Info

avatar Blog rowerowy prowadzi Keto z miasteczka Bydgoszcz. Mam przejechane 164929.77 km Jeżdżę z prędkością średnią 25.65 km/h Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
429.43 km
14:28 h 29.68 km/h:
Maks. pr.:52.18 km/h
Temperatura:13.0
HR max:169 ( 92%)
HR avg:128 ( 70%)
Podjazdy:1001 m
Kalorie: 9367 kcal

Brevet w Pomiechówku - 400

Niedziela, 15 maja 2016 · dodano: 16.05.2016 | Komentarze 4

Trasa: Pomiechówek - Gołymin - Przasnysz - Żelazna Rządowa - Rozogi - Ukta - Mikołajki - Orzysz - Lipa Leśniczówka - Kadzidło - Nowa Wieś Zachodnia - Maków - Nasielsk - Pomiechówek

HZ - 40%
FZ - 49%
PZ - 11%
cad - 86

Zaliczone nowe gminy - 23

Maratonowe fotki

Przewidywane prognozy pogody, które skrupulatnie śledziłem przed maratonem, skutecznie zniechęcały do wzięcia udziału w brevecie. Już niedługo po starcie miało się okazać jak bardzo trafnie tym razem synoptycy określili stuprocentową przewidywalność pogody. Ale o tym później.

W brevecie, w Pomiechówku biorę udział po raz pierwszy. Dlatego tytułem wyjaśnienia. Impreza jest organizowana przez Fundację Randonneurs Polska (www.brevety.pl) w formie tzw. brevetu, czyli imprezie kolarskiej na ultra długim dystansie, a jej ukończenie jest certyfikowane zgodnie z założonymi zasadami Audax Club Parisien (ACP).

Tuż przed startem gromadzimy się na krótkiej odprawie. Widzę wielu znajomych ze wspólnie przejechanych maratonów (BBTour, Góry MRDP, Włocławek, Maraton Podrożnika). Startujemy punktualnie o godzinie ósmej. Jest pochmurno, w miarę ciepło i jeszcze nie pada. Z Pomiechówka wydostajemy się spokojnym tempem, ale już za miastem prędkość wyraźnie wzrasta. Po przejechaniu około 10 km peleton dzieli się na dwie grupki, ja trzymam się w pierwszej. Tempo idzie mocne, cały czas średnio 33-35 km/h, a nierzadko okresowo przekraczamy 40 km/h, ale dość zgodna praca na zmianach sprawia, że jazda nie jest tak bardzo męcząca.
Po przejechaniu około 60 km zaczyna padać deszcz. Początkowo to tylko mżawka, która jednak przechodzi w ulewę. Na jednym z przejazdów kolejowych, na mokrych torach ułożonych pod ostrym kątem, upada Jarek Krydziński, z którym zostaje kolega. Mocno się poobijał, ale w konsekwencji nic poważnego się nie stało i może jechać dalej. Doszedł do naszej grupki już na pierwszym punkcie kontrolnym w Przasnyszu (75 km), gdzie tylko wpadliśmy po pieczątki do karty brevetu i dalej w drogę.

Deszcz rozpadał się na dobre, ale za to temperatura była znośna, około 13 stopni Celsjusza, więc spokojnie jechałem na „krótko”. Na jednej z pomyłek nawigacyjnych źle pojechał Wiesław Jańczak (Wiecho) i po korekcie kursu, niestety nie dał rady dojść do naszej czołowej grupki i odpadł. Z czasem stałe, wysokie tempo zrobiło selekcję i ostatecznie skład osobowy stopniał do pięciu osób (Emil Kanclerz, Jarek Krydziński, Radek Rogóż, kolega którego nie znam i ja).

Deszcz nie ustawał. Na kolejne punkty wjeżdżaliśmy na bardzo krótko, do tego stopnia, że ja jedzenie kończyłem już jadąc. Przy okazji konsumpcji strumień wody spod kół kolegów dodawał zgrzytu w zębach, w postaci piasku.

O startu przez dobre 170 km trasa była dosłownie płaska jak stół. Dopiero przed Mikołajkami pojawiły się pierwsze górki. W centrum Mikołajek jechaliśmy około kilkuset metrowy odcinek z kostki. Było mokro, nadal padało więc mocno zwolniłem obawiając się upadku. Jednak moja grupka nawet na tym odcinku pojechała mocno – dla mnie za mocno, do tego stopnia, że na 205 km urwali mnie z koła. Początkowo próbowałem dojść kolegów, ale nie miało to sensu żeby kompletnie się zajechać. Od tego momentu jechałem sam, swoim tempem. Wjeżdżając na punkt kontrolny w Orzyszu (229 km) spotkałem kolegów, którzy właśnie przygotowywali się do odjazdu. Nawet nie próbowałem z nimi jechać. Wiedziałem, że około kilka kilometrów za mną jedzie Wiesiu Jańczak, więc chciałem na niego poczekać na kolejnym dużym punkcie kontrolnym w Leśniczówce Lipa (265 km).

Odcinek za Orzyszem jechało się super, pomimo intensywnego deszczu. Znaczna część trasy prowadziła wśród lasów, drogą o znikomym natężeniu ruchu. Na tym odcinku trochę nadrobiłem wykręcając wysoką średnią. O godzinie 16.50 wpadam na punkt kontrolny w Lipie. Po raz kolejny spotykam moja grupkę czterech liderów, którzy właśnie ruszają na trasę z zamiarem złamania trasy 426 km w 12 godzin.

Na punkcie super organizacja. Jest ciepły rosół i drugie danie z kurczakiem, do tego do woli batony, czekolada, banany i inne owoce oraz kawa i herbata, czyli co kto lubi. Jem, odpoczywam i zbieram siły czekając na jadącego za mną Wiesia , który jak się okazało nadjechał po 40 minutach z dużą dziesięcioosobową grupą. Wszyscy zjedli, trochę odpoczęli, ja ubrałem się cieplej na jazdę nocą i tak ruszyliśmy całą grupą w drogę.

Zostały do zaliczenia tylko dwa punkty kontrolne, każdy oddalony tylko o około 50 km, czyli w teorii tyle co nic, ale … Tutaj się mocno przeliczyłem. Deszcz padał mocno nieustannie, a do tego wraz z nadejściem zmroku zrobiło się zimno. Temperatura spadła najniżej do 5 stopni Celsjusza. Jadąc w kompletnie przemoczonych rzeczach, pęd wiatru w tej temperaturze powodował, że skostniałem z zimna. Dłonie bolały mnie od zaciskania na kierownicy, nie miałem siły ścisnąć bidonu podczas picia.

Na punkcie kontrolnym w Kadzidle (315 km) na stacji benzynowej nie mogłem się dosłownie rozgrzać. Całe ciało mną telepało. Na przekór, jedyną słuszną decyzją w tej sytuacji była dalsza jazda, co dawało jako takie rozgrzanie ciała, ale nie dłoni.

Na punkcie kontrolnym w Kadzidle z powodu ogromnego wychłodzenia, a może nawet hipotermii wycofał się kolega z czołówki wyścigu. Nie był w stanie jechać ani fizycznie, ani psychicznie. Ta sytuacja dała dużo do myślenia, co pogoda robi z nami na trasie.

Z trudem zebraliśmy się grupą i pojechaliśmy na ostatni punkt kontrolny na 368 km w Makowie. Morale niektórych kolegów spadło do zera i były kolejne rozmowy o rezygnacji z jazdy 50 km przed metą ! Ale w grupie siła. Niższe tempo, cała grupa razem i około godziny 1.20 wspólnie dojeżdżamy do mety w Pomiechówku.

Podsumowanie
  • Brevet bardzo udany dla mnie, szczególnie ze względu na przetrwanie tak niesprzyjających warunków pogodowych – wielka satysfakcja.
  • Rekord jazdy w deszczu – 310 km.
  • Rekord średniej z 315 km – 31,48 km/h.
  • Organizacja na wysokim poziomie.
  • Na pewno tu jeszcze wrócę … za miesiąc na Brevet 1050 km.

Czas brutto – 17:23
Czas netto – 14:28
Limit czasu – 27 godz.


Tuż przed startem w pełnej gotowości.


Na trasie z Radkiem (na Treku).

Kategoria > 200 km, Canyon, Maratony



Komentarze
jarmik
| 17:09 wtorek, 17 maja 2016 | linkuj Brawa i szacun za jazdę w tych warunkach. Teraz rozumiem tylko 1 sam odpowiedzią jak na trasie!
4gotten
| 20:54 poniedziałek, 16 maja 2016 | linkuj Gratulacje, świetna jazda w ekstremalnie niekorzystnych warunkach. Co nas nie zabije to nas wzmocni;-)
GbassSC
| 19:41 poniedziałek, 16 maja 2016 | linkuj Gratulacje! Jazda w deszczu na takim dystansie to masakra! Rok temu w Mszanie chłopaki odpadali jak muchy. Lało że szok!
GoralNizinny
| 18:21 poniedziałek, 16 maja 2016 | linkuj Gratulacje.
Bardzo dobre czasy.
Pogoda dała popalić.Czuje te dreszcze,50km do mety i myśleć o wycofaniu z maratonu.Wycofać się na setkę przed metą brrr.Ja jeszcze wożę ze sobą pełne rękawice,takie cienkie polarowe i przydają się.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!