP. Na punkcie kontrolnym w Toruniu (PK Toruń) spotykam Wąskiego i Memorka z ekipą. Zabieram się w drogę z nimi i w takim składzie spokojnie docieramy do punktu w Dębie Polskim (PK Dąb Polski). Na punkcie całą grupą jesteśmy po godzinie drugiej w nocy. Po zjedzonym posiłku dosłownie na chwilę kładę się na podłodze aby odpocząć. Po kilku minutach jednak koledzy wzywają do dalszej jazdy i cóż, nie ma wyjścia, trzeba jechać.

Bardzo wczesnym rankiem, około godziny piątej melduję się na punkcie kontrolnym, na rynku w Gąbinie (PK Gąbin). Od jakiegoś czasu zaczynam odczuwać jakieś problemy żołądkowe i jak się okazuje nie ja sam. Między innymi Wąski też skarży się na bóle żołądka. Po pomoc zwracamy się do lekarza BBTouru i po podaniu leków na żołądek ruszamy w drogę. Dobre pół godziny później wszelkie dolegliwości przechodzą i czuję, że mogę sprawnie jechać dalej. Jakoś dobrze idzie mi jazda i już po kilku kilometrach odjeżdżam mojej grupie i kontynuuję jazdę samotnie. Odżywam też wyraźnie po nastaniu świtu i mam wrażenie nagłego przyrostu mocy w nogach.

Przejeżdżam przez Sochaczew i bardzo długa prostą kieruję się do Żyrardowa. Na punkt docieram około godziny ósmej rano (PK Żyrardów). Spotykam sporą grupkę kolarzy właśnie opuszczających punkt. Pochłaniam wielkie ilości jedzenia i postanawiam poczekać na moich kolegów, którzy zostali gdzieś na trasie. W międzyczasie serwisanci na punkcie smarują mi łańcuch w rowerze a ja na leżaku oczekuję na kolegów. Po prawie godzinie dojeżdżają Wąski i Memorek. Czekam aż się posilą i wspólnie ruszamy w dalszą trasę.

Zaczyna się robi coraz cieplej i wyraźnie narastający upał zaczyna przeszkadzać w jeździe. Kierujemy się do miejscowości Białobrzegi, gdzie na uroczym rynku zlokalizowany jest punkt kontrolny (PK Białobrzegi). Z ulgą na chwilę chowamy się w cieniu ratusza, ale nie ma więcej czasu na relaks. Wraz z większą grupą maratończyków jedziemy w dalszą trasę. Po kilkunastu kilometrach tempo większości kolarzy okazuje się być za mocne i we trójkę (Memorek, Waski i ja) zostajemy i jedziemy własnym tempem.
Kilka kilometrów przed dużym punktem kontrolnym w Iłży (DPK Iłża) zaczyna padać słaby deszcz. Staramy się zdążyć przed ulewą, która jest zapowiadana w prognozie pogody. Udaje się nam uniknąć przemoczenia i dosłownie parę chwil po wejściu na punkt rozpoczyna się ulewa. Zjadam obiad i planujemy z kolegami udać się na dwugodzinną drzemkę, podczas której podładujemy elektronikę. Kładę się na łóżku i dosłownie od razu zasypiam. Budzi mnie Wąski i mam wrażenie jakbym dosłownie przed chwilą się położył. Okazuje się jednak, że spałem prawie dwie godziny, po których czuję się całkiem wypoczęty. Wychodzimy na zewnątrz budynku a ulewa nie przechodzi. Nie ma wyjścia, w deszczu ruszamy w trasę. Jeszcze tego nie wiem, ale od momentu opuszczenia Iłży o godzinie 20, będę jechał w deszczu przed prawie 17 godzin z niewielkimi przerwami.

Wyruszyliśmy na trasę we trójkę i dołączył się do nas Pająk na poziomce. Po drodze mijamy kolegę Patryka Wawryszuka jadącego w kategorii solo. Ulewa nie przechodzi a my wciąż jedziemy. Po jakimś czasie niepostrzeżenie gubi nam się Memorek. Okazuje się, że ma problemy żołądkowe i co jakiś czas stawał po drodze. Czekamy na niego na stacji benzynowej w Ostrowcu Świętokrzyskim, kiedy dojeżdża do nas, ruszamy wspólnie. Bardzo chcę aby ten strasznie dłużący się odcinek już się skończył; od Iłży do kolejnego punktu w Majdanie Królewskim jest aż 118 km.

Na punkcie w Majdanie Królewskim (PK Majdan Królewski) spotykam kilku śpiących i odpoczywających znajomych, m.in. Endriu i 4gottena. Krótko przebywamy na punkcie, aby za nadto się nie rozleniwić i szybko ruszamy w trasę.

Już o świcie sprawnie nawigujemy przez Rzeszów i meldujemy się na punkcie kontrolnym w tym mieście (PK Rzeszów). Punkt obsługuje znana już Lubelska Grupa Rowerowe – Rowerowy Lublin. Zaczynam kalkulować, że jeżeli utrzymam dotychczasowe tempo to będę w stanie poprawić swój poprzedni czas przejazdu z edycji 2014 BBTouru (54:11).

Wjeżdżamy na pierwsze większe podjazdy. Wiele ścianek jest krótkich, ale stromych. Za to deszcz wyraźnie słabnie, ale nie przestaje padać. Dojeżdżamy do punktu kontrolnego w Brzozowie (PK Brzozów), gdzie punkt jest zorganizowany przez miejscowe koło gospodyń wiejskich. Na punkcie zjadam wyborny żurek i pije dobrą kawę z załącznikiem w postaci domowej roboty ciasta.

Cały odcinek za Brzozowem poprzez Sanok pełen jest niezliczonej ilości podjazdów, które nieźle dają się odczuć po tylu już kilometrach w nogach. Do tego deszcz znowu nasila się i momentami pada tak mocno, że nie widać nic przed sobą. Tuż przed Ustrzykami Dolnym przez chwilę pada grad; spotykają nas chyba wszystkie rodzaje pogody.

Na ostatnim punkcie kontrolnym w Ustrzykach Dolnych (PK Ustrzyki Dolne) zjadam wyśmienity mus bananowy i żurek a do tego dwie kanapki. Mając w pamięci poprawę czasu przejazdu szybko opuszczam punkt i udaję się na trasę. Za mną zaraz rusza Wąski a ja staram się dogonić Memorka, który wyjechał kilka minut przede mną. Wyprzedzam go dopiero po kilkunastu minutach jazdy na jednym ze stromych podjazdów.

Odcinek do mety jadę już całkowicie sam. Znam dobrze tą część trasy, która mocno wyryła mi się w pamięci po ostatnim BBTourze. Nie szarżuje na podjazdach, które staram się pokonywać w równym, spokojnym tempie. Na zjazdach jest dość niebezpiecznie, gdyż duże prędkości, mokry asfalt i padający deszcz to nie jest optymalne połączenie. Mijam banery BBtour odliczające dystans do mety; najpierw 5 km a po jakimś czasie 2 km. I nareszcie upragniona META. Zrobiłem to, i to po raz drugi. Już wiem, że to nie koniec …

Czas netto - 40 godz. 23 min.
Czas brutto - 53 godz. 33 min.
Miejsce w kategorii Open - 54 (na 176 startujących)
Miejsce w Generalce - 78 (na 229 startujących)
555 km w 24 godz.
715 km jazdy bez snu






Dane wyjazdu:
520.78 km
19:01 h 27.39 km/h:
Maks. pr.:48.86 km/h
Temperatura:21.0
HR max:174 ( 95%)
HR avg:127 ( 69%)
Podjazdy:1550 m
Kalorie:12365 kcal

II Kórnicki Maraton Turystyczny

Sobota, 6 sierpnia 2016 · dodano: 08.08.2016 | Komentarze 1

Trasa: Kórnik - Kostrzyn - Pobiedziska - Wierzyce - Czerniejewo - Września - Zagórów - Grodziec - Chocz - Pleszew - Koźmin Wielkopolski - Raszków - Ostrów Wielkopolski - Odolanów - Sulmierzyce - Kobylin - Leszno - Krzywiń - Kościan - Śrem - Kórnik

HZ - 43%
FZ - 44%
PZ - 13%
cad - 87

Maratonowe fotki

Po starcie w ubiegłorocznej edycji maratonu nadszedł czas aby ponownie wystartować, ale tym razem wraz z debiutującym na trasach ultramaratonowych, synem Łukaszem.
Startujemy w pierwszej grupie z samymi mocnymi zawodnikami. Organizator ustalił, że w swojej grupie startowej będę odpowiedzialny między innymi za trzymanie równego „turystycznego” tempa. Tyle było teorii, ale praktyka zaraz po starcie pokazała zupełnie co innego.
Od kiedy tylko wyjechaliśmy z Kórnika, poszło mocne tempo, które z każdym kilometrem tylko rosło. Początkowo spokojnie dawałem radę. Jednak z czasem tempo powyżej 35 km/h okazało się dla mnie zbyt szybkie. Zostałem wraz z Turystą oraz Gavkiem i w takim składzie jechaliśmy przez dobre prawie 200 km. Po drodze okresowo dołączał do nas Pająk na swojej poziomce, gdzie na płaskich odcinkach wyraźne nam odjeżdżał, ale za to na podjazdach mocno odstawał.
Łukasz, który jechał z czołówką, cały czas trzymał bardzo mocne tempo i z odcinka do 160 km utrzymał średnią powyżej 36 km/h.
Na około 200 km trasy, na punkcie bufetowym dojechałem do Łukasza, który już po zjedzonym obiedzie, czekał ponad pół godziny na moją grupkę. Od tego momentu, praktycznie do końca maratonu jechaliśmy w niezmienionym składzie: Łukasz, Pająk, Gavek i ja.
Na większości płaskich odcinków trasy w ciągu dnia mocno przeszkadzał wiejący, zachodni wiatr. Na dodatek wieczorem dopadła nas krótkotrwała ulewa, która wyraźnie spowodowała obniżenie temperatury w okresie nocnej jazdy. Było to szczególnie odczuwalne po ruszaniu z okresowych postojów.
Na mecie meldujemy się w takim samym składzie, gdzie ostatecznie Łukasz zajmuje siódme a ja ósme miejsce na 41 osób z listy startowej.
Wielkie podziękowania i słowa uznania dla Łukasza za jego jazdę. Sam nie zdawałem sobie sprawy, że jest aż tak mocny i bez najmniejszego problemu wytrzyma taki długi dystans.


Dumny (z syna) z Łukaszem na starcie.


Meta - II Kórnicki Maraton Turystyczny.


Kategoria > 200 km, Canyon, Maratony


Dane wyjazdu:
204.55 km
08:12 h 24.95 km/h:
Maks. pr.:55.90 km/h
Temperatura:21.0
HR max:162 ( 89%)
HR avg:119 ( 65%)
Podjazdy:632 m
Kalorie: 4591 kcal

Pałuki

Niedziela, 17 lipca 2016 · dodano: 17.07.2016 | Komentarze 0

Trasa: Bydgoszcz - Łabiszyn - Chomętowo - Jabłówko - Januszkowo - Żnin - Wenecja - Biskupin - Gąsawa - Grochowiska Szlacheckie - Rogowo - Ryszewo - Szelejewo - Niestronno - Wieniec - Mogilno - Wiecanowo - Dąbrowa - Barcin - Kania - Łabiszyn - Brzoza - Bydgoszcz - Makowiska - Otorowo - Łęgnowo - Bydgoszcz

HZ - 68%
FZ - 29%
PZ - 3%
cad - 77

Pałuckie zdjęcia

Wspólna trasa z Jarkiem.



Kategoria > 200 km, Canyon


Dane wyjazdu:
622.40 km
24:13 h 25.70 km/h:
Maks. pr.:56.35 km/h
Temperatura:30.0
HR max:165 ( 90%)
HR avg:127 ( 69%)
Podjazdy:3284 m
Kalorie:15684 kcal

Pierścień Tysiąca Jezior

Sobota, 2 lipca 2016 · dodano: 05.07.2016 | Komentarze 4

Trasa: Świękitki - Babiak - Reszel - Sztynort - Gołdap - Rutka Tartak - Sejny - Augustów - Wydminy - Mrągowo - Kikity - Świękitki

HZ - 44%
FZ - 47%
PZ - 9%
cad - 82

Zdjęcia z ultramaratonu.

Startuję w kategorii Open, o godzinie 7.55, w dziewiątej grupie startowej. Od początku całą grupą jedziemy w dobrym, szybkim tempie. Towarzysze zgodnie współpracują na zmianach, to i kilometry szybko upływają.

Na pierwszy punkt kontrolny w Babiaku (41 km) wpadamy tylko po podbicie książeczki maratonu i uzupełnienie zapasów wody i izotoników. Zaczyna się robić coraz cieplej, a przewidywane prognozy pogody już niedługo dadzą się wszystkim zawodnikom bardzo mocno we znaki.

Teren od samego początku jest bardzo mocno pagórkowaty, ale na razie jedzie się dobrze. Otrzymuję kolejne sms-y od moich wiernych kibiców z rodziny i kolegów, które dodatkowo motywują do jazdy.

Na drugim punkcie kontrolnym (Reszel), na 98 km moja grupka się rozpada. Większa część chce zostać dłużej na odpoczynek, aby chwile odetchnąć od narastającego upału. Pije dużo płynów, zjadam banany, arbuza, a batony zabieram ze sobą i szybko ruszam na trasę z doświadczonymi kolegami z BBTour-u. Jednak już po kilkunastu kilometrach ich tempo wydaje mi się za wolne dla mnie i odjeżdżam sam, zostawiając stawkę z tyłu.

Samotnie jadę przez dobre kilkadziesiąt kilometrów, gdzie na trasie dochodzę do Ola, który wyruszył ze startu znacznie szybciej przede mną. Chwilę rozmawiamy i rozjeżdżamy się, każdy swoim tempem. Dochodzę też do Remigiusza Ornowskiego (rekord trasy BBTour w 2014 r.), który na tym odcinku jechał jakoś wyjątkowo wolno.
Dojeżdżam do kolejnego punktu kontrolnego w miejscowości Harsz, na 153 km, urokliwie położonego na plaży, tuż przy jeziorze. Widok niecodzienny; z jednej strony plażowicze wypoczywający na brzegu i kąpiący się w jeziorze, a z drugiej strony co chwilę nadjeżdżający zawodnicy zmęczeni upałem, z których nie jeden chętnie skorzystałby z kąpieli w jeziorze.

Na punkcie nie zabawiłem zbyt długo, a i tak Wąski z ekipą oraz Olo spędzili tu znacznie mniej czasu niż ja i ruszyli szybko na trasę wcześniej. Zmusiłem się do wyjazdu i po kilku kilometrach dogoniłem Ola. W dalekiej perspektywie był Wąski z ekipą. Jako że na tym odcinku jechało mi się bardzo dobrze szybko doszedłem kolegów, którzy jednak woleli jechać swoim, wolniejszym tempem. Pognałem dalej sam. Po dłuższym czasie także zacząłem odczuwać skutki upału. Tempo jazdy wyraźnie mi spadło i momentami zacząłem się dosłownie wlec. Polewanie głowy wodą dodawało ulgę tylko na kilkanaście minut, ale dobre i to. Batony energetyczne przestały mi smakować, a cokolwiek słodkiego po prostu już mi nie wchodziło. Dosłownie na oparach przyjechałem na punkt do Gołdapi (218 km).

Chciałem zjeść coś normalnego, energetycznego, nie słodyczy, a tu niemiła niespodzianka tylko pomidory, jabłka (i jak z tego jechać) i znienawidzone banany. Zmusiłem się do tych ostatnich, przy okazji korzystając z pompy z wodą na rynku miasta, cały się oblewając. Na rynku panował duży ruch ze względu na start samochodów rajdowych na odcinku specjalnym odbywających się tutaj Rajdowych Mistrzostw Polski.

Z ogromnym zniechęceniem zmusiłem się do wyruszenia w dalszą trasę. Pojechałem wraz z dwójką kolegów Michałem i Mateuszem, z którymi od tego momentu przejechałem trasę maratonu aż do samej mety.

Odcinek do punktu kontrolnego w miejscowości Rutka-Tartak jechało mi się bardzo ciężko. To był dla mnie najtrudniejszy etap trasy. Jechałem wolno, a przy prędkości 23-25 km/h miałem stale wysokie tętno powyżej 140 ud./min. Nawet zwalniając jeszcze bardziej nie mogłem uspokoić tętna. Prawdopodobne były dwie przyczyny; po pierwsze panujący ogromny upał, a po drugie brak wystarczającej ilości czasu na regenerację po ukończonym 10 dni wcześniej Brevecie 1000 km w Pomiechowku. No cóż miałem nauczkę, ale jechać trzeba dalej. Dodatkowo niezliczona ilość podjazdów mocno wybijała mnie z rytmu jazdy.

Z ulgą dotarłem na punkt kontrolny w Rutce-Tartak (273 km), gdzie koniecznie chciałem się dobrze najeść na dalszą część trasy. I po raz kolejny rozczarowanie; do jedzenia tylko ciepła zupa pomidorowa (za to bardzo dobra) i kanapka, do tego wafelek Grzesiek i banan. Wypiłem colę i kawę, a w między czasie dojechali zawodnicy z kategorii Solo, m.in. Wiesiu Jańczak i Turysta. Chwilę później pojawił się Wąski. Po prawie godzinie spędzonej na punkcie zmusiłem się do dalszej jazdy w towarzystwie kolegów Mateusza i Michała. Wraz z upływem przejechanych kilometrów nieco spadła temperatura i zrobiło się już bardziej znośnie. Zaczęło mi się trochę lepiej jechać, a tętno dało się trochę obniżyć i uspokoić. Po drodze zaliczamy kolejny punkt kontrolny w Sejnach (310 km). Zapada zmrok więc jedziemy już dobrze oświetleni. Odcinek do punktu w Augustowie jedzie się bardzo dobrze, odzyskałem siły, to i średnia wyraźnie wrosła. Cały czas trzymamy prędkość na poziomie 31-33 km/h, aż do samego punktu.

Punkt w Augustowie (353 km) super zaopatrzony w jedzenie. Zjadam dwudaniowy obiad i dodatkowo rzeczy, które tylko dałem radę w siebie wcisnąć. Tak zaopatrzony mogę śmiało jechać dalej w trasę. Tuż przed wyruszeniem zaczyna padać, więc ubieramy się na deszcz, ale jechać trzeba. Do kolejnego punktu długa droga w nocy, ok. 80 km, z czego prawie dwie godziny jedziemy w ulewnym deszczu. Jest dość ciepło, ok. 19 stopni Cejsjusza, więc jedzie się w miarę dobrze.

O świcie przyjeżdżamy na punkt w Wydminach (438 km). Jest dużo jedzenia, same smaczne rzeczy, które zjadam ze smakiem. Przez chwilę poleżałem sobie na leżaku, ale koledzy wzywają, że czas ruszyć dalej. Wyjeżdżamy, a na niebie pokazują się ciemne, ołowiane chmury. Długo na deszcz nie trzeba było czekać. Rozpadało się tuż przed Rynem. Z czasem deszcz przeszedł w gwałtowną ulewę, a przy temperaturze 14 stopni Celsjusza zrobiło mi się wyraźnie zimno. Długie zjazdy strasznie mnie wychładzały. Kiepskiej jakości nawierzchnia z ogromnymi połatanymi dziurami wymagała większej uwagi przy zjeżdżaniu. Od ściskania kierownicy bolały mnie dłonie. Obecność punktu kontrolnego w Mrągowie (517 km) tylko pogorszyła sprawę. Ogrzewane pomieszczenie z ciepłą herbatą, z chwile później na zewnątrz ponownie deszcz i zimno. Moja motywacja do dalszej jazdy spadła do zera. Dobrze, że nie było jakiegoś samochodu serwisowego bo mogłyby pojawić się myśli o wycofaniu z imprezy i to na 100 km przed metą.

Ostatnia setka do mety z punktem kontrolnym w Kikitach (565 km) po drodze to jazda w nieustającym deszczu, cały czas góra-dół z niekończącą się ilością podjazdów, oczywiście z beznadziejną nawierzchnią.

Ostatnie kilkanaście kilometrów przed metą przestało padać i na chwile wyszło nawet słońce aby w glorii wjechać na metę. Koniec.

Maraton okazał się dla mnie dość trudny. Głównie ze względu na panujące upały i zmęczenie poprzednią imprezą (Brevet 1000 km). Na przyszłość muszę rozsądniej podejść do grafika startów. O skali trudności pogodowych niech świadczy fakt wycofania się aż 16 zawodników z maratonu, w tym kilku bardzo mocnych osób, zaprawionych w takich trasach.

Czas netto - 24 godz. 13 min.
Czas brutto - 28 godz. 36 min.
Miejsce w kategorii Open - 14 (na 90 startujących)
Miejsce w Generalce - 27 (na 115 startujących)
Zaliczone nowe gminy - 30



Dekoracja zawodników, którzy ukończyli ultramaraton Pierścień Tysiąca Jezior.

Kategoria > 200 km, Canyon, Maratony