Info



















Moje rowery
Archiwum bloga
- 2025, Lipiec2 - 0
- 2025, Czerwiec19 - 0
- 2025, Maj18 - 0
- 2025, Kwiecień16 - 0
- 2025, Marzec11 - 0
- 2024, Październik6 - 0
- 2024, Wrzesień8 - 0
- 2024, Sierpień19 - 0
- 2024, Lipiec14 - 0
- 2024, Czerwiec13 - 0
- 2024, Maj22 - 0
- 2024, Kwiecień11 - 0
- 2024, Marzec9 - 0
- 2024, Luty4 - 0
- 2023, Listopad9 - 0
- 2023, Październik9 - 0
- 2023, Wrzesień14 - 0
- 2023, Sierpień7 - 0
- 2023, Lipiec19 - 0
- 2023, Czerwiec17 - 0
- 2023, Maj24 - 0
- 2023, Kwiecień12 - 0
- 2023, Marzec2 - 0
- 2022, Listopad2 - 0
- 2022, Październik12 - 0
- 2022, Wrzesień7 - 0
- 2022, Sierpień16 - 0
- 2022, Lipiec12 - 1
- 2022, Czerwiec11 - 0
- 2022, Maj8 - 0
- 2022, Kwiecień13 - 0
- 2022, Marzec8 - 1
- 2021, Listopad10 - 0
- 2021, Październik12 - 0
- 2021, Wrzesień12 - 0
- 2021, Sierpień12 - 0
- 2021, Lipiec10 - 0
- 2021, Czerwiec20 - 0
- 2021, Maj21 - 0
- 2021, Kwiecień15 - 0
- 2021, Marzec7 - 0
- 2020, Październik5 - 0
- 2020, Wrzesień12 - 0
- 2020, Sierpień12 - 2
- 2020, Lipiec14 - 0
- 2020, Czerwiec11 - 0
- 2020, Maj19 - 0
- 2020, Kwiecień10 - 0
- 2020, Marzec3 - 0
- 2020, Luty7 - 0
- 2020, Styczeń9 - 0
- 2019, Październik3 - 0
- 2019, Wrzesień3 - 1
- 2019, Sierpień10 - 2
- 2019, Lipiec3 - 1
- 2019, Czerwiec7 - 3
- 2019, Maj5 - 4
- 2019, Kwiecień2 - 3
- 2019, Marzec1 - 1
- 2018, Październik2 - 0
- 2018, Wrzesień7 - 0
- 2018, Sierpień12 - 3
- 2018, Lipiec8 - 3
- 2018, Czerwiec8 - 0
- 2018, Maj16 - 2
- 2018, Kwiecień12 - 1
- 2018, Marzec9 - 0
- 2018, Luty2 - 0
- 2018, Styczeń4 - 0
- 2017, Grudzień11 - 0
- 2017, Listopad13 - 0
- 2017, Październik9 - 0
- 2017, Wrzesień8 - 3
- 2017, Sierpień14 - 0
- 2017, Lipiec14 - 1
- 2017, Czerwiec10 - 5
- 2017, Maj17 - 4
- 2017, Kwiecień8 - 3
- 2017, Marzec18 - 1
- 2017, Luty10 - 0
- 2017, Styczeń3 - 0
- 2016, Grudzień4 - 1
- 2016, Listopad8 - 0
- 2016, Październik6 - 0
- 2016, Wrzesień20 - 5
- 2016, Sierpień11 - 7
- 2016, Lipiec6 - 4
- 2016, Czerwiec4 - 18
- 2016, Maj14 - 17
- 2016, Kwiecień11 - 5
- 2016, Marzec1 - 1
- 2016, Luty10 - 3
- 2016, Styczeń6 - 0
- 2015, Grudzień15 - 2
- 2015, Listopad15 - 5
- 2015, Październik8 - 4
- 2015, Wrzesień17 - 1
- 2015, Sierpień16 - 10
- 2015, Lipiec18 - 1
- 2015, Czerwiec12 - 8
- 2015, Maj18 - 6
- 2015, Kwiecień11 - 15
- 2015, Marzec7 - 4
- 2015, Luty2 - 4
- 2015, Styczeń1 - 2
- 2014, Listopad5 - 1
- 2014, Październik13 - 14
- 2014, Wrzesień14 - 6
- 2014, Sierpień14 - 16
- 2014, Lipiec24 - 0
- 2014, Czerwiec16 - 16
- 2014, Maj19 - 7
- 2014, Kwiecień19 - 0
- 2014, Marzec20 - 5
- 2014, Luty18 - 2
- 2014, Styczeń8 - 1
- 2013, Grudzień17 - 8
- 2013, Listopad16 - 3
- 2013, Październik13 - 14
- 2013, Wrzesień8 - 24
- 2013, Sierpień27 - 21
- 2013, Lipiec28 - 25
- 2013, Czerwiec25 - 23
- 2013, Maj21 - 18
- 2013, Kwiecień22 - 27
- 2013, Marzec18 - 10
- 2013, Luty17 - 11
- 2013, Styczeń20 - 9
- 2012, Grudzień16 - 25
- 2012, Listopad25 - 40
- 2012, Październik21 - 37
- 2012, Wrzesień21 - 39
- 2012, Sierpień23 - 24
- 2012, Lipiec24 - 20
- 2012, Czerwiec14 - 9
- 2012, Maj21 - 27
- 2012, Kwiecień22 - 19
- 2012, Marzec23 - 17
- 2012, Luty20 - 19
- 2012, Styczeń25 - 20
- 2011, Grudzień5 - 6
- 2011, Listopad13 - 22
- 2011, Październik20 - 35
- 2011, Wrzesień21 - 63
- 2011, Sierpień23 - 15
- 2011, Lipiec14 - 30
- 2011, Czerwiec19 - 31
- 2011, Maj16 - 37
- 2011, Kwiecień17 - 39
- 2011, Marzec10 - 23
- 2011, Luty2 - 6
- 2010, Grudzień5 - 7
- 2010, Listopad17 - 19
- 2010, Październik18 - 7
- 2010, Wrzesień14 - 2
- 2010, Sierpień18 - 11
- 2010, Lipiec12 - 18
- 2010, Czerwiec15 - 31
- 2010, Maj10 - 9
- 2010, Kwiecień11 - 13
- 2010, Marzec7 - 3
- 2009, Listopad6 - 5
- 2009, Październik3 - 1
- 2009, Wrzesień6 - 0
- 2009, Sierpień15 - 3
- 2009, Lipiec15 - 5
- 2009, Czerwiec8 - 0
- 2009, Maj11 - 0
- 2009, Kwiecień6 - 1
- 2009, Marzec6 - 2
Wpisy archiwalne w kategorii
> 200 km
Dystans całkowity: | 21474.06 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 850:18 |
Średnia prędkość: | 25.25 km/h |
Maksymalna prędkość: | 78.94 km/h |
Suma podjazdów: | 112983 m |
Maks. tętno maksymalne: | 186 (102 %) |
Maks. tętno średnie: | 135 (77 %) |
Suma kalorii: | 450944 kcal |
Liczba aktywności: | 48 |
Średnio na aktywność: | 447.38 km i 17h 42m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
1024.40 km
39:33 h
25.90 km/h:
Maks. pr.:63.99 km/h
Temperatura:25.0
HR max:160 ( 87%)
HR avg:117 ( 64%)
Podjazdy:3401 m
Kalorie:22661 kcal
Brevet w Pomiechówku 1000 km
Środa, 15 czerwca 2016 · dodano: 20.06.2016 | Komentarze 10
Trasa: Pomiechówek - Płock - Kłodawa - Piotrków Kujawski - Trzemeszno - Łaszków - Brzeziny - Widawa - Gomulin - Stąporków - Iłża - Puławy - Piotrowice - Nasielsk - PomiechówekHZ - 67%
FZ - 32%
PZ - 1%
cad - 85
Zdjęcia z ultramaratonu.
Biorę udział w kolejnym brevecie organizowanym przez Fundację Randonneurs Polska, tym razem na „królewskim dystansie” 1000 km.
Start został zaplanowany na godzinę 18, czyli w praktyce mam już za sobą cały dzień na nogach a w perspektywie jeszcze dwie noce jazdy bez snu.
Po krótkiej odprawie stawka piętnastu zawodników wyrusza na trasę. Już od pierwszych kilometrów wiatr sprzyja a temperatura jest idealna do jazdy. Jak się później okaże wszystko diametralnie się zmieni.
Po kilku kilometrach od startu Jarek Kędziorek (Kurier) szybko odjeżdża od grupy i będzie tak jechał przez większość trasy maratonu. Generalnie trzymamy się całą grupą kolarzy i jedziemy sprawnie w dobrym tempie.
Przed Płockiem kolega zalicza defekt pedału SPD (Crank Brothers), który stale się odkręca ze względu na zgubioną nakrętkę kontrującą. W efekcie na pierwszym punkcie kontrolnym w Płocku (PK Płock – 107 km) zmuszony jest do wycofania się z udziału w brevecie.
Rozpoczynamy nocną część jazdy i już po pierwszych kilometrach za punktem kontrolnym jadę tylko z Wiesiem Jańczakiem (Wiecho) i Słoweńcem Simonem Kraśna. Pozostała część grupy zostaje z tyłu i odpuszczają tak wysokie tempo. Przed Gostyninem zaczyna padać, więc ubieramy się w rzeczy na deszcz. Mokra aura trwa prze kolejne 70 km, gdzie docieramy do drugiego punktu kontrolnego w Kłodawie (PK Kłodawa – 175 km). Tutaj spotykamy Kuriera i po podbiciu pieczątek do książeczki brevetu, ruszamy dalej we czwórkę. Początkowo Kurier trzyma się z nami, ale dla niego tempo okazuje się za wolne i szybko nam odjeżdża. W niezmienionym składzie docieramy do trzeciego punktu kontrolnego w Piotrkowie Kujawskim (PK Piotrków Kujawski – 226 km). Przestaje padać deszcz, a noc jest bardzo ciepła, więc można jechać na „krótko”.
Tuż o świcie docieramy do Kruszwicy, gdzie odbijamy początkowo w kierunku południowym na Strzelce a następnie na zachód, w kierunku Gniezna. Od tego momentu zrywa się mocny, południowy wiatr, który stale będzie bardzo przeszkadzał w jeździe.
Pokonujemy bardzo nieprzyjemny odcinek ruchliwej drogi nr 15. Co chwilę niebezpiecznie blisko wyprzedzają nas całe stada TIR-ów. Od samego poranka wzmaga się też ruch samochodów osobowych. Z wielka ulgą dojeżdżamy do czwartego punktu kontrolnego w Trzemesznie (PK Trzemeszno – 292 km). Już tradycyjnie spotykamy Kuriera gotowego do dalszej drogi. Chcę zjeść coś ciepłego, ale o tak wczesnej porze (5.10) wszystko jest jeszcze zamknięte, a nie mam ochoty na hot-dogi ze stacji benzynowych.
Ruszamy dalej i jak zwykle Kurier momentalnie nam odjeżdża. Po kilku kilometrach zostaje z tyłu Simon i dalej jadę wspólnie z Wiesiem. Chcemy bez postojów dojechać na duży punkt kontrolny z obiadem, ale znużenie jazdą zmusza nas do postoju na kawę tuż przed Słupcą.
Robi się bardzo ciepło, wręcz upalnie. Wiatr nadal bardzo przeszkadza, więc wolnym tempem ciągniemy na zmianach. Jedziemy przez płaskie tereny Wielkopolski, bez lasów co dodatkowo ułatwia pracę wiatrowi w przeszkadzaniu nam w jeździe.
Z wielką ulgą dojeżdżamy wreszcie do piątego tzw. dużego punktu kontrolnego w Łaszkowie (DPK Łaszków – 410 km). Na punkcie odpoczywa Kurier i strasznie narzeka na samotną walkę z wiatrem. Zjadam pyszny obiad (zupa krem pomidorowy i makaron z dodatkami), a po uzupełnieniu zapasów jedzenia i picia na dalszą trasę odpoczywamy leżąc na wygodnej łące w pełni słońca. Odpoczywaliśmy tam przez godzinę i aż trudno było się zmusić do wyruszenia w dalszą drogę.
W międzyczasie naszego odpoczynku na punkt kontrolny dojechał Simon, który po zjedzeniu obiadu szybko, jeszcze przed nami wyruszył na trasę.
Przez kilkanaście kilometrów jechaliśmy po raz kolejny wspólnie z Kurierem, ratując go nawet przed pomyłką nawigacyjną. Widzieliśmy w oddali na horyzoncie jadącego Simona. Dodało to energii Kurierowi który skutecznie doszedł go na trasie. Spotkaliśmy się wspólnie na kolejnym, szóstym punkcie kontrolnym w Brzezinach (PK Brzeziny – 453 km). Aby ratować się przed dużym upałem fundujemy sobie lody.
Dalsza jazda idzie stosunkowo wolno. Wiatr dalej daje się we znaki i takim słabym tempem na chwilę wjeżdżamy na siódmy punkt kontrolny w Widawie (PK Widawa – 515 km). Na punkcie okazuje się, że przyjechaliśmy przed Simonem, który gdzieś tuż przed dojazdem na sam punkt nie mógł go odnaleźć. Krótkie postoje Simona na punktach powodują, że zazwyczaj ma nad nami przewagę na trasie, ale później w drodze skutecznie go doganiamy.
Odcinek do Gomulina jedziemy lokalna drogą o bardzo złej jakości nawierzchni z wielkimi dziurami i grubymi łatami na niektórych z nich. Nadciągają ciemne chmury i momentalnie zaczyna padać deszcz, który szybko przechodzi w ulewę. W takiej pogodzie dojeżdżamy do ósmego punktu kontrolnego w Gomulnie (PK Gomulin – 560 km). Po potwierdzeniu przyjazdu na punkt kontrolny pieczątką udajemy się do restauracji na obiad. Musimy się dobrze najeść przed kolejną jazdą nocną, gdzie do punktu z noclegiem zostało nam około 140 km. Zjadamy dwudaniowy obiad i po godzinnym odpoczynku ubieramy się cieplej na dalsza jazdę.
Kiedy wyjeżdżamy z parkingu restauracji na punkt dojeżdża trójka kolarzy (Paweł Kosiorek, Jędrzej Rynkiewicz i Aleksander). Chwilę rozmawiamy i ruszamy w trasę, aby jak najszybciej dojechać na nocleg w Iłży.
Droga do dziewiątego punktu kontrolnego w Stąporkowie (PK Stąporków – 643 km) bardzo mi się dłużyła. Jazda nocą dla mnie zawsze jest złudna; mam wrażenie że jadę szybko a faktycznie licznik pokazuje tylko 23-25 km/h. Wyraźnie zaczynam odczuwać brak snu w drugiej, nieprzespanej dobie jazdy. Momentami mam wrażenie, że zaraz zasnę i chwilami robi się niebezpiecznie. Wiesław też zaczyna zamulać. Chwilę odpoczynku daje pięciominutowa drzemka na przystanku autobusowym, z której wybudzają nas koledzy jadący za nami (Paweł, Jędrzej i Aleksander). Ruszamy dalej wspólnie całą piątką i w takim komplecie dojeżdżamy na duży punkt kontrolny w Iłży (DPK Iłża – 700 km).
Abym mógł dalej jechać muszę się trochę zdrzemnąć. Po zjedzeniu obiadu, we trójkę (Wiesław, Paweł i ja) idziemy spać, ustawiając budzik na dwie godziny snu. Natomiast Jędrzej i Aleksander ruszają dalej, mając nadzieję na przejechanie całej trasy bez snu.
Dźwięk budzika skutecznie stawia mnie na nogi. Wstaje wyraźnie wypoczęty po tylko 2 godz. snu. Oczywiście fizycznie jest to złudne, ale mózg chwilowo został oszukany.
Z punktu wyruszamy całą trójką o godzinie 7. Od samego rana świeci słońce i już zaczyna robić się ciepło. Do Puław pokonujemy całe mnóstwo długich podjazdów, ale za to fajnie zjeżdża się szybko zjazdami.
Jedenasty punkt kontrolny zaliczamy w Puławach (PK Puławy – 789 km). Jako śniadanie zjadam ogromną pizzę z colą i tak zaopatrzony w energię ruszam w drogę, zgodnie pracując na zmianach, ale ogromny upał daje się we znaki i często musimy uzupełniać zapasy wody.
Na krótko wjeżdżamy na dwunasty punkt kontrolny w Piotrowicach (PK Piotrowice – 884 km) i szybko wyruszamy na trasę. Jedzie się dobrze, a wodę zużywam nie tylko do picia ale i do polewanie głowy, i ciała. Temperatura wynosi 35 stopni Celsjusza a do tego jest bardzo duszno. Na niebie pojawiają się ogromne chmury burzowe. Początkowo wahamy się czy jechać dalej i kontynuujemy jazdę by zaraz zawrócić na przystanek. Po chwili przechodzi gwałtowna nawałnica. Leje deszcz i pojawiają się grzmoty, do tego wieje bardzo silna wichura. Trwa to kilkanaście minut, które przeczekaliśmy na przystanku. Wszystko ucichło i zaczyna się wypogadzać, więc możemy jechać dalej. Dopiero teraz widać skutki wichury jaka przeszła przez ten teren. Dziesiątki połamanych drzew, konary powalone na ulicy, straż pożarna jadąca na sygnale i ludzie porządkujący swoje obejścia od połamanych części drzew.
Dojeżdżamy do remontowanego odcinka drogi i zmuszeni jesteśmy kierować się objazdem, przy okazji zaliczam Canyonem jazdę po błotnistym odcinku szutrowym. W okolicach tego odcinka pogubił się na trasie Simon, którego tym samym ostatecznie wyprzedziliśmy.
Wiatr momentami przechodził w porywisty i bardzo ograniczał jazdę do szarpaniny. Do tego wyraźnie się ochłodziło, do tego stopnia, że konieczne było cieplejsze ubranie się.
Na trzynastym punkcie kontrolnym w Nasielsku (PK Nasielsk – 986 km) dowiadujemy się, że dosłownie tuż przed nami jadą Jędrzej i Aleksander. Narzuciliśmy mocniejsze tempo z szansą na dogonienie kolegów i faktycznie po kilku kilometrach łapiemy chłopaków na trasie. Obaj wyglądają na bardzo zmęczonych brakiem snu. W konsekwencji nasz dwugodzinny sen i trochę odpoczynku dało chyba lepszy rezultat i większą przewagę nad jazdą bez snu w wykonaniu dwójki kolegów.
Ostatnie kilometry do mety w Pomiechówku pokonujemy wspólnie całą piątką i tak też wjeżdżamy na metę, na której czekają na nas koledzy z Fundacji Randonneurs Polska i zwycięzca brevetu Jarek Kędziorek (Kurier).
Czas netto – 39:33
Czas brutto – 52:10
Pierwsza doba jazdy – 543 km
Jazda bez snu przez 33 godz. – 709 km
Zaliczone nowe gminy 57

Kategoria > 200 km, Canyon, Maratony, > 1000 km, Brevet 1000
Dane wyjazdu:
534.92 km
20:10 h
26.52 km/h:
Maks. pr.:77.17 km/h
Temperatura:26.0
HR max:167 ( 91%)
HR avg:128 ( 70%)
Podjazdy:4817 m
Kalorie:12518 kcal
Maraton Podróżnika 2016
Sobota, 4 czerwca 2016 · dodano: 06.06.2016 | Komentarze 4
Trasa: Mąchocice Kapitulne - Szczucin - Wielka Góra - Zamek Kamieniec - Izdebki - Sędziszów Małopolski - Sandomierz - Mąchocice KapitulneHZ - 45%
FZ - 43%
PZ - 12%
cad - 79
Fotki maratonowe
Startuję w pierwszej grupce o godzinie 8. Większość o to znajomi z forum Podróże Rowerowe.
Mocne tempo idzie już od pierwszych kilometrów, co powoduje bardzo szybką selekcję. Zostaję z Turystą, Szafarem, TomStepem i dwójką innych kolarzy. Pozostała część z głównej grupy zostaje z tyłu, natomiast silnej czołówki (Tomek, Hipcia, Hipek, Waxmund, Symfonian, Gavek, Kurier, Góral Nizinny) już nie widać, tak mocno odjechali na podjazdach.
Przez pierwsze 100 km jedziemy szybko, korzystając ze zmian w grupie oraz z braku bardziej znaczących podjazdów. Zaliczam pierwszy punkt kontrolny na 101 km w Szczucinie (godz. 11.20). Nawet nie stajemy całą grupą tylko piszemy w drodze sms-a potwierdzającego przybycie na punkt.
Okresowo jadę z Emesem, ale jego tempo okazuje się dla mnie za mocne i zostaję z tyłu. Ten odcinek jadę wymiennie głównie z Turystą.
Pierwszy postój na uzupełnienie zapasów wody robię na 150 km. Droga upływa szybko do kolejnego, drugiego punktu kontrolnego na 200 km (godz. 15.06) – Wielka Góra koło Żurowej, na którym również nie zatrzymuję się. Jak dla mnie, robiłem za długie przejazdy bez postojów, co dało o sobie znać. Odczuwam skutki wysokiego tempa z początkowego odcinka maratonu, a dopiero teraz wjeżdżamy na porządne podjazdy. Ukoronowaniem ich jest wjazd pod Zamek Kamieniec (trzeci punkt kontrolny) na punkt żywieniowy (267 km, godz. 17.57), z maksymalnym nachyleniem 23%. Nie daję rady tutaj wjechać i krótki odcinek prowadzę rower.
Na punkcie sprawdzam godzinę, o której zameldował się Tomek; jak się później okazało zwycięzca maratonu; było to 1 h 20 min przede mną – szok, ale tempo. Zjadam pyszny obiad na łące z pięknym widokiem na pogórza. Uzupełniam zapasy wody i jedzenia, odpoczywam i widzę jak Turysta zbiera się do dalszej drogi. Jego krótkie postoje robią wrażenie. Chwilę później zmuszam się do wyjazdu i startuję z TomStepem. Zaliczamy całe mnóstwo bardzo szybkich zjazdów (rekord ponad 77 km/h), stosunkowo wąskimi drogami, momentami o bardzo kiepskiej nawierzchni. Po kilku kilometrach kolega przebija dętkę w przednim kole i zostaję z nim na wypadek pomocy. Naprawa idzie sprawnie i jedziemy dalej. Po drodze udaje nam się dogonić Turystę, z którym co jakiś czas na trasie będziemy się mijać.
Tuż przed kolejnym punktem kontrolnym zjeżdżamy serię pięknych serpentynowych dróg, które wyglądają jak namiastka tzw. agrafek w Alpach. Dojeżdżamy na czwarty punkt kontrolny na 304 km w Izdebkach (godz. 20.34), gdzie ubieramy się cieplej do jazdy nocnej. Włączamy lampki, chcemy ruszać i po chwili dojeżdżają do nas kolejni zawodnicy (Emes, Endriuh, Szafar i jeszcze kilku). W tak licznej grupie ruszamy dalej.
Zaliczamy kolejne coraz to nowe i większe podjazdy. Na kolejnym z nich grupa mocno się dzieli i po kilku kilometrach jadę już sam z TomStepem i Szafarem. Reszta pogubiła się gdzieś z tyłu.
Do kolejnego punktu kontrolnego jest tylko 60 km, a zaczyna brakować mi wody. Sklepy pozamykane, a na bocznych trasach nie ma żadnych czynnych, całodobowych stacji benzynowych. Ratuje mnie TomStep resztką picia, któremu też niewiele zostało (dzięki). Po drodze w ciemnościach spotykamy Hipka, który jedzie bardzo wolnym tempem, aż nie pasującym do niego!
Na 361 km zaliczamy piąty punkt kontrolny w Sędziszowie (23.21) i kierujemy się do Sandomierza. Jazda chwilami zaczyna mnie mocno nużyć, ale jakoś daję radę. Ze snem nie mam tym razem jakichś większych problemów. Gdzieś już po raz kolejny odnajdujemy się z Turystą i wspólnie wjeżdżamy do Sandomierza na rynek, celem zaliczenia szóstego punktu kontrolnego na 443 km (3.10). Rynek piękny, ale nie ma czasu na zwiedzanie, nawet zdjęcia mi nie wychodzą w tej ciemności.
Ostatnie kilometry nad ranem do mety jedzie mi się ciężko, w ogóle nie mam mocy. Podjazdy się skończyły i jest generalnie płasko, a ja wlokę się 22-25 km/h. TomStep z Emesem odjechali mi a Turysta jakoś dziwnie szybko został z tyłu. Walcząc z niemocą, jadę do mety sam przez około 20 km. Chyba świadomość końcówki maratonu dodaje mi sił i odzyskuję trochę energii, dochodząc nawet Szafara. Ostatnie kilometry jedziemy razem, a na finałowym podjeździe odjeżdżam łatwo co mnie mocno podbudowało psychicznie. Na metę wpadam o godzinie 6.58.
Na 72 startujących zająłem 12 miejsce, mieszcząc się w czasie doby.
Czas brutto - 22:58
Czas netto - 20:10
Łącznie postoje - 2:48
Nowe gminy - 39
Wielkie podziękowania dla Łukasza za wsparcie i informacje z trasy.

Dane wyjazdu:
429.43 km
14:28 h
29.68 km/h:
Maks. pr.:52.18 km/h
Temperatura:13.0
HR max:169 ( 92%)
HR avg:128 ( 70%)
Podjazdy:1001 m
Kalorie: 9367 kcal
Brevet w Pomiechówku - 400
Niedziela, 15 maja 2016 · dodano: 16.05.2016 | Komentarze 4
Trasa: Pomiechówek - Gołymin - Przasnysz - Żelazna Rządowa - Rozogi - Ukta - Mikołajki - Orzysz - Lipa Leśniczówka - Kadzidło - Nowa Wieś Zachodnia - Maków - Nasielsk - PomiechówekHZ - 40%
FZ - 49%
PZ - 11%
cad - 86
Zaliczone nowe gminy - 23
Maratonowe fotki
Przewidywane prognozy pogody, które skrupulatnie śledziłem przed maratonem, skutecznie zniechęcały do wzięcia udziału w brevecie. Już niedługo po starcie miało się okazać jak bardzo trafnie tym razem synoptycy określili stuprocentową przewidywalność pogody. Ale o tym później.
W brevecie, w Pomiechówku biorę udział po raz pierwszy. Dlatego tytułem wyjaśnienia. Impreza jest organizowana przez Fundację Randonneurs Polska (www.brevety.pl) w formie tzw. brevetu, czyli imprezie kolarskiej na ultra długim dystansie, a jej ukończenie jest certyfikowane zgodnie z założonymi zasadami Audax Club Parisien (ACP).
Tuż przed startem gromadzimy się na krótkiej odprawie. Widzę wielu znajomych ze wspólnie przejechanych maratonów (BBTour, Góry MRDP, Włocławek, Maraton Podrożnika). Startujemy punktualnie o godzinie ósmej. Jest pochmurno, w miarę ciepło i jeszcze nie pada. Z Pomiechówka wydostajemy się spokojnym tempem, ale już za miastem prędkość wyraźnie wzrasta. Po przejechaniu około 10 km peleton dzieli się na dwie grupki, ja trzymam się w pierwszej. Tempo idzie mocne, cały czas średnio 33-35 km/h, a nierzadko okresowo przekraczamy 40 km/h, ale dość zgodna praca na zmianach sprawia, że jazda nie jest tak bardzo męcząca.
Po przejechaniu około 60 km zaczyna padać deszcz. Początkowo to tylko mżawka, która jednak przechodzi w ulewę. Na jednym z przejazdów kolejowych, na mokrych torach ułożonych pod ostrym kątem, upada Jarek Krydziński, z którym zostaje kolega. Mocno się poobijał, ale w konsekwencji nic poważnego się nie stało i może jechać dalej. Doszedł do naszej grupki już na pierwszym punkcie kontrolnym w Przasnyszu (75 km), gdzie tylko wpadliśmy po pieczątki do karty brevetu i dalej w drogę.
Deszcz rozpadał się na dobre, ale za to temperatura była znośna, około 13 stopni Celsjusza, więc spokojnie jechałem na „krótko”. Na jednej z pomyłek nawigacyjnych źle pojechał Wiesław Jańczak (Wiecho) i po korekcie kursu, niestety nie dał rady dojść do naszej czołowej grupki i odpadł. Z czasem stałe, wysokie tempo zrobiło selekcję i ostatecznie skład osobowy stopniał do pięciu osób (Emil Kanclerz, Jarek Krydziński, Radek Rogóż, kolega którego nie znam i ja).
Deszcz nie ustawał. Na kolejne punkty wjeżdżaliśmy na bardzo krótko, do tego stopnia, że ja jedzenie kończyłem już jadąc. Przy okazji konsumpcji strumień wody spod kół kolegów dodawał zgrzytu w zębach, w postaci piasku.
O startu przez dobre 170 km trasa była dosłownie płaska jak stół. Dopiero przed Mikołajkami pojawiły się pierwsze górki. W centrum Mikołajek jechaliśmy około kilkuset metrowy odcinek z kostki. Było mokro, nadal padało więc mocno zwolniłem obawiając się upadku. Jednak moja grupka nawet na tym odcinku pojechała mocno – dla mnie za mocno, do tego stopnia, że na 205 km urwali mnie z koła. Początkowo próbowałem dojść kolegów, ale nie miało to sensu żeby kompletnie się zajechać. Od tego momentu jechałem sam, swoim tempem. Wjeżdżając na punkt kontrolny w Orzyszu (229 km) spotkałem kolegów, którzy właśnie przygotowywali się do odjazdu. Nawet nie próbowałem z nimi jechać. Wiedziałem, że około kilka kilometrów za mną jedzie Wiesiu Jańczak, więc chciałem na niego poczekać na kolejnym dużym punkcie kontrolnym w Leśniczówce Lipa (265 km).
Odcinek za Orzyszem jechało się super, pomimo intensywnego deszczu. Znaczna część trasy prowadziła wśród lasów, drogą o znikomym natężeniu ruchu. Na tym odcinku trochę nadrobiłem wykręcając wysoką średnią. O godzinie 16.50 wpadam na punkt kontrolny w Lipie. Po raz kolejny spotykam moja grupkę czterech liderów, którzy właśnie ruszają na trasę z zamiarem złamania trasy 426 km w 12 godzin.
Na punkcie super organizacja. Jest ciepły rosół i drugie danie z kurczakiem, do tego do woli batony, czekolada, banany i inne owoce oraz kawa i herbata, czyli co kto lubi. Jem, odpoczywam i zbieram siły czekając na jadącego za mną Wiesia , który jak się okazało nadjechał po 40 minutach z dużą dziesięcioosobową grupą. Wszyscy zjedli, trochę odpoczęli, ja ubrałem się cieplej na jazdę nocą i tak ruszyliśmy całą grupą w drogę.
Zostały do zaliczenia tylko dwa punkty kontrolne, każdy oddalony tylko o około 50 km, czyli w teorii tyle co nic, ale … Tutaj się mocno przeliczyłem. Deszcz padał mocno nieustannie, a do tego wraz z nadejściem zmroku zrobiło się zimno. Temperatura spadła najniżej do 5 stopni Celsjusza. Jadąc w kompletnie przemoczonych rzeczach, pęd wiatru w tej temperaturze powodował, że skostniałem z zimna. Dłonie bolały mnie od zaciskania na kierownicy, nie miałem siły ścisnąć bidonu podczas picia.
Na punkcie kontrolnym w Kadzidle (315 km) na stacji benzynowej nie mogłem się dosłownie rozgrzać. Całe ciało mną telepało. Na przekór, jedyną słuszną decyzją w tej sytuacji była dalsza jazda, co dawało jako takie rozgrzanie ciała, ale nie dłoni.
Na punkcie kontrolnym w Kadzidle z powodu ogromnego wychłodzenia, a może nawet hipotermii wycofał się kolega z czołówki wyścigu. Nie był w stanie jechać ani fizycznie, ani psychicznie. Ta sytuacja dała dużo do myślenia, co pogoda robi z nami na trasie.
Z trudem zebraliśmy się grupą i pojechaliśmy na ostatni punkt kontrolny na 368 km w Makowie. Morale niektórych kolegów spadło do zera i były kolejne rozmowy o rezygnacji z jazdy 50 km przed metą ! Ale w grupie siła. Niższe tempo, cała grupa razem i około godziny 1.20 wspólnie dojeżdżamy do mety w Pomiechówku.
Podsumowanie
- Brevet bardzo udany dla mnie, szczególnie ze względu na przetrwanie tak niesprzyjających warunków pogodowych – wielka satysfakcja.
- Rekord jazdy w deszczu – 310 km.
- Rekord średniej z 315 km – 31,48 km/h.
- Organizacja na wysokim poziomie.
- Na pewno tu jeszcze wrócę … za miesiąc na Brevet 1050 km.
Czas brutto – 17:23
Czas netto – 14:28
Limit czasu – 27 godz.

Tuż przed startem w pełnej gotowości.

Na trasie z Radkiem (na Treku).
Dane wyjazdu:
201.62 km
07:22 h
27.37 km/h:
Maks. pr.:55.45 km/h
Temperatura:19.0
HR max:177 ( 97%)
HR avg:132 ( 72%)
Podjazdy:888 m
Kalorie: 4860 kcal
2-setka
Sobota, 30 kwietnia 2016 · dodano: 01.05.2016 | Komentarze 0
Trasa: Bydgoszcz - Osielsko - Niwy - Fordon - Strzyżawa - Ostromecko - Kokocko - Starogród - Grubno - Wielkie Łunawy - Sztynwag - Ruda - Robakowo - Błędowo - Płużnica - Lisewo - Stolno - Grubno - Niedźwiedź - Gruczno - Topolno - Kozielec - Trzęsacz - Trzeciewiec - Kotomierz - Nekla - Miemcz - BydgoszczHZ - 30%
FZ - 61%
PZ - 9%
cad - 84
Wspólna trasa z Jarkiem. Super pogoda, jazda głównie bocznymi drogami ze znikomym natężeniem ruchu. W okolicach Grudziądza sporo krótkich podjazdów, które urozmaicały jazdę w tempie turystycznym.

Na polach nareszcie widać wyczekiwaną wiosnę.

Foodpoint w samo południe.
Dane wyjazdu:
1147.00 km
51:45 h
22.16 km/h:
Maks. pr.:68.20 km/h
Temperatura:18.0
HR max:170 ( 93%)
HR avg:120 ( 65%)
Podjazdy:13024 m
Kalorie:29437 kcal
Ultramaraton Góry MRDP
Sobota, 22 sierpnia 2015 · dodano: 28.08.2015 | Komentarze 2
Trasa: Przemyśl - - Ustrzyki Górne - Nowy Żmigród - Banica - Muszyna - Stary Sącz -Zazadnia Polana - Stryszawa - Istebna - Kietrz - Głuchołazy - Złoty Stok - Stronie Śląskie - Międzylesie - Kudowa Zdrój - Głuszyca - Lubawka - Świeradów ZdrójHZ - 65%
FZ - 27%
PZ - 8%
cad - 85
Maratonowe fotki
Startuję w nowo organizowanej, po raz pierwszy edycji Góry MRDP. Trasa ultramaratonu przebiega dokładnie przez odcinek górski pełnej pętli Maratonu Rowerowego Dookoła Polski i liczy 1122 km, z ponad 13 km przewyższeniami, do pokonania w limicie czasu 120 godzin (5 dni).
Start wyścigu rozpoczyna się od odprawy zawodników na rynku w Przemyślu. W asyście miejscowej policji, która zabezpiecza przejazd zawodników, spokojnym tempem ruszamy całą grupą na trasę. Już za Fredropolem podjeżdżamy pierwszy mocny, 10% podjazd na około 400 m. Grupa kolarzy na podjeździe już samoistnie zaczyna się dzielić. Ktoś ma pierwszą awarię i zrywa łańcuch. Ja jadę spokojnie swoim tempem, pamiętając ile mam do przejechania w tym wyścigu – żadnego szarżowania.
Kolejno zaliczam największy podjazd w całych Bieszczadach, czyli podjazd pod Arłamów na około 600 m. Ten kawałek jadę z trzema kolarzami z kategorii sport. Ładnie pracujemy na zmianach, ciągnąc spokojnie bardzo równym tempem.
Odcinek trasy od Ustrzyk Dolnych jadę wspólnie z Patrykiem Wawryszukiem (MGR-Mińska Grupa Rowerowa) i z kolegą z okolic Zakopanego. Wspólnie podjeżdżamy pod Żłóbek na ponad 640 m i dalej pod Lutowiska na ponad 730 m. Po drodze gdzieś gubi nam się kolega i razem z Patrykiem docieramy do pierwszego punktu kontrolnego w Ustrzykach Górnych (107 km). Stajemy na drobne zakupy w miejscowych sklepie i po 15 minutach ruszamy na trasę. Zaczyna lekko padać deszcz, który z czasem przechodzi w ulewę. Na poboczu ubieramy się w rzeczy przeciwdeszczowe i ruszamy dalej na trasę. Po chwili orientuję się, że Patryk został w tyle no to jadę sam pod kolejne przełęcze.
Podjeżdżam serpentynowy, bardzo widowiskowy podjazd pod przełęcz Wyżniańską (855 m) i dalej pod przełęcz Wyżną (872 m). Podjazd tego typu pokazuje namiastkę widokową rodem z wielkich wyścigów kolarskich w wysokich górach.
Na szybkich zjazdach dochodzi do mnie Patryk i wspólnie jedziemy aż do kolejnego, drugiego punktu kontrolnego w Nowym Żmigrodzie (234 km).
Przejeżdżam przez Gorlice i dalej jadę przez stosunkowo płaską część trasy jak na maraton górski. W końcu odbijamy z głównej drogi nr 28 w boczne, znacznie mniej uczęszczane drogi lokalne i po chwili dochodzi do nas Przemek Ruda (4 przejechane BBToury). Wspólnie podjeżdżamy pod bardzo stromą Ropę. Miejscami nachylenie podjazdu dochodzi do 13% i do tego w wielu miejscach z kiepską nawierzchnią. Po osiągnięciu szczytu nie ma wiele wytchnienia bo już po kilku mniejszych górkach oraz po kilkunastu dalszych kilometrach zaczyna się podjazd za Banicą (trzeci punkt kontrolny – 293 km). Dla mnie podjazd bardzo ciężki na ponad 700 m wzniesienia, ze średnim nachyleniem 10-13%, a maksymalnie mój Garmin pokazał w jednym miejscu 18%. Niestety końcówka podjazdu poszła „z buta”.
Na szczycie podjazdu ubieram się cieplej bo przeglądając wcześniej trasę wiem, że czeka mnie kilkunastokilometrowy zjazd do Muszyny (czwarty punkt kontrolny – 321 km) na którym o tej porze będzie zimno.
Dalej w trasie pokonujemy liczne mniejsze podjazdy i przez Piwniczną Zdrój docieramy do piątego punktu kontrolnego w Starym Sączu (366 km). Wysyłamy obowiązkowe smsy z potwierdzeniem lokalizacji i po krótkim posiłku na stacji benzynowej ruszamy dalej.
Jedziemy przez Krościenko i wjeżdżamy na kolejny z ciężkich, ponad 10% podjazdów – Hałuszową. Za przełęczą doganiamy jeszcze dwóch kolarzy. Jednego z nich słychać było już z odległości 100 m tak strasznie hałasował jego całkowicie suchy napęd w rowerze. Całą grupką jedziemy przez Niedzicę. W tle z daleka widać zamek w Niedzicy, który góruje nad tamą na jeziorze Czorsztyńskim. Zapamiętałem ten widok z poprzedniego Maratonu Podróżnika dwa miesiące wcześniej, gdzie obraz ten zrobił na mnie ogromne wrażenie.
Wkraczamy w teren wysokich gór Tatr i jako pierwszy ciężki podjazd wjeżdżamy pod Łapszankę (950 m). Pierwszy znacznie odjechał mi Przemek Ruda a gdzieś z tyłu pozostał Patryk Wawryszuk. Każdy z nas jedzie swoim tempem ale na płaskich odcinkach zjeżdżamy się ponownie. Podjazd ciągnie się bardzo długo, stale trzyma około 5-7% z mocną końcówką o nachyleniu 13%. Zatrzymujemy się na szczycie przełęczy na zrobienie pamiątkowych zdjęć kapitalnej panoramy Tatry. Pogoda zrobiła się słoneczna co skutkowało dużą ilością kolarzy amatorów na polance, na szczycie.
Wąską, malowniczą drogą pokonujemy szybki zjazd, mijając pozostałości napisów wiernych kibiców z czasu tegorocznego Tour de Pologne w stylu „allez kviato” i „Aru”.
Mijam miejscowość Brzegi i tuż przed podjazdem pod Głodówkę (1120 m) zjechała się nasza trójka i zaczęliśmy morderczą wspinaczkę. W połowie podjazdu dosłownie zabrakło mi przełożeń w rowerze. Pomimo tarcz 50-34 z przodu i kasety 11-28 z tyłu, jechałem tak wolno, że wręcz stanąłem. Niestety nie byłem w stanie już dalej ruszyć i nawet wpiąć się w pedały. Po chwili zatrzymał się Przemek, tylko Patryk mozolnie mieląc korbami wjechał na sam szczyt podjazdu !
Kilkanaście kilometrów przed Zakopanem spotykamy Kuriera (Jarek Kędziorek), który spokojnie wypoczywał na polance po wcześniejszym zjedzeniu kiełbaski pieczonej na własnym ognisku.
Przed Zakopanem, w okolicy Zazadniej Polany stajemy na szóstym punkcie kontrolnym maratonu (454 km).
Dojeżdżamy do Zakopanego, gdzie stajemy na jedzenie i zakupy w sklepie. Pół godziny później ruszamy na trasę, ale bardzo ciężko jest się przebić przez miasto ze względu na mnogość turystów oraz obchodzone Dni Zakopanego. Kilka razy musieliśmy przelatywać dosłownie na czerwonych światłach aby jakoś przebrnąć przez miasto.
Jedziemy stale we trójkę. Mijamy Czarny Dunajec i po licznych mniejszych podjazdach zaliczamy kolejną przełęcz tego etapu maratonu – Krowiarki (1020 m). Początkowo zjazd z przełęczy był bardzo nieciekawy ze względu na kiepską nawierzchnię i dlatego zjeżdżałem stale z zaciśniętymi klamkami hamulcowymi. Dopiero później droga się poprawiła ale na samym dole dłonie miałem obolałe od ich stałego zaciskania.
Zaliczamy kolejny już siódmy punkt kontrolny w Stryszawie na 548 km. Tutaj zjadamy we trójkę obiad i wraz z Patrykiem postanawiamy zorganizować kilkugodzinny nocleg. Przemek Ruda natomiast miał inną taktykę jazdy – koniecznie chciał jechać bez snu tak długo, jak to tylko się uda. Ja byłem już wykończony, zasypiałem dosłownie w trakcie jazdy i koniecznie musiałem się przespać. Z pomocą rodziny udało się załatwić nocleg w Jeleśni na 584 km trasy. Tyle też przejechałem bez snu jako pierwszy etap maratonu.
Spaliśmy z Patrykiem na prywatnej kwaterze przez całe 6 godzin. Rano miałem wyrzuty sumienia, że spaliśmy tak długo i znaczna część zawodników nas wyprzedzi, ale później okazało się, jak nasz pomysł był dobry. Wstałem kompletnie wypoczęty i spokojnie mogłem podjeżdżać kolejne góry.
Na pierwszy ogień idzie kultowy podjazd pod Istebną (ósmy punkt kontrolny – 613 km) po specyficznych betonowych płytach o dużych oczkach. Nachylenie na szczycie max. 20% nie dało mi szans na wjechanie rowerem. Musiałem podprowadzać ale szło się ciężko bo bloki butów spd zapadały się w dziurkowanych płytach.
Kolejny duży podjazd jaki podjeżdżam na trasie to Kubalonka (760 m). Podjeżdża się go już znacznie łatwiej. Po raz kolejny gdzie się gubi Patryk. Za to po drodze mijam kolegę z BBTouru co daje mi dużą satysfakcję.
Do Cieszyna jadę samotnie aż w końcu dochodzi do mnie Patryk. Razem jedziemy przez generalnie płaskie tereny Śląska. W godzinach szczytu ciężko także przedostać się przez poszczególne większe miasteczka. Po raz kolejny zostaję wytrąbiony przez kierowców aby zjechać na ścieżkę rowerową. Szczytem chamstwa było wyzwanie mnie przez kierowcę autobusu miejskiego, który bardzo niekulturalnie pouczał mnie na temat przepisów ruchu drogowego.
Na wyjeździe z Jastrzębia Zdrój w oddali widzę jadącego Olo i próbuję razem z Patrykiem dojść kolegę. Po chwili usłyszałem wystrzał tylnej opony w moim rowerze i tyle pozostało po pogoni za Olo. Na przystanku wymieniam dętkę i rozerwaną oponę. Jadąc dalej przez Racibórz na chwilę wjeżdżam do przydrożnego serwisu rowerowego aby dopompować oponę.
Odcinek przez Kietrz (dziewiąty punkt kontrolny – 726 km) aż do Prudnika dość męczący ze względu na otwarte tereny i wiejący z południa wiatr. Do tego silne podmuchy przejeżdżających TIR-ów skutecznie obrzydzały trasę.
Na tym odcinku w końcu dogoniliśmy Olo, który jechał bez większej ilości snu i wyglądał dosłownie jak zombie. Przez dłuższy czas jechał z nami ale później przeszedł na swoje tempo z zamiarem niedługiego zatrzymania się na sen.
W Głuchołazach (dziesiąty punkt kontrolny – 794 km) stajemy na obiad z wielką pizzą. Wciskamy w siebie wielkie ilości jedzenia wręcz na siłę. Po takim posiłku aż trudno było się ruszyć w dalszą trasę.
Dalszy odcinek trasy dosyć płaski z dobrej jakości drogami. Po drodze wyprzedzamy dwóch kolegów z BBTouru a dalej spotykamy samotnie jadącego Wiesia Jańczaka i razem we trójkę kontynuujemy jazdę. Mijamy wielką tamę w Otmuchowie i wjeżdżamy do Złotego Stoku (jedenasty punkt kontrolny – 846 km).
Wjeżdżamy w Sudety i na sam początek zaliczamy pierwszą przełęcz – Jaworową (691 m). Podjazd długi, 8 km o bardzo kiepskiej nawierzchni, ale niezbyt stromy (około 3-5%) zaliczamy nocą. Zaczyna silnie wiać i tylko okalające nas drzewa wytłumiają pęd wiatru, głośno przy tym szumiąc. W połowie podjazdu spotykamy Andrzeja Bińkowskiego, jadącego w kategorii sport i w takim składzie czwórkowym przejedziemy maraton już do samego końca.
W Lądku Zdrój stajemy na rynku, na krótki postój pod sklepem. Konieczne jest zrobienie zapasów picia i jedzenia na nocną jazdę.
Jedziemy przez Stronie Śląskie (dwunasty punkt kontrolny – 871 km). Po drodze wjeżdżamy na przełęcz Puchaczówka (870 m), dla mnie bardzo ciężki i długi podjazd. Na szczycie tak mocno wiało, że konieczne było schowanie się wśród drzew. Wiele połamanych gałęzi leżało na drodze. Pomimo bardzo silnego wiatru była zadziwiająco ciepło.
Jak na nocną jazdę nie byłem jeszcze za nadto zmęczony brakiem snu, dlatego zdecydowałem się na dalszą jazdę w perspektywie aż do mety. Zaliczamy kolejny już trzynasty punkt kontrolny na 902 km. Stąd zaczynamy bardzo długi podjazd do Zieleńca (905 m).
Nad ranem zaczyna padać drobna mżawka a wjeżdżając do Dusznik jechałem przez kawałek trasy w mlecznym, mokrym otoczeniu mgły. Na szybkim zjeździe z Dusznik momentami było bardzo niebezpiecznie ze względu na ograniczoną widoczność i mokrą nawierzchnię.
Skręcamy w lewo, w drogę krajową do Kudowy, która jednocześnie prowadzi do granicy Czeskiej. Odcinek bardzo niebezpieczny ze względu na dużą ilość TIR-ów pędzących z góry dosłownie na złamanie karku. Koledzy jadący za mną po czasie opowiedzieli mi, że jeden z takich kamikadze minął mnie dosłownie o centymetry i mały włos obyło się bez tragedii.
W Kudowie zaliczamy czternasty punkt kontrolny – 959 km, skąd wjeżdżamy na kolejny bardzo trudny podjazd pod Lisią Przełęcz (790 m). W połowie podjazdu rozpadało się na dobre tak, że ulewa utrudniała dalszą jazdę. Ubrałem się w rzeczy przeciwdeszczowe i nie chcąc tracić czasu jechałem dalej. Później okazało się, że decyzja była słuszna bo deszcz padał przez całe 5 godzin z różnym natężeniem i czekanie tyle czasu to byłaby tylko niepotrzebna strata.
W deszczu pokonujemy kolejne trudne podjazdy z bardzo kiepskiej jakości nawierzchnią, same dziury, łaty, a miejscami odcinki szutrowe. Szybkie zjazdy w takich warunkach to wielkie ryzyko wypadku jak i uszkodzenia sprzętu. Dlatego zjeżdżałem bardzo ostrożnie.
Dojeżdżamy do Głuszycy na piętnasty punkt kontrolny – 1013 km gdzie jemy ostatni na trasie maratonu obfity obiad.
Przejeżdżamy przez Lubawkę (szesnasty punkt kontrolny – 1050 km) i zostają nam do zaliczenia ostatnie dwa większe podjazdy na trasie. Pierwszy podjazd pod przełęcz Kowarską (775 m) idzie powoli ale bardzo sprawnie. Kolejny podjazd ze Szklarskiej Poręby na Zakręt Śmierci to coś na dobicie maratończyka przed metą. Początek podjazdu już od samego początku trzyma po 10-12% i tak ciągnie się serpentynami, aby w końcówce dobić do 18% nachylenia.
Ze szczytu Zakrętu Śmierci pozostaje bardzo szybki 17 km zjazd do Świeradowa Zdrój, gdzie zlokalizowana jest meta ultramaratonu. W samym mieście jeszcze tylko ostatni krótki, sztywny podjazd i we czwórkę wpadamy na metę.
Adrenalina trzyma więc zmęczenia na razie nie odczuwam. Pomimo, że mam w nogach prawie 1200 km z tylko 6 godzinami snu czuję się nad wyraz dobrze. Mam jeszcze siły żeby się najeść, wykąpać i iść z kolegami na piwo !
Ultramaraton uważam za bardzo udany. Trasa bardzo wymagająca zarówno pod względem jej długości (1122 km) ale przede wszystkim dużej ilości przewyższeń (ponad 13000 m), myślę że sporo trudniejsza niż BB Tour.
Łącznie na 67 osób startujących zająłem 30 miejsce z czasem brutto 78 godz. 55 min., a netto 51 godz. 45 min.
Z uzyskanym czasem brutto (78:55) zdobyłem tym samym kwalifikację do pełnej edycji Maratonu Rowerowego Dookoła Polski, który odbędzie się w 2017 r. (3130 km w limicie czasu 10 dni).
Klasyfikacja generalna w kategorii Extreme - 27 miejsce na 61 startujących.
I etap: Dystans 584,02 km; czas netto 24 godz. 47 min.; podjazdy 6997 m
II etap: Dystans 563,18 km; czas netto 26 godz. 58 min.; podjazdy 6027 m

Dane wyjazdu:
524.04 km
20:10 h
25.99 km/h:
Maks. pr.:57.41 km/h
Temperatura:21.0
HR max:166 ( 91%)
HR avg:112 ( 61%)
Podjazdy:1448 m
Kalorie:10045 kcal
I Kórnicki Maraton Turystyczny
Sobota, 1 sierpnia 2015 · dodano: 03.08.2015 | Komentarze 7
Trasa: Kórnik - Mosina - Granowo - Konojad - Grodzisk Wielkopolski - Wioska - Nowy Tomyśl - Wąsowo - Lwówek - Pniewy - Mościejewo - Sieraków - Piotrowo - Czarnków - Chodzież - Margonin - Gołańcz - Wągrowiec - Kłecko - Gniezno - Witkowo - Słupca - Pyzdry - Żerków - Nowe Miasto nad Wartą - Książ Wielkopolski - Śrem - Zaniemyśl - KórnikHZ - 68%
FZ - 30%
PZ - 2%
cad - 84
Fotki z maratonu
Kolejna inicjatywa forum PodróżeRowerowe w postaci maratonowej pięćsetki, w której biorę udział.
Startujemy jedną wielka grupą z ośrodka MOSiR w Kórniku, gdzie spokojnym tempem dojeżdżamy na rynek miejski. Na miejscu zostaliśmy przywitani przez oficjeli w postaci zastępcy burmistrza miasta i komendanta straży pożarnej.
Po sygnale „startu ostrego” wyjeżdżamy na trasę. Przez pewien odcinek trasy towarzyszył nam vice burmistrz na rowerze. Trasę początkowo pokonujemy wspólnie dla 500 i 300 km, które następnie rozdzielają się na około 200 km, gdzie też przewidziany jest punkt z obiadem.
Przez pierwsze 150 km jedziemy w zwartej grupie, spokojnym tempem, tak aby wszyscy mogli dotrzymać koła i za szybko się nie zmęczyć. Szczególnie ważne było to dla sporej grupy osób, które nigdy takiego dystansu nie przejechały. Robimy regularne postoje na stacjach benzynowych co około 70-80 km.
Trasy Wielkopolski generalnie są bardzo płaskie, sporadycznie z pojedynczymi podjazdami. Tereny czysto rolnicze dla mnie wręcz trasa monotonna. Cały czas równo jak na stole. Praktycznie nic nie zmusza do większego wysiłku.
W ramach przełamania monotonii postanawiamy z Tomkiem Niepokojem skoczyć do przodu i pojechać zdecydowanie tempem maratonowym. Wjechaliśmy w zalesioną część województwa, co nieco urozmaiciło trasę i przez 50 km pocisnęliśmy żywszym tempem 30-35 km/h.
Na 200 km dojechaliśmy na obiad, gdzie około 5 minut wcześniej przyjechał Pająk na swojej poziomce. Prawie pół godzimy później po nas przyjechała cała reszta peletonu. Makaron z sosem smakował wyśmienicie, do tego stopnia, że na postoju zabawiliśmy aż 1,5 godziny !!!
Dalszą część trasy jedziemy już tylko w grupie „pięćsetki” i w takim składzie dotarliśmy praktycznie do mety. Nocą zrobiło się dosyć chłodno, a o świcie było przez krótki czas tylko 9 stopni Celsjusza. Od godz. 1 do 4 nad ranem już tradycyjnie walczyłem ze znużeniem sennym. Trzymałem się na końcu grupy ze względów bezpieczeństwa, aby przypadkiem przy zaśnięciu w kogoś nie wjechać. O świcie, jeszcze przed metą, podjechaliśmy praktycznie jedyne pagórki na tej trasie, tak dla rozgrzania się. Na metę do ośrodka w Kórniku wjechaliśmy całą grupą w asyście wiernych kibiców.
Na zakończenie maratonu były wręczane medale oraz niespodzianka mojej żony Sylwii – upieczone ciastka w kształcie rowerów dla wszystkich maratończyków. Chyba wszystkim smakowały, bo rozeszły się w mgnieniu oka.
Maraton, pomimo że przejechałem w tempie bardzo turystycznym, uważam za udany i serdecznie dziękuję Elizium i wszystkim, którzy zaangażowali się jego organizację. Mam nadzieję, że do zobaczenia na kolejne edycji maratonu.

Dane wyjazdu:
547.23 km
23:41 h
23.11 km/h:
Maks. pr.:78.94 km/h
Temperatura:30.0
HR max:186 (102%)
HR avg:129 ( 70%)
Podjazdy:7280 m
Kalorie:16194 kcal
Maraton Podróżnika 2015
Sobota, 13 czerwca 2015 · dodano: 16.06.2015 | Komentarze 5
Trasa: Dolina Będkowska - Więckowice - Zielona Duża - Zabierzów - Kryspinów - Kraków - Gdów - Łapanów - Limanowa - Kamienica - Zabrzeż - Tylmanowa - Krościenko nad Dunajcem - Niedzica - Łapszne Niżne - Jurgów - granica polsko/słowacka - Zdiar - Stary Smokovec - Liptowsky Mikulas - Tvrdosin - Rabca - granica słowacko/polska Glinne - Korbielów -Jeleśnia - Lachowice - Zawoja - Maków Podhalański - Kalwaria Zebrzydowska - Marcyporęba - Nawojowa Góra - Dolina BędkowskaHZ - 45%
FZ - 36%
PZ - 19%
cad - 80
Maratonowe fotki
Wstaję o godzinie szóstej rano. Zaczynam ostatnie, a zarazem chyba najważniejsze przygotowania przed Maratonem Podróżnika – muszę się dobrze posilić przed drogą. Wręcz na siłę wpycham w siebie pół paczki makaronu i do tego cztery bułki z serem, szynką i pomidorami. Do startu około dwie godziny to spokojnie odpocznę od tego sytego śniadania.
Startuję zaraz w pierwszej grupie z numerem 2. Wraz ze mną w całej ekipie są sami uczestnicy ubiegłoroczneg
o BBTour i kolega Gavek, z którym jechałem Maraton Podróżnika w 2014 roku. Od Brandysówki do granic Krakowa przebijamy się spokojnym tempem całą grupą. Dojeżdżamy do Wieliczki, gdzie przez chwilę czekamy na dwie kolejne grupy kolarzy. Stąd następuje tzw. start ostry ustalonymi grupami co 5 minut.
Temperatura odczuwalnie jest bardzo wysoka (ponad 30 st. C w cieniu), dla mnie za wysoka jak na taki dystans. Ale nie ma co narzekać, jadę. Już od początku grupa narzuciła ostre tempo i po kilkunastu kilometrach zostaję z Turystą i dwoma kolegami. Jadę swoim tempem, ale zaczęły się porządne podjazdy i już na kolejnym z nich nieznacznie odstaję. Znowu na prostych odcinkach i szybkich zjazdach łatwo dochodzę kolegów. Tutaj widoczną przewagę dają lekkie koła z wysokim stożkiem, które tak naprawdę niezbyt nadają się w wysokie góry, ale spokojnie daję na nich radę.
Wiele kilometrów jadę na czole grupy i w pewnym momencie gubi mnie rutyna. Nie patrząc na mapę w Garminie mylę drogę, ale nawigacja już po chwili mnie poprawia, za to powrót na właściwą drogę i pogoń za kolegami trwa już długo. Dochodzę swoich, ale płacę za to dużym zmęczeniem na kolejnych bardzo wymagających podjazdach. Zostaje sam.
Upał daje mi się mocno we znaki i wypijam bidon za bidonem, pilnując aby co drugi był z izotonikiem. Na szybkich zjazdach bardzo często rozpędzam się do 60-70 km/h. Szczególnie na krętych zjazdach najzwyczajniej boję się szybko zjeżdżać, w końcu mieszkam na nizinach i obce mi są taki drogi. Po dłuższej jeździe powoli się przyzwyczajam, ale nadal zjeżdżam ostrożnie.
W okolicy Limanowej dochodzi do mnie Transatlantyk, z którym będę jechał przez dłuższy czas. Gubię Marka dopiero na ostrych podjazdach pod przełęcz Ostrą (800 m). Kolejny długi odcinek jadę samotnie, do tego prosto pod wiejący w twarz wiatr. Same przeciwności; jak nie upał to podjazdy albo wiatr; taki los maratończyka.
W końcu docieram po pierwszego punktu kontrolnego (PK1) w Łapsze Niżne, do Restauracji u Nowaków, gdzie zjadam obfity obiad. Po prawie godzinnym postoju wyruszamy stąd całą grupką (Turysta, Transatlantyk, Monika, Przemielony i dwóch kolegów) dalej na trasę ku słowackim górom.
Do granicy grupa się rozrywa i w okolicy Jurgowa dojeżdża do mnie Transatlantyk. Chwila postoju w sklepie już po stronie słowackiej i dogania nas Turysta. Przed nami roztaczają się piękne widoki na wysokie Tatry i rozpoczynają się słowackie bardzo długie podjazdy i zjazdy. Ich charakterystyka bardziej mi pasuje niż odcinki w polskich górach. Do Starego Smokovca docieram tylko z Markiem, gdzieś po drodze gubi nam się Jacek – Turysta. Dalej trasa wiedzie przed Strbskie Pleso do kolejnego, drugiego punktu kontrolnego (PK2).
Punkt wyśmienicie zaopatrzony i przygotowany prze Vooy Macieja z naszego forum. Najadłem się i napiłem za wszystkie czasy, aż nie chciało się ruszać w dalszą drogę. Jednak droga ciągnie i wielką grupą ruszamy na trasę maratonu. W Liptowskim Mikulaszu około godziny 22.30 łapie gumę w tylnym kole. Informuje Turystę i zostaję sam wymienić dętkę. Po kilku minutach dojeżdża kolega z Opola i z pomocną dłonią sprawnie naprawiamy awarię. Zaraz też dostaję sms-a, że kilka kilometrów dalej czeka na nas zasadnicza grupa – bardzo to miłe i dodające sił, że poczekali (a wcale nie musieli, w końcu to ściganie).
Nocą całą grupą zaliczamy kolejne masakryczne podjazdy słowackiej strony Tatr. Gdzieś w oddali czai się burza z groźnymi błyskawicami, ale szczęśliwie wszystko nas omija. Noc jest ciepła, ale na szybkich zjazdach jest zimno i ubieramy się przed nimi już cieplej.
W końcu docieramy na przełęcz Glinne (809 m) koło Korbielowa (PK3). Jesteśmy już po polskiej stronie Tatr. Zaczyna się wczesny poranek i robi się coraz jaśniej, a mnie zaczyna mocno zamulać sen. Jakoś przetrzymuję kryzys, ale zaczyna się to odbijać na kolejnych podjazdach, gdzie wyraźnie zostaję za grupą. Na kolejnych dwóch nachylenie dochodzi do 14-15% i kompletnie zaczyna mi brakować przełożeń. Końcówki do szczytów pokonuję z buta. Ledwo się wlokę pieszo a co dopiero rowerem. Widząc podjeżdżających kolegów i Monikę jestem dla nich pełen szacunku, ale widzę, że też męczą się niemiłosiernie.
Bardzo zmęczony dojeżdżam pod przełęcz Krowiarki, gdzie zlokalizowany jest czwarty punkt kontrolny (PK4). Wszyscy mnie straszyli tym podjazdem a o dziwo wjeżdżało mi się tu całkiem dobrze, zwłaszcza kiedy nie patrzyłem na procent nachylenia jaki pokazywał Garmin.
Na niektórych bardzo krętych zjazdach jest wręcz niebezpiecznie i dłuższa jazda w dolnym chwycie z zaciśniętymi klamkami hamulcowymi odbija się na obręczach. Szczególnie widać to po 20% zjeździe w Makowie Podhalańskim, gdzie na końcu zjazdu łapiąc przednią obręcz dosłownie parzę sobie palce u ręki !!! Jadący za mną Gavek tak rozgrzewa obręcze, że pęka mu nypel i urywa szprychę. Po dłuższej naprawie, którą realizuje Wigor (Daniel Śmieja) powolnym tempem jedziemy dalej.
Przebijamy się przez Kalwarię Zebrzydowską w kierunku Rybnej i Nawojowej Góry. Cały czas droga wiedzie góra-dół, góra-dół, prawie bez płaskich odcinków. Na trasie spotykamy Kota (Marzenę), która samotnie zmierzała przez całą trasę do mety. Im bliżej mety tym czułem większe zmęczenie by na kilka kilometrów przed metą zaliczyć (końcówka pieszo) bardzo stromy podjazd na tzw. dobicie.
Na mecie byłem kompletnie wyczerpany, nie miałem nawet ochoty rozmawiać, marzyłem tylko o śnie.
Maraton pomimo, że dla mnie bardzo trudny ze względu na dużą sumę przewyższeń i masakrujący upał uważam za bardzo udany.

Dane wyjazdu:
217.85 km
07:55 h
27.52 km/h:
Maks. pr.:53.32 km/h
Temperatura:25.0
HR max:157 ( 86%)
HR avg:135 ( 74%)
Podjazdy:902 m
Kalorie: 4670 kcal
Wielkopolska pętla
Czwartek, 4 czerwca 2015 · dodano: 04.06.2015 | Komentarze 0
Trasa: Bydgoszcz - Lisi Ogon - Łochowo - Gorzeń - Potulice - Występ - Nakło - Lubaszcz - Sadki - Mrozowo - Ruda - Dąbki - Osien nad Notecią - Krostkowo - Białośliwie - Wysoczka - Czajcze - Tłukomy - Kunowo - Wiktorówko - Łobżenica - Szczerbin - Falmierowo - Dobrzyniewo - Kosztowo - Jeziorki Kosztowskie - Kosztowo - Wyrzysk - Ruda - Sadki - Lubaszcz - Nakło - Występ - Potulice - Gorzeń - Łochowo - Lisi Ogon - BydgoszczHZ - 19%
FZ - 69%
PZ - 12%
cad - 84
Wielkopolskie fotki

Zabytkowa armatka strażacka w Potulicach.
Dane wyjazdu:
303.26 km
10:39 h
28.48 km/h:
Maks. pr.:52.69 km/h
Temperatura:17.0
HR max:163 ( 89%)
HR avg:129 ( 70%)
Podjazdy:828 m
Kalorie: 6775 kcal
Wywabianie plam gminnych
Sobota, 23 maja 2015 · dodano: 23.05.2015 | Komentarze 2
Trasa: Bydgoszcz - Złotniki Kujawskie - Inowrocław - Szarlej - Kruszwica - Janocin - Radziejów - Płowce - Nowe Witowo - Samszyce - Brześć Kujawski - Włocławek - Szpetal Górny - Nasiegniewo - Szpetal Górny - Cyprianka - Radomice - Lipno - Kikół - Czernikowo - Dobrzejewice - Lubicz - Toruń - Pędzewo - Zławieś Wielka - Fordon - Strzelce Dolne - Chełmszczonka - Włóki - Gądecz - Strzelce Górne - Żołędowo - Osielsko - BydgoszczHZ - 42%
FZ - 55%
PZ - 3%
cad - 87
Trasa była tak zaplanowana aby zaliczyć brakujące (ominięte kiedyś) gminy w okolicach Włocławka. Jechało się bardzo sprawnie. Pogoda do jazdy była wyśmienita. Bardzo udany wyjazd.
Gminne fotki

Z wizytą w historycznych Płowcach.
Dane wyjazdu:
531.69 km
24:55 h
21.34 km/h:
Maks. pr.:71.96 km/h
Temperatura:22.0
HR max:179 ( 98%)
HR avg:131 ( 71%)
Podjazdy:4418 m
Kalorie:13610 kcal
W(y)prawka Kaszubska
Poniedziałek, 27 kwietnia 2015 · dodano: 27.04.2015 | Komentarze 11
Trasa: Izbica - Główczyce - Wicko - Ulinie - Gniewino - Minkowice - Puck - Połczyno - Wejherowo - Warzeńska Huta - Pomieczyńska Huta - Bącz - Sierakowice - Brodnica Górna - Egiertowo - Przywidz - Wielki Klincz - Olpuch - Wiele - Leśna - Laska - Swornegacie - Przechlewo - Miastko - Słupsk - Murowaniec - Główczyce - IzbicaHZ - 39%
FZ - 45%
PZ - 16%
cad - 79

Na trasie maratonu

Kryzys na setce zaraz za Puckiem.
Fotki z maratonu
Po krótkiej i słabo przespanej nocy staję na starcie. Od rana jest dość chłodno więc ubieram się cieplej i jak się później okazuje robię pierwszy błąd.
Po grupowym zdjęciu ruszamy na trasę w dość szybkim tempem. Po około 10 km temperatura szybko rośnie i zatrzymujemy się aby się przebrać. Większość grupy szybko odjeżdża a ja mozolnie się przebierając zastaję wraz z Księgowym, Agnieszką i kolegą z spoza forum.
Postanawiamy dogonić czołówkę ale już po pierwszych kilometrach Księgowy z Agnieszką zostają daleko w tyle. Wraz z kolegą dajemy sobie mocne zmiany i jedziemy silnym, szybkim tempem w okolicach 35-37 km/h. Po drodze dochodzimy kolejne osoby i przez długi czas jedziemy wspólnie.
Po dłuższej jeździe z peletonu zostaje tylko nasza dwójka i za Żarnowcem w końcu dochodzimy do czołówki maratonu, która na chwilę stanęła na poboczu. Do Pucka jedziemy strasznie mocnym tempem i tutaj popełniłem drugi błąd, trzymając takie tempo, bo po kilkunastu kilometrach odcięło mi kompletnie prąd. Jako ciekawostka po dłuższym czasie na postoju tętno miałem wyższe niż przy jakimkolwiek maratonie w trakcie jazdy bo aż 156 ud./min.
Za Darżlubiem wjeżdżamy w zalesioną część trasy, gdzie wreszcie jesteśmy osłonięci przed silnym, czołowym wiatrem. Na tym odcinku wręcz odpoczywam i dochodzę wreszcie do siebie. We trójkę (Olo, 4gotten i ja) jedziemy tzw. moim tempem w okolicach 27-29 km/h.
Za Wejherowem wjeżdżamy w bardzo mocno pofałdowaną część Kaszub. Interwałowe górki mocno dają się we znaki. Większość podjazdów jest krótka ale dość stroma w granicach 5-7%, ale nie brakuje też odcinków 10%.
Na tym odcinku doganiamy Księgowego, który jak się okazało pomylił trasę i mocno sobie ją skrócił o dobre 30 km. Po krótkim postoju ruszamy dalej i gdzieś gubi się Księgowy, i już więcej go nie będę widział.
We trójkę sprawnie pokonujemy kolejne podjazdy. Około 17.30 docieramy w okolice góry Wieżyca, gdzie już czeka na nas Cinek wraz z całą rodziną. Tam zostajemy ugoszczeni pysznym makaronem z sosem, drożdżówką żony Cinka – Jowity i wszelkiego rodzaju piciem, z kawą włącznie. Odpoczywam dobre 40 minut i w dalszą trasę jadę już sam. Koledzy z mojej trójki jadą „tylko” 300-tkę i kończą pętlę znacznie wcześniej. Od tego momentu do końca trasy maratonu jadę sam przez około 280 km.
Jazda idzie mi bardzo sprawnie, na drogach minimalny ruch. Zmrok łapie mnie w okolicach Starej Kiszewy, zahaczając o Kociewie. Zjeżdżam w Bory Tucholskie i jadę już tylko pod osłoną nocy. Co jakiś czas przez drogę przebiegają mi wyłącznie dzicy mieszkańcy lasu. Około 2 w nocy narasta zmęczenie i znużenie trasą oraz brakiem snu. Po raz pierwszy przysypiam na rowerze i bojąc się o wypadek zatrzymuję się na przestanku w Sworychgaciach, gdzie śpię 20 minut na ławce. Ze snu budzi mnie ustawiony budzik i ruszam dalej. Początkowo jest mi bardzo zimno ale szybko się rozgrzewam i jazda przez kolejną godzinę idzie bardzo sprawnie. Optymizm jednak dość szybko mija a otuchy dodają wyłącznie pozytywnej treści sms-y. Mam wrażenie, że jadę już tylko siłą woli.
Po raz kolejny przysypiam w trakcie jazdy, aż mnie znosi na pobocze. Zaczynam mieć jakieś zwidy i halucynacje, widzę kształty i obiekty, który w rzeczywistości nie było. Zatrzymuję się na kolejną 20 minutowa drzemkę w Dretyniu. Pobudka stawia mnie na nogi i dzięki temu odcinek do Słupska pokonuję dość sprawnie. Poranna kawa, cola i drożdżówki na stacji benzynowej w Słupsku mocno mnie ładują energetycznie. Ostatnie 50 km trasy jadę prawie bez większego zmęczenia niesiony wizją mety.
Na metę do Izbicy dojeżdżam jako czwarty z grupki 500 km. Wynik pod względem czasu co prawda nie był zbyt imponujący, ale cieszę się, że przezwyciężyłem swoje trudności i ukończyłem trasę.