Info

avatar Blog rowerowy prowadzi Keto z miasteczka Bydgoszcz. Mam przejechane 163364.80 km Jeżdżę z prędkością średnią 25.63 km/h Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
1147.00 km
51:45 h 22.16 km/h:
Maks. pr.:68.20 km/h
Temperatura:18.0
HR max:170 ( 93%)
HR avg:120 ( 65%)
Podjazdy:13024 m
Kalorie:29437 kcal

Ultramaraton Góry MRDP

Sobota, 22 sierpnia 2015 · dodano: 28.08.2015 | Komentarze 2

Trasa: Przemyśl - - Ustrzyki Górne - Nowy Żmigród - Banica - Muszyna - Stary Sącz -Zazadnia Polana - Stryszawa - Istebna - Kietrz - Głuchołazy - Złoty Stok - Stronie Śląskie - Międzylesie - Kudowa Zdrój - Głuszyca - Lubawka - Świeradów Zdrój

HZ - 65%
FZ - 27%
PZ - 8%
cad - 85

Maratonowe fotki

Startuję w nowo organizowanej, po raz pierwszy edycji Góry MRDP. Trasa ultramaratonu przebiega dokładnie przez odcinek górski pełnej pętli Maratonu Rowerowego Dookoła Polski i liczy 1122 km, z ponad 13 km przewyższeniami, do pokonania w limicie czasu 120 godzin (5 dni).

Start wyścigu rozpoczyna się od odprawy zawodników na rynku w Przemyślu. W asyście miejscowej policji, która zabezpiecza przejazd zawodników, spokojnym tempem ruszamy całą grupą na trasę. Już za Fredropolem podjeżdżamy pierwszy mocny, 10% podjazd na około 400 m. Grupa kolarzy na podjeździe już samoistnie zaczyna się dzielić. Ktoś ma pierwszą awarię i zrywa łańcuch. Ja jadę spokojnie swoim tempem, pamiętając ile mam do przejechania w tym wyścigu – żadnego szarżowania.

Kolejno zaliczam największy podjazd w całych Bieszczadach, czyli podjazd pod Arłamów na około 600 m. Ten kawałek jadę z trzema kolarzami z kategorii sport. Ładnie pracujemy na zmianach, ciągnąc spokojnie bardzo równym tempem.

Odcinek trasy od Ustrzyk Dolnych jadę wspólnie z Patrykiem Wawryszukiem (MGR-Mińska Grupa Rowerowa) i z kolegą z okolic Zakopanego. Wspólnie podjeżdżamy pod Żłóbek na ponad 640 m i dalej pod Lutowiska na ponad 730 m. Po drodze gdzieś gubi nam się kolega i razem z Patrykiem docieramy do pierwszego punktu kontrolnego w Ustrzykach Górnych (107 km). Stajemy na drobne zakupy w miejscowych sklepie i po 15 minutach ruszamy na trasę. Zaczyna lekko padać deszcz, który z czasem przechodzi w ulewę. Na poboczu ubieramy się w rzeczy przeciwdeszczowe i ruszamy dalej na trasę. Po chwili orientuję się, że Patryk został w tyle no to jadę sam pod kolejne przełęcze.

Podjeżdżam serpentynowy, bardzo widowiskowy podjazd pod przełęcz Wyżniańską (855 m) i dalej pod przełęcz Wyżną (872 m). Podjazd tego typu pokazuje namiastkę widokową rodem z wielkich wyścigów kolarskich w wysokich górach.
Na szybkich zjazdach dochodzi do mnie Patryk i wspólnie jedziemy aż do kolejnego, drugiego punktu kontrolnego w Nowym Żmigrodzie (234 km).

Przejeżdżam przez Gorlice i dalej jadę przez stosunkowo płaską część trasy jak na maraton górski. W końcu odbijamy z głównej drogi nr 28 w boczne, znacznie mniej uczęszczane drogi lokalne i po chwili dochodzi do nas Przemek Ruda (4 przejechane BBToury). Wspólnie podjeżdżamy pod bardzo stromą Ropę. Miejscami nachylenie podjazdu dochodzi do 13% i do tego w wielu miejscach z kiepską nawierzchnią. Po osiągnięciu szczytu nie ma wiele wytchnienia bo już po kilku mniejszych górkach oraz po kilkunastu dalszych kilometrach zaczyna się podjazd za Banicą (trzeci punkt kontrolny – 293 km). Dla mnie podjazd bardzo ciężki na ponad 700 m wzniesienia, ze średnim nachyleniem 10-13%, a maksymalnie mój Garmin pokazał w jednym miejscu 18%. Niestety końcówka podjazdu poszła „z buta”.

Na szczycie podjazdu ubieram się cieplej bo przeglądając wcześniej trasę wiem, że czeka mnie kilkunastokilometrowy zjazd do Muszyny (czwarty punkt kontrolny – 321 km) na którym o tej porze będzie zimno.

Dalej w trasie pokonujemy liczne mniejsze podjazdy i przez Piwniczną Zdrój docieramy do piątego punktu kontrolnego w Starym Sączu (366 km). Wysyłamy obowiązkowe smsy z potwierdzeniem lokalizacji i po krótkim posiłku na stacji benzynowej ruszamy dalej.
Jedziemy przez Krościenko i wjeżdżamy na kolejny z ciężkich, ponad 10% podjazdów – Hałuszową. Za przełęczą doganiamy jeszcze dwóch kolarzy. Jednego z nich słychać było już z odległości 100 m tak strasznie hałasował jego całkowicie suchy napęd w rowerze. Całą grupką jedziemy przez Niedzicę. W tle z daleka widać zamek w Niedzicy, który góruje nad tamą na jeziorze Czorsztyńskim. Zapamiętałem ten widok z poprzedniego Maratonu Podróżnika dwa miesiące wcześniej, gdzie obraz ten zrobił na mnie ogromne wrażenie.

Wkraczamy w teren wysokich gór Tatr i jako pierwszy ciężki podjazd wjeżdżamy pod Łapszankę (950 m). Pierwszy znacznie odjechał mi Przemek Ruda a gdzieś z tyłu pozostał Patryk Wawryszuk. Każdy z nas jedzie swoim tempem ale na płaskich odcinkach zjeżdżamy się ponownie. Podjazd ciągnie się bardzo długo, stale trzyma około 5-7% z mocną końcówką o nachyleniu 13%. Zatrzymujemy się na szczycie przełęczy na zrobienie pamiątkowych zdjęć kapitalnej panoramy Tatry. Pogoda zrobiła się słoneczna co skutkowało dużą ilością kolarzy amatorów na polance, na szczycie.

Wąską, malowniczą drogą pokonujemy szybki zjazd, mijając pozostałości napisów wiernych kibiców z czasu tegorocznego Tour de Pologne w stylu „allez kviato” i „Aru”.

Mijam miejscowość Brzegi i tuż przed podjazdem pod Głodówkę (1120 m) zjechała się nasza trójka i zaczęliśmy morderczą wspinaczkę. W połowie podjazdu dosłownie zabrakło mi przełożeń w rowerze. Pomimo tarcz 50-34 z przodu i kasety 11-28 z tyłu, jechałem tak wolno, że wręcz stanąłem. Niestety nie byłem w stanie już dalej ruszyć i nawet wpiąć się w pedały. Po chwili zatrzymał się Przemek, tylko Patryk mozolnie mieląc korbami wjechał na sam szczyt podjazdu !

Kilkanaście kilometrów przed Zakopanem spotykamy Kuriera (Jarek Kędziorek), który spokojnie wypoczywał na polance po wcześniejszym zjedzeniu kiełbaski pieczonej na własnym ognisku.

Przed Zakopanem, w okolicy Zazadniej Polany stajemy na szóstym punkcie kontrolnym maratonu (454 km).

Dojeżdżamy do Zakopanego, gdzie stajemy na jedzenie i zakupy w sklepie. Pół godziny później ruszamy na trasę, ale bardzo ciężko jest się przebić przez miasto ze względu na mnogość turystów oraz obchodzone Dni Zakopanego. Kilka razy musieliśmy przelatywać dosłownie na czerwonych światłach aby jakoś przebrnąć przez miasto.

Jedziemy stale we trójkę. Mijamy Czarny Dunajec i po licznych mniejszych podjazdach zaliczamy kolejną przełęcz tego etapu maratonu – Krowiarki (1020 m). Początkowo zjazd z przełęczy był bardzo nieciekawy ze względu na kiepską nawierzchnię i dlatego zjeżdżałem stale z zaciśniętymi klamkami hamulcowymi. Dopiero później droga się poprawiła ale na samym dole dłonie miałem obolałe od ich stałego zaciskania.

Zaliczamy kolejny już siódmy punkt kontrolny w Stryszawie na 548 km. Tutaj zjadamy we trójkę obiad i wraz z Patrykiem postanawiamy zorganizować kilkugodzinny nocleg. Przemek Ruda natomiast miał inną taktykę jazdy – koniecznie chciał jechać bez snu tak długo, jak to tylko się uda. Ja byłem już wykończony, zasypiałem dosłownie w trakcie jazdy i koniecznie musiałem się przespać. Z pomocą rodziny udało się załatwić nocleg w Jeleśni na 584 km trasy. Tyle też przejechałem bez snu jako pierwszy etap maratonu.

Spaliśmy z Patrykiem na prywatnej kwaterze przez całe 6 godzin. Rano miałem wyrzuty sumienia, że spaliśmy tak długo i znaczna część zawodników nas wyprzedzi, ale później okazało się, jak nasz pomysł był dobry. Wstałem kompletnie wypoczęty i spokojnie mogłem podjeżdżać kolejne góry.

Na pierwszy ogień idzie kultowy podjazd pod Istebną (ósmy punkt kontrolny – 613 km) po specyficznych betonowych płytach o dużych oczkach. Nachylenie na szczycie max. 20% nie dało mi szans na wjechanie rowerem. Musiałem podprowadzać ale szło się ciężko bo bloki butów spd zapadały się w dziurkowanych płytach.

Kolejny duży podjazd jaki podjeżdżam na trasie to Kubalonka (760 m). Podjeżdża się go już znacznie łatwiej. Po raz kolejny gdzie się gubi Patryk. Za to po drodze mijam kolegę z BBTouru co daje mi dużą satysfakcję.

Do Cieszyna jadę samotnie aż w końcu dochodzi do mnie Patryk. Razem jedziemy przez generalnie płaskie tereny Śląska. W godzinach szczytu ciężko także przedostać się przez poszczególne większe miasteczka. Po raz kolejny zostaję wytrąbiony przez kierowców aby zjechać na ścieżkę rowerową. Szczytem chamstwa było wyzwanie mnie przez kierowcę autobusu miejskiego, który bardzo niekulturalnie pouczał mnie na temat przepisów ruchu drogowego.

Na wyjeździe z Jastrzębia Zdrój w oddali widzę jadącego Olo i próbuję razem z Patrykiem dojść kolegę. Po chwili usłyszałem wystrzał tylnej opony w moim rowerze i tyle pozostało po pogoni za Olo. Na przystanku wymieniam dętkę i rozerwaną oponę. Jadąc dalej przez Racibórz na chwilę wjeżdżam do przydrożnego serwisu rowerowego aby dopompować oponę.

Odcinek przez Kietrz (dziewiąty punkt kontrolny – 726 km) aż do Prudnika dość męczący ze względu na otwarte tereny i wiejący z południa wiatr. Do tego silne podmuchy przejeżdżających TIR-ów skutecznie obrzydzały trasę.

Na tym odcinku w końcu dogoniliśmy Olo, który jechał bez większej ilości snu i wyglądał dosłownie jak zombie. Przez dłuższy czas jechał z nami ale później przeszedł na swoje tempo z zamiarem niedługiego zatrzymania się na sen.

W Głuchołazach (dziesiąty punkt kontrolny – 794 km) stajemy na obiad z wielką pizzą. Wciskamy w siebie wielkie ilości jedzenia wręcz na siłę. Po takim posiłku aż trudno było się ruszyć w dalszą trasę.

Dalszy odcinek trasy dosyć płaski z dobrej jakości drogami. Po drodze wyprzedzamy dwóch kolegów z BBTouru a dalej spotykamy samotnie jadącego Wiesia Jańczaka i razem we trójkę kontynuujemy jazdę. Mijamy wielką tamę w Otmuchowie i wjeżdżamy do Złotego Stoku (jedenasty punkt kontrolny – 846 km).

Wjeżdżamy w Sudety i na sam początek zaliczamy pierwszą przełęcz – Jaworową (691 m). Podjazd długi, 8 km o bardzo kiepskiej nawierzchni, ale niezbyt stromy (około 3-5%) zaliczamy nocą. Zaczyna silnie wiać i tylko okalające nas drzewa wytłumiają pęd wiatru, głośno przy tym szumiąc. W połowie podjazdu spotykamy Andrzeja Bińkowskiego, jadącego w kategorii sport i w takim składzie czwórkowym przejedziemy maraton już do samego końca.

W Lądku Zdrój stajemy na rynku, na krótki postój pod sklepem. Konieczne jest zrobienie zapasów picia i jedzenia na nocną jazdę.
Jedziemy przez Stronie Śląskie (dwunasty punkt kontrolny – 871 km). Po drodze wjeżdżamy na przełęcz Puchaczówka (870 m), dla mnie bardzo ciężki i długi podjazd. Na szczycie tak mocno wiało, że konieczne było schowanie się wśród drzew. Wiele połamanych gałęzi leżało na drodze. Pomimo bardzo silnego wiatru była zadziwiająco ciepło.

Jak na nocną jazdę nie byłem jeszcze za nadto zmęczony brakiem snu, dlatego zdecydowałem się na dalszą jazdę w perspektywie aż do mety. Zaliczamy kolejny już trzynasty punkt kontrolny na 902 km. Stąd zaczynamy bardzo długi podjazd do Zieleńca (905 m).
Nad ranem zaczyna padać drobna mżawka a wjeżdżając do Dusznik jechałem przez kawałek trasy w mlecznym, mokrym otoczeniu mgły. Na szybkim zjeździe z Dusznik momentami było bardzo niebezpiecznie ze względu na ograniczoną widoczność i mokrą nawierzchnię.

Skręcamy w lewo, w drogę krajową do Kudowy, która jednocześnie prowadzi do granicy Czeskiej. Odcinek bardzo niebezpieczny ze względu na dużą ilość TIR-ów pędzących z góry dosłownie na złamanie karku. Koledzy jadący za mną po czasie opowiedzieli mi, że jeden z takich kamikadze minął mnie dosłownie o centymetry i mały włos obyło się bez tragedii.

W Kudowie zaliczamy czternasty punkt kontrolny – 959 km, skąd wjeżdżamy na kolejny bardzo trudny podjazd pod Lisią Przełęcz (790 m). W połowie podjazdu rozpadało się na dobre tak, że ulewa utrudniała dalszą jazdę. Ubrałem się w rzeczy przeciwdeszczowe i nie chcąc tracić czasu jechałem dalej. Później okazało się, że decyzja była słuszna bo deszcz padał przez całe 5 godzin z różnym natężeniem i czekanie tyle czasu to byłaby tylko niepotrzebna strata.

W deszczu pokonujemy kolejne trudne podjazdy z bardzo kiepskiej jakości nawierzchnią, same dziury, łaty, a miejscami odcinki szutrowe. Szybkie zjazdy w takich warunkach to wielkie ryzyko wypadku jak i uszkodzenia sprzętu. Dlatego zjeżdżałem bardzo ostrożnie.

Dojeżdżamy do Głuszycy na piętnasty punkt kontrolny – 1013 km gdzie jemy ostatni na trasie maratonu obfity obiad.
Przejeżdżamy przez Lubawkę (szesnasty punkt kontrolny – 1050 km) i zostają nam do zaliczenia ostatnie dwa większe podjazdy na trasie. Pierwszy podjazd pod przełęcz Kowarską (775 m) idzie powoli ale bardzo sprawnie. Kolejny podjazd ze Szklarskiej Poręby na Zakręt Śmierci to coś na dobicie maratończyka przed metą. Początek podjazdu już od samego początku trzyma po 10-12% i tak ciągnie się serpentynami, aby w końcówce dobić do 18% nachylenia.

Ze szczytu Zakrętu Śmierci pozostaje bardzo szybki 17 km zjazd do Świeradowa Zdrój, gdzie zlokalizowana jest meta ultramaratonu. W samym mieście jeszcze tylko ostatni krótki, sztywny podjazd i we czwórkę wpadamy na metę.

Adrenalina trzyma więc zmęczenia na razie nie odczuwam. Pomimo, że mam w nogach prawie 1200 km z tylko 6 godzinami snu czuję się nad wyraz dobrze. Mam jeszcze siły żeby się najeść, wykąpać i iść z kolegami na piwo !


Ultramaraton uważam za bardzo udany. Trasa bardzo wymagająca zarówno pod względem jej długości (1122 km) ale przede wszystkim dużej ilości przewyższeń (ponad 13000 m), myślę że sporo trudniejsza niż BB Tour.
Łącznie na 67 osób startujących zająłem 30 miejsce z czasem brutto 78 godz. 55 min., a netto 51 godz. 45 min.
Z uzyskanym czasem brutto (78:55) zdobyłem tym samym kwalifikację do pełnej edycji Maratonu Rowerowego Dookoła Polski, który odbędzie się w 2017 r. (3130 km w limicie czasu 10 dni).

Klasyfikacja generalna w kategorii Extreme - 27 miejsce na 61 startujących.

I etap: Dystans 584,02 km; czas netto 24 godz. 47 min.; podjazdy 6997 m
II etap: Dystans 563,18 km; czas netto 26 godz. 58 min.; podjazdy 6027 m








Komentarze
Hipek
| 12:07 wtorek, 1 września 2015 | linkuj Gratuluję!

Dopiero po czasie się dowiedziałem, że warto było jednak z Wami zostać w bazie jeszcze jeden dzień...
olo
| 20:53 piątek, 28 sierpnia 2015 | linkuj że niby ja zombie? ja mam po prostu taką mimikę twarzy podczas urlopu. w rzeczywistości świetnie wypoczywam :D
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!