Info
Blog rowerowy prowadzi Keto z miasteczka Bydgoszcz. Mam przejechane 169749.72 km Jeżdżę z prędkością średnią 25.73 km/h Więcej o mnie.Moje rowery
Archiwum bloga
- 2024, Październik6 - 0
- 2024, Wrzesień8 - 0
- 2024, Sierpień19 - 0
- 2024, Lipiec14 - 0
- 2024, Czerwiec13 - 0
- 2024, Maj22 - 0
- 2024, Kwiecień11 - 0
- 2024, Marzec9 - 0
- 2024, Luty4 - 0
- 2023, Listopad9 - 0
- 2023, Październik9 - 0
- 2023, Wrzesień14 - 0
- 2023, Sierpień7 - 0
- 2023, Lipiec19 - 0
- 2023, Czerwiec17 - 0
- 2023, Maj24 - 0
- 2023, Kwiecień12 - 0
- 2023, Marzec2 - 0
- 2022, Listopad2 - 0
- 2022, Październik12 - 0
- 2022, Wrzesień7 - 0
- 2022, Sierpień16 - 0
- 2022, Lipiec12 - 1
- 2022, Czerwiec11 - 0
- 2022, Maj8 - 0
- 2022, Kwiecień13 - 0
- 2022, Marzec8 - 1
- 2021, Listopad10 - 0
- 2021, Październik12 - 0
- 2021, Wrzesień12 - 0
- 2021, Sierpień12 - 0
- 2021, Lipiec10 - 0
- 2021, Czerwiec20 - 0
- 2021, Maj21 - 0
- 2021, Kwiecień15 - 0
- 2021, Marzec7 - 0
- 2020, Październik5 - 0
- 2020, Wrzesień12 - 0
- 2020, Sierpień12 - 2
- 2020, Lipiec14 - 0
- 2020, Czerwiec11 - 0
- 2020, Maj19 - 0
- 2020, Kwiecień10 - 0
- 2020, Marzec3 - 0
- 2020, Luty7 - 0
- 2020, Styczeń9 - 0
- 2019, Październik3 - 0
- 2019, Wrzesień3 - 1
- 2019, Sierpień10 - 2
- 2019, Lipiec3 - 1
- 2019, Czerwiec7 - 3
- 2019, Maj5 - 4
- 2019, Kwiecień2 - 3
- 2019, Marzec1 - 1
- 2018, Październik2 - 0
- 2018, Wrzesień7 - 0
- 2018, Sierpień12 - 3
- 2018, Lipiec8 - 3
- 2018, Czerwiec8 - 0
- 2018, Maj16 - 2
- 2018, Kwiecień12 - 1
- 2018, Marzec9 - 0
- 2018, Luty2 - 0
- 2018, Styczeń4 - 0
- 2017, Grudzień11 - 0
- 2017, Listopad13 - 0
- 2017, Październik9 - 0
- 2017, Wrzesień8 - 3
- 2017, Sierpień14 - 0
- 2017, Lipiec14 - 1
- 2017, Czerwiec10 - 5
- 2017, Maj17 - 4
- 2017, Kwiecień8 - 3
- 2017, Marzec18 - 1
- 2017, Luty10 - 0
- 2017, Styczeń3 - 0
- 2016, Grudzień4 - 1
- 2016, Listopad8 - 0
- 2016, Październik6 - 0
- 2016, Wrzesień20 - 5
- 2016, Sierpień11 - 7
- 2016, Lipiec6 - 4
- 2016, Czerwiec4 - 18
- 2016, Maj14 - 17
- 2016, Kwiecień11 - 5
- 2016, Marzec1 - 1
- 2016, Luty10 - 3
- 2016, Styczeń6 - 0
- 2015, Grudzień15 - 2
- 2015, Listopad15 - 5
- 2015, Październik8 - 4
- 2015, Wrzesień17 - 1
- 2015, Sierpień16 - 10
- 2015, Lipiec18 - 1
- 2015, Czerwiec12 - 8
- 2015, Maj18 - 6
- 2015, Kwiecień11 - 15
- 2015, Marzec7 - 4
- 2015, Luty2 - 4
- 2015, Styczeń1 - 2
- 2014, Listopad5 - 1
- 2014, Październik13 - 14
- 2014, Wrzesień14 - 6
- 2014, Sierpień14 - 16
- 2014, Lipiec24 - 0
- 2014, Czerwiec16 - 16
- 2014, Maj19 - 7
- 2014, Kwiecień19 - 0
- 2014, Marzec20 - 5
- 2014, Luty18 - 2
- 2014, Styczeń8 - 1
- 2013, Grudzień17 - 8
- 2013, Listopad16 - 3
- 2013, Październik13 - 14
- 2013, Wrzesień8 - 24
- 2013, Sierpień27 - 21
- 2013, Lipiec28 - 25
- 2013, Czerwiec25 - 23
- 2013, Maj21 - 18
- 2013, Kwiecień22 - 27
- 2013, Marzec18 - 10
- 2013, Luty17 - 11
- 2013, Styczeń20 - 9
- 2012, Grudzień16 - 25
- 2012, Listopad25 - 40
- 2012, Październik21 - 37
- 2012, Wrzesień21 - 39
- 2012, Sierpień23 - 24
- 2012, Lipiec24 - 20
- 2012, Czerwiec14 - 9
- 2012, Maj21 - 27
- 2012, Kwiecień22 - 19
- 2012, Marzec23 - 17
- 2012, Luty20 - 19
- 2012, Styczeń25 - 20
- 2011, Grudzień5 - 6
- 2011, Listopad13 - 22
- 2011, Październik20 - 35
- 2011, Wrzesień21 - 63
- 2011, Sierpień23 - 15
- 2011, Lipiec14 - 30
- 2011, Czerwiec19 - 31
- 2011, Maj16 - 37
- 2011, Kwiecień17 - 39
- 2011, Marzec10 - 23
- 2011, Luty2 - 6
- 2010, Grudzień5 - 7
- 2010, Listopad17 - 19
- 2010, Październik18 - 7
- 2010, Wrzesień14 - 2
- 2010, Sierpień18 - 11
- 2010, Lipiec12 - 18
- 2010, Czerwiec15 - 31
- 2010, Maj10 - 9
- 2010, Kwiecień11 - 13
- 2010, Marzec7 - 3
- 2009, Listopad6 - 5
- 2009, Październik3 - 1
- 2009, Wrzesień6 - 0
- 2009, Sierpień15 - 3
- 2009, Lipiec15 - 5
- 2009, Czerwiec8 - 0
- 2009, Maj11 - 0
- 2009, Kwiecień6 - 1
- 2009, Marzec6 - 2
Dane wyjazdu:
944.59 km
39:45 h
23.76 km/h:
Maks. pr.:62.82 km/h
Temperatura:11.0
HR max:175 ( 96%)
HR avg:118 ( 64%)
Podjazdy:6493 m
Kalorie:19402 kcal
Północ - Południe
Sobota, 17 września 2016 · dodano: 24.09.2016 | Komentarze 1
Trasa: Hel - Władysławowo - Wdzydze Kiszewskie - Kościerzyna - Czersk - Świecie - Golub-Dobrzyń - Dobrzyń nad Wisłą - Płock - Gąbin - Łowicz - Skierniewice - Rawa Mazowiecka - Opoczno - Końskie - Koniecpol - Bobolice - Olkusz - Kalwaria Zebrzydowska - Maków Podhalański - Obidowa - Gliczarów Górny - GłodówkaHZ - 64%
FZ - 33%
PZ - 3%
cad - 83
Zdjęcia z ultramaratonu
Ostatni start w ultramaratonie w tym roku realizuję w postaci udziału w pierwszej edycji maratonu Północ – Południe. W założeniu nie miał to być typowy dystans dla ścigantów, ale miała to być impreza o charakterze integracyjnym forum. W związku z tym na trasie pojawiło się spore grono uczestników forum podrozerowerowe.info, ale też nie zabrakło osób spoza podróżniczego kręgu.
Do bazy maratonu zlokalizowanej na Helu docieramy dużą grupą uczestników w szynobusie relacji Gdynia – Hel. W przedziale zamiast przepisowych sześciu rowerów jedzie dosłownie piętnaście sztuk. Całość wyglądała jak jedna wielka plątanina mechanicznego sprzętu i na pierwszy rzut oka trudno było wychwycić, co należy do którego roweru. Pani konduktor w przypływie pasji o mało części rowerzystów nie wyrzuciła na pierwszym lepszym przystanku. Ale w końcu udało się uspokoić sytuację i szczęśliwie dotarliśmy do celu.
Start jest zaplanowany spod latarni na półwyspie helskim punktualnie o godzinie dziesiątej. Otwarcie maratonu uświetnił swoją osobą nawet burmistrz Helu. Ruszamy całą grupą w asyście policji na motocyklach. Tempo przejazdu było ustalone na około 25 km/h, ale już po pierwszych kilometrach znacznie wzrosło powyżej 30 km/h, co spowodowało mocne rozciągnięcie całej stawki. Start ostry maratonu rozpoczyna się w Jastarni i peleton już dzieli się na mniejsze grupy. Policjanci prowadzą nas aż do Władysławowa, gdzie na rondzie rozjeżdżamy się na dobre.
Na razie cały czas lecimy z wiatrem i tempo jest bardzo dobre. W Łebsku zjeżdżamy na ścieżkę rowerową położoną po dawnych torach kolei wąskotorowej. Nawierzchnia jest dobra, co sprzyja większym prędkościom, ale ścieżka jest wąska i co kawałek na skrzyżowaniach pojawiają się słupki, o które bardzo łatwo zahaczyć. Jednym słowem ten odcinek dla większej grupy kolarzy jest zdecydowanie zbyt niebezpieczny. Udało mi się go pokonać szczęśliwie.
Za jeziorem Żarnowieckim, zaliczam pierwszy punkt kontrolny – wieża widokowa „Kaszubskie Oko”. Kilometry upływają szybko i zaczynają się pierwsze podjazdy na Kaszubach. Niektóre z nich nieźle dają się odczuć. Pogoda przez cały czas jest idealna do jazdy, jest ciepło, słonecznie i sucho. Już niedługo zatęsknię jeszcze za taką pogodą.
Po około 150 km dojeżdżam razem z Wiecho, Darkiem, Dodoelkiem i dwoma innymi kolegami do Kościerzyny. Na malowniczym rynku stajemy na dłuższy postój z obiadem, który ma nam pozwolić przejechać najbliższą całą noc. Schodzi nam dobra godzina na posiłek, aż nie chce się dalej jechać.
Na drugim punkcie kontrolnym we Wdzydzach Kiszewskich spotykamy Wilka walczącego z zaciskiem sztycy. Po chwili dołącza do nas i wspólnie przez część trasy jedziemy do Czerska. Tutaj na chwilę stajemy na stacji benzynowej, gdzie spotykamy Kota. Ubieramy się cieplej do jazdy nocnej i już bez Wilka, który został z Kotem, wyruszamy dalej na trasę.
Odcinek trasy do Świecia wiedzie przez gęsto zalesioną część Borów Tucholskich. Lasy dokładnie osłaniają nas od wiejącego wiatru, dzięki czemu można w szybkim tempie jechać na tym odcinku. Na trasie za Śliwicami trzeba mocno uważać na kiepskie odcinki asfaltu, aby nie uszkodzić kół, ale kiedy wjeżdżamy do gminy Osie nawierzchnia staje się idealna do jazdy.
Dojeżdżamy do Świecia (trzeci punkt kontrolny), gdzie odłącza się od nas kolega Jurek, który planuje spać już podczas pierwszej nocy maratonu. Po krótkim sikstopie ruszamy dalej w czteroosobowym składzie (Wiecho, Darek, Dodoelk i ja) i przeprawiamy się przez Wisłę na moście tuż przed Chełmnem. Noc robi się wyraźnie chłodna, ale nie czuć tego tak bardzo podczas jazdy. Za to mocno przeszkadza stale wiejący wschodni wiatr. O tej porze wiatr zazwyczaj wyraźnie słabnie, ale nie tym razem. Mam nawet wrażenie, że wieje silniej niż za dnia.
Tuż przed Kowalewem Pomorskim, na przystanku spotykamy ekipę Wąskiego razem z Emesem. Krótkie pozdrowienia i jedziemy dalej na zaplanowany krótki postój na stacji benzynowej za Kowalewem Pomorskim. Spotykamy tutaj pokaźną ekipę kolarzy, m.in. Stanisława Piórkowskiego, Władka Pieleckiego i kilku innych. Rozgrzewam się gorącą kawą i ubieram na siebie dosłownie wszystko co mam w bagażu. Jednak po wyjściu na zewnątrz stacji tak mną telepie z zimna, że nie mogę opanować drżenia ciała. Ratuje mnie szybki start na trasę z mocniejszym tempem dla rozgrzania organizmu.
Po około godzinie trzeciej nad ranem dojeżdżamy do czwartego punktu kontrolnego w Dobrzyniu nad Wisłą. Całą grupą zaczynamy mocno zamulać, momentami dosłownie się wleczemy. Pada propozycja półgodzinnego odpoczynku, co przyjmuję jak zbawienie. Znajdujemy świetne miejsce na przystanku, gdzie wszyscy dosłownie zalegamy niby na chwilę, a jak się później okazało na całą godzinę. Budzę się cały mocno zmarznięty i zmuszamy się do ruszenia w dalszą drogę. Właśnie wtedy padają mi baterie w lampce i do dyspozycji zostaje mi tylko czołówka. Postanawiam ją oszczędzać na kolejną noc i jadę w asyście świateł kolegów.
Z utęsknieniem czekam na świt, który zastajemy tuż przed Płockiem. Bardzo wczesnym rankiem sprawnie przebijamy się przez miasto, w którym o tej porze ruch jest wręcz minimalny. Po drodze stajemy na kolejny, krótki postój na stacji benzynowej na kawę i hot-doga. Nieświadomi kolejnych utrudnień w Płocku wpadamy na remontowany odcinek z całkowitym brakiem asfaltu. Przez kilkaset metrów jedziemy po luźnym piasku, co ostatecznie kończy się przenoszeniem roweru.
Kierujemy się do Gąbina i dalej do Łowicza. Na tym odcinku zimny wiatr bardzo przeszkadza w jeździe. Nie ma odcinków zalesionych, a tym samym nie ma nas co ochronić przed wiatrem. Kiedy w dużej odległości na prostej zobaczyłem jadącego rowerzystę, uczestnika maratonu, postanowiłem minimalnym nakładem sił dogonić go. Był to jakiś realny cel, aby psychicznie znieść ten nudny odcinek trasy. Kiedy dojechałem do kolegi okazało się, że był to Endriu, który jechał samotnie całą noc bez snu.
Wspólnie całą grupką wjeżdżamy do Łowicza i robimy dłuższy postój na śniadanie pod Biedronką. Endriu jako, że niedawno jadł, zostawia nas i jedzie dalej sam. Wciskamy w siebie tyle jedzenia, ile się da. Wszystko wyśmienicie smakuje, drożdżówki, jogurt, bułki, serki.
W Skierniewicach zaliczamy piąty punkt kontrolny. Na tym odcinku jedzie mi się bardzo źle. Męczy mnie niesamowita senność, a nogi same kręcą bezwiednie. Niestety tempo jazdy jest bardzo kiepskie, trudno mi jechać szybciej niż 22-23 km/h. Po jakimś czasie batony czekoladowe kupione w sklepie wyraźnie poprawiają moje morale i na jakiś czas senność odpływa.
Za Rawą Mazowiecką momentami zaczyna padać i zaczynają się sprawdzać nieuniknione prognozy opadów deszczu w drugiej część trasy. Po drodze stajemy na kawę na stacji benzynowej, co wykorzystuję także na podładowanie baterii do lampki. Ubrani w kurtki przeciwdeszczowe ruszamy dalej w trasę, a prognoza pogody się urealnia. Rozpadało się na dobre i przez dłuższy odcinek jedziemy w deszczu o różnej intensywności.
Dojeżdżamy do Końskich na szósty punkt kontrolny, gdzie stajemy na dłuższy postój obiadowy w miejscowej pizzerii. Dodoelk i Darek zamawiają po mniejszych pizzach, a ja z Wiesiem decydujemy się na pizzę w rozmiarze 46 cm średnicy. Na jedzenie schodzi nam godzina, w tym czasie ładujemy też elektronikę. Opuszczamy ciepłe pomieszczenia pizzerii i wyruszamy w padającym deszczu w dalszą trasę. Jedziemy dość szybko, a deszcz przybiera na sile. Wszystko mam kompletnie przemoczone i już jest mi wszystko jedno, byle by tylko dojechać do Bobolic na kolejny punkt kontrolny.
Odpalam lampki i już wieczorem dosłownie mkniemy dalej. Prędkość na tym odcinku rzadko spada poniżej 30 km/h. Momentami Darek gubi nam się po drodze i zostaje z tyłu, to znów dochodzi do nas tracąc przy tym dużo sił. Dodoelk narzeka na duże znużenie i brak snu, więc na kilkanaście minut stajemy na stacji benzynowej. Nie wchodzę do środka, aby za bardzo się nie rozgrzewać, a Dodoelk chwilowo drzemie pod ścianą stacji. Chwilę później jedziemy dalej i z ulgą docieramy do Bobolic. Po wspólnych ustaleniach zaczynamy szukać miejsca na nocleg, który znajdujemy w Mirowie.
W zajeździe w Mirowie szybko wpadam pod prysznic, rozkładam rzeczy do wysuszenia i wskakuje do ciepłego łóżka. Zasypiam od razu. Rano budzi mnie dźwięk nastawionego alarmu. Wstaję w miarę wypoczęty po 6 godzinach snu. Na trasę wyruszamy, kiedy jest jeszcze dość ciemno.
Przejeżdżamy pierwsze kilometry i gdyby nie większe podjazdy to chyba wyziębiłbym się kompletnie. Kiedy już na dobre się rozgrzałem, koledzy zaproponowali postój na poranne śniadanie. Brzmi dobrze, ale chwilę później będę jeszcze raz musiał się rozgrzewać, co nie jest zbyt przyjemne przy tej temperaturze. Zjadamy po dwie drożdżówki, popijamy je jogurtem i colą. Po jakimś czasie wyprzedza nas Daniel Śmieja i Krzysiek Cecuła, którzy dosłownie przelatują koło nas. Tuż przed Olkuszem rozdzielamy się z Dodoelkiem, dla niego nasze tempo jest zbyt wolne. Dalej będziemy jechać do mety praktycznie w niezmienionym składzie.
Przez Olkusz przebijamy się z niemałymi trudnościami, ze względu na wzmagający się poranny ruch. Po opuszczeniu miasta nie mam chwili wytchnienia, ponieważ zaczynają się już konkretne podjazdy. Tuż przed Kalwarią Zebrzydowską wjeżdżamy na pierwszą konkretną ściankę, na którą dosłownie wtaczam się powoli. Na szczycie dojeżdża do mnie Wiesiu i po pięciominutowym postoju pojawia się Darek. Zaliczamy szybki zjazd i ponownie musimy wjeżdżać na kolejne podjazdy, w większości 10% i więcej.
Nareszcie dojeżdżamy do Makowa, gdzie mamy do zaliczenia pierwszy z trzech kultowych podjazdów na tym maratonie – podjazd pod Makowską Górę. Wjeżdżamy od trudniejszej, bardziej stromej strony. Daję radę wjechać tylko przez pierwsze 300 m. Reszta podjazdu idzie „z buta”. Po przejechaniu ponad 800 km, wjazd na góry z ponad 20% nachyleniem to dla mnie za dużo. Na szczycie podjazdu meldujemy się na ósmym punkcie kontrolnym i serpentynami zjeżdżamy ostrożnie po mokrej nawierzchni w stronę Makowa. Na końcówce zjazdu dają o sobie znać kończące się klocki hamulcowe. Jak tak dalej pójdzie, to do końca maratonu mogę dojechać bez hamulców.
Gdy we trójkę opuszczamy Maków, wjeżdżamy na bardzo ruchliwą drogę krajową prowadzącą do Jordanowa. Wyraźnie odżywam na tym odcinku i jadę bardzo sprawnie. Cisnę przez dłuższy czas i po jakimś czasie orientuję się, że daleko odjechałem Wiesiowi i Darkowi. Zaliczam kolejne konkretne podjazdy. W pewnym momencie po raz kolejny wyprzedzają mnie Daniel Śmieja z Krzysztofem Cecułą. W jaki sposób znaleźli się za mną, kiedy rankiem tego dnia już raz mnie wyprzedzali … pozostaje dla mnie zagadką.
Tuż przed podjazdem pod Obidową na chwilę staję na batona i colę. W tym momencie dojeżdża Wiesiu i wspólnie zaczynamy wspinaczkę pod drugi kultowy podjazd maratonu – Obidową. Widząc u podnóża znak z 20% nachyleniem wiedziałem, że nie wróży to nic dobrego. Podjechałem tylko krótki odcinek, a dalej musiałem już prowadzić rower. Wiesiu dzielnie próbował walczyć z podjazdem, ale jechał z prędkością niewiele przekraczającą moją marszrutę. Podjechał tylko część i też się poddał. Im wyżej wchodziliśmy tym pojawiająca się mgła gęstniała bardziej. Na szczycie widoczność spadła może do 100 m. Zaliczyliśmy tym samym kolejny dziewiąty punkt kontrolny.
Po „zaliczeniu z buta” Obidowej przejeżdżamy długi odcinek cały czas w dół. Trochę odpocząłem na zjazdach i wyjechaliśmy z gęstej mgły. Prędkość utrzymywała się na przyzwoitym poziomie, cały czas powyżej 30 km/h. Wjeżdżamy do Poronina, gdzie spotyka mnie niecodzienny widok krów przeprowadzanych ulicami miasta. Spowodowało to niemały korek, ale rowerem spokojnie udało nam się ominąć stado zwierząt.
Wspólnie z Wiesiem rozpoczynamy wjazd na ostatni kultowy podjazd maratonu – Gliczarów, który gościł kolarzy podczas Tour de Pologne. Początkowo wjeżdża się bardzo sprawnie, ale po dłuższym odcinku droga zaczyna ostro piąć się w górę z maksymalnym nachyleniem 24%. Do tego dochodzi kiepskiej jakości nawierzchnia. Z wielkim mozołem udaje mi się podjechać całość !!!
Do mety pozostaje już tylko stosunkowo krótki odcinek od Bukowiny Tatrzańskiej do Głodówki. W jeździe mocno przeszkadza gęsta mgła i padająca mżawka. Nawet najmocniejszy tryb lampki nie pomaga w komfortowym pokonywaniu drogi. Do tego dochodzą kolejne, chyba niekończące się podjazdy. Orientuje się, że daleko odjechałem Wiesiowi i do mety zmierzam sam. Na mecie w schronisku na Głodówce melduję się z czasem 56 godz. 57 min.
Podsumowanie:
Maratonu uważam za bardzo udany dla mnie. Przejechałem go bez jakichkolwiek komplikacji zdrowotnych czy kontuzji. Końcówka 200 km była trudna ze względu na sporą ilość dużych podjazdów, które wjeżdżałem mając w nogach już ponad 700 km. Do tego pogoda nie rozpieszczała. Nocami było zimno, dużą część trasy jechałem w deszczu, a w górach temperatura nawet w dzień spadała do 8-10 stopni Celsjusza. Duże znaczenie ma tutaj wrześniowy termin samego maratonu, kiedy to pogoda bywa już mało pewna i mało przewidywalna.
Czas netto – 39:44
Czas brutto – 56:57
Zaliczone nowe gminy – 26
Wielkie podziękowania dla moich wiernych kibiców za doping, dodawanie otuchy i wielką motywację do jazdy. Poniżej kilka sms-ów autorstwa mojego kolegi Jarka (Jarmik):
- 1.Niech huragan wieje im w plecy a szosa gładka będzie, jak pupcia niemowlęcia.
- 2.Hel na fotach, hel w oponach. Nikt dziś Keto nie pokona. Już serki baca szykuje, dzielnie Krzychu pedałuje.
- 3.Z Kociewia pochodzi lecz Bydgoszcz miłuje. Uparcie on do Zakopca Canyonem pedałuje.
- 4.Co tam deszcz, co tam wichura – góry blisko, hurra, hurra ! Choć zmęczenie, mózg przymula, peleton się żwawo kula.
- 5.Hel na fotach, hel w oponach. Nikt dziś bikerów nie pokona. Przewyższeń już co niemiara, napędza ich nasza wiara. Wiara w marzeń ich spełnienie, wiara celu wypełnienie.
- 6.Prężcie łydki, głowy niżej już Podhale coraz bliżej. Hart ducha i hart ciała – dech zapiera Polska cała.
- 7.Trzeszczą szprychy, gną się ramy. Dziś herosów podziwiamy. Pot i deszcz szosą spływają, Mikitki kciuki trzymają.
- 8.Jadą chłopy na oponach, niesie ich z Bydgoszczy wiara. Wiara w ducha co nie gaśnie. Ciśnij Keto zanim zaśniesz.
- 9.Jęczą 105-tek przednie przerzutki, w górskich przełęczach nadwyrężone. Już do Głodówki dystans malutki, pamiętaj na mecie by zadzwonić do żony.
- 10.Tiagry, Ultegry na popiół starte. Sram, Campagnolo potem zalane. Dusze bikerów są tak uparte, że za rok znów jechać będzie im dane.
- 11.U jak śpiewa Kult: Hej czy wy wiecie, że Keto zaraz będzie na mecie. Hej czy wy wiecie, na mecie ?
- 12.Huzar z Kwiatem łzę ociera, dojechali. O cholera. Skarul z dumą śle życzenia. Spełnił Keto swe marzenia. Teraz chłopy metę macie, zatem … suszcie mokre gacie.
Kategoria > 1000 km, Canyon, Maratony, Północ-Południe 2016
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!